Zjazd teologów fundamentalnych, 11.09.2020 Gniezno
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji XVI Zjazdu Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych „Misteria życia Jezusa – historia i teologia”, 11 września 2020, katedra gnieźnieńska.
Drodzy Siostry i Bracia!
Katechizm Kościoła Katolickiego mówiąc nam o misteriach publicznego życia Jezusa wskazuje, że charakterystyczną cechą Jego nauczania są przypowieści. Przez nie – jak czytamy w Katechizmie – Jezus zaprasza na ucztę Królestwa, ale wymaga także radykalnego wyboru: aby zyskać Królestwo, trzeba oddać wszystko; nie wystarczą słowa, potrzebne są czyny. Przypowieści są dla człowieka jakby zwierciadłami: czy przyjmuje on słowo jak ziemia skalista czy jak ziemia żyzna? Co czyni z otrzymanymi talentami? Usłyszeliśmy przed chwilą przypowieść, którą Jezus opowiedział swym uczniom. I dla nas jest ona zwierciadłem. Jest ona lustrem, w którym możemy się tego ranka, tutaj, w katedrze, przejrzeć. Możemy się więc w niej zobaczyć z tym wszystkim, co przeżywamy i co czynimy, a nade wszystko i najpierw, kim naprawdę jesteśmy. Jesteśmy uczniami Jezusa. A być uczniem – tłumaczy nam w swej adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium papież Franciszek – znaczy być zawsze gotowym, by nieść innym miłość Jezusa, a dzieje się to spontanicznie – jak dalej wyjaśnia – w jakimkolwiek miejscu, na ulicy, na placu, przy pracy, na drodze. Nieść innym miłość Jezusa może jednak tylko ten, kto wpierw sam w Nim jest zakochany, kto Go przyjmuje jako swego Pana i Zbawiciela, kto Go uznaje za swojego Mistrza. Dlatego – jak nam przypomina jeszcze w dalszym ciągu przywołany już Katechizm Kościoła Katolickiego – trzeba wpierw wejść do Królestwa, to znaczy stać się uczniem Chrystusa, aby poznać tajemnice Królestwa niebieskiego. Dla tych zaś, którzy „są poza” – puentuje – wszystko pozostaje niejasne. A zatem być uczniem lub lepiej jeszcze stać się uczniem, czy wręcz stawać się uczniem, to znaczy poznawać tajemnice, misteria życia Jezusa, bo – znów krótki cytat z Katechizmu – przez czyny, cuda i słowa zostało nam objawione, że „w Nim …. mieszka cała Pełnia: Bóstwo na sposób ciała”. Z jednej więc strony jesteśmy wzywani do tego, aby przed sobą mieć nieustannie obraz naszego Mistrza – Jezusa, jako jedynej osoby godnej posłuchu i naśladowania; z drugiej jednak jesteśmy przynagleni do konfrontowania się z Nim jako wzorem, który trudno naśladować. Uczeń – słyszeliśmy – nie przewyższa nauczyciela. Może więc dlatego Apostoł Paweł przypomniał nam, że nasze podążanie za Mistrzem, że nasze stawanie się uczniem Jezusa to nie jakiś szaleńczy bieg na oślep czy zadawanie ciosów w próżnię, ale praca, poskramianie naszej pychy i naszego egoizmu, naszego własnego ja, bym – jak mówił Paweł – głosząc innym naukę samemu przypadkiem nie zostać uznanym za niezdatnego. Wszystko bowiem czynię dla Ewangelii – wskazuje – by mieć w niej swój udział.
Moi Drodzy!
Jezusowa przypowieść – jak mówiłem idąc za Katechizmem – jest zwierciadłem, jest lustrem, w którym mamy i możemy się tego ranka i my wszyscy nieco przejrzeć. Ktoś w swym komentarzu – myślę, że słusznie – napisał, że w tej przypowieści człowiek, jakiego pragnie Jezus, to człowiek o jasnym umyśle, przejrzysty, autentyczny, człowiek na zewnątrz taki sam, jakim jest w swoim wnętrzu. Człowiek – jak mówimy – wewnętrznie spójny i przez to zewnętrznie czytelny. Człowiek zintegrowany. A więc człowiek, który, owszem, pozostaje tajemnicą, przekonany jednak o konieczności zmagania, bo wie – jak wskazywał nam to już wspomniany Katechizm – że nie wystarczą słowa, potrzebne są czyny. My chrześcijanie – ostrzegał nas w jednej ze swych porannych homilii papież Franciszek – mamy niestety pokusę udawania uczonych: ustawiania się poza grą grzechu i łaski, jakbyśmy byli aniołami. Stąd wciąż jakoś niezmiernie łatwo przychodzi nam – mówiąc słowami jezusowej przypowieści – widzieć drzazgę w oku brata, a nie widzieć belki we własnym oku. Własna ślepota, czyli niezdolność do uznania siebie samego za potrzebującego przebaczenia i miłosierdzia, nas samych czyni niepełnosprawnymi, którzy ni jak nie są w stanie, choć wciąż im się wydaje, że przecież jednak są, naprawdę pomóc innym. Czy jednak niewidomy może prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? To prawda, że braterskie upomnienie – jak trafnie zauważa papież Franciszek – leczy ciało Kościoła, ale – bardzo mi się podoba to jego porównanie – że nie działa się tutaj skalpelem, lecz – mówi papież – jak nasze mamy czy babcie, które, gdy widzą dziurę w tkaninie, którą należy zaszyć, starannie cerują. Jeśli bowiem nie jesteś w stanie tego dokonać z miłosierną miłością, w prawdzie i z pokorą, to tylko kogoś obrazisz, ugodzisz człowieka w serce, rozpuścisz kolejną plotkę, która rani, a sam staniesz się ślepym obłudnikiem. Bo chrześcijanin, który nie udziela braterskiego upomnienia w miłości, prawdzie i z pokorą, sam się dyskwalifikuje. Nie potrafi stać się chrześcijaninem dojrzałym.
Umiłowani w Panu!
Kościół uczy nas, że wszystko w życiu Jezusa (…) jest znakiem Jego misterium. To bowiem co widzialne w Jego ziemskim życiu, prowadzi do niewidzialnego misterium Jego synostwa Bożego i Jego odkupieńczego posłania. W swojej pracy i posłudze jesteście więc, jako teologowie, wezwani, aby podejmując to przesłanie, przybliżać je wrażliwości współczesnych nam ludzi. Papież Franciszek apeluje do nas wszystkich, byśmy sami tak właśnie poznając i zgłębiając misteria życia Jezusa, czynili obecnym – jak mówi – zapach bliskiej obecności Jezusa i Jego osobiste spojrzenie. Możemy uczynić to tylko wtedy, gdy my sami, jako pierwsi, utkwimy nasz wzrok w pokorne oblicze Jezusa. Tylko wpatrzeni w Niego, przemienieni Jego łaską i mocą, będziemy mogli ukazywać, że wszyscy jesteśmy wezwani, aby prawdziwie upodobnić się do Niego. Sobór Watykański II wskazuje nam bowiem, że właśnie dlatego jesteśmy dopuszczeni do misteriów Jego życia, z Nim współukształtowani, razem z Nim umarli i razem z Nim wskrzeszeni z martwych, aż razem z Nim będziemy królować. Na ziemi jeszcze jako pielgrzymi, idąc Jego śladami wśród ucisków i prześladowań, jesteśmy złączeni z Jego cierpieniami, jak ciało z głową, współcierpiąc z Nim, abyśmy razem z Nim mieli udział w chwale. Tylko jeśli staniemy się tacy, jak Jezus, będziemy mogli o sobie powiedzieć, że jesteśmy prawdziwie uczniami. A jakość ucznia rozpoznaje się po ty, co czyni, po tym, co wychodzi z jego wnętrza, z jego przemienionego serca. Niech zatem nasza dzisiejsza modlitwa przy relikwiach świętego Wojciecha uprosi nam wszystkim światło w tej drodze. Szczęśliwi, których moc jest w Tobie. Ty bowiem hojnie ich darzysz łaską i chwałą, albowiem nie odmawiasz dobrodziejstw żyjącym nienagannie. Amen.