Zakończenie V Kongresu Nowej Ewangelizacji, 27.10.2019

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej na zakończenie V Kongresu Nowej Ewangelizacji „Radość Miłości”, 27 października, hala GOSiR Gniezno.

Umiłowani w Panu Siostry i Bracia,

Na zakończenie V Kongresu Nowej Ewangelizacji poświęconego małżeństwu i rodzinie daje nam dziś Pan słowo, które – mam taką nadzieję – zabierzemy ze sobą po tych kongresowych dniach modlitwy i refleksji. Jest to najpierw słowo o modlitwie. Jest to więc słowo o modlitwie pokornego – jak przypomniała nam Księga Mądrości Syracha – która przenika obłoki i nie dozna pociechy, zanim nie osiągnie celu. Byliśmy w tych dniach razem uwielbiając Boga i modląc się w intencji małżeństw i rodzin. Byliśmy razem prosząc, aby Najwyższy, aby Jezus wejrzał w te wszystkie sytuacje współczesnych nam małżeństw i rodzin. Prosiliśmy, aby On swym wejrzeniem obejmował wszystkie sytuacje takie, jakie dziś są, nie tylko te wybrane, nie tylko te szczególne, nie tylko te jakoś uładzone, ale dosłownie wszystkie. Dlatego, myślę, że jeszcze raz bliskie w tych dniach i w ten sposób stały się nam słowa papieża Franciszka, że to piękne – żebrać o miłosierdzie Boże, że to piękne uwielbiać Boga w życiu małżeństw i rodzin, że to piękne otwierać nasze serca z ufnością Temu, który wychodzi nam na spotkanie, który zwraca ku nam swe oblicze, słyszy wołających o pomoc i ratuje ich od wszelkiej udręki. Tak bardzo pragnęliśmy w tych dniach być rzeczywiście blisko wszystkich małżeństw i rodzin. Być blisko i nie osądzać i nie oceniać, ale towarzyszyć. Kościół jest po to, aby towarzyszyć nie rodzinie idealnej, ale takiej jaka ona jest. Punktem wyjścia jest życie, jest człowiek. Uczyliśmy się na powrót tego słowa, a raczej uczyliśmy się tej postawy, do której tak bardzo zachęca nas dziś Kościół. Uczyliśmy się jej i musimy się uczyć, aby się nie pomylić, aby nie biec na próżno, aby się nie pogubić i nie oddalić od życia. I my bowiem wierzymy, to znaczy sami jako pierwsi uwierzyliśmy – jak mówi nam Amoris laetitia – że Ewangelia rodziny jest naprawdę radością, która napełnia serca i całe życie, ponieważ w Chrystusie – jak przypomina nam papież – jesteśmy wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji. I dlatego powtórzę nam wszystkim teraz jeszcze raz za papieżem Franciszkiem, a On to wypowiadał w odniesieniu do ewangelicznej przypowieści o siewcy, który – jak pamiętamy – wyszedł siać i który tak hojnie rzucał ziarno, tak hojną ręką, że w zasadzie nawet w pewnym sensie marnując je – że naszym zadaniem jest współpraca w siejbie: reszta jest dziełem Boga. W ten sposób i my sami będziemy mogli doświadczyć, jak doświadczył Apostoł Paweł i dał nam dziś o ty w swoim Liście do Tymoteusza jakże piękne i przekonujące świadectwo, prawdziwiej bliskości Pana. Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie, aby się przeze mnie dopełniało głoszenie Ewangelii. Mam nadzieję, że w tych dniach i my wszyscy zostaliśmy tak właśnie wzmocnieni. On dosłownie stanął przy nas, aby w nas i przez nas nieustannie dopełniało się teraz, dopełniało się dziś głoszenie Ewangelii rodziny. A mieliśmy przecież okazję zobaczyć i mieliśmy okazję rozeznać, nie tylko, w jaki sposób ma się to w nas i przez nas nadal prawdziwie dopełniać, a więc do kogo i jak jesteśmy posłani, z czym i w jaki sposób mamy dalej iść, ale nade wszystko, w jaki sposób sami przeżywać to nasze wychodzenie, aby było ono naprawdę owocowaniem. Problem – przestrzegał nas bowiem w Amoris laetitia papież Franciszek – rodzi się wówczas, gdy żądamy, aby relacje były idylliczne czy też, aby ludzie byli doskonali, albo – mówił jeszcze papież – gdy siebie stawiamy w centrum i oczekujemy wyłącznie, aby się działo tak, jak chcemy. Potrzebna jest cierpliwość i nadzieja, że owoc będzie, i że będzie to nie nasz, ale Boży owoc.

Moi Kochani!

Choć słowo dzisiejszej niedzieli – jak komentował je kiedyś papież Franciszek – rzeczywiście mówi nam i chce nas nauczyć, jaka jest postawa właściwa, aby modlić się i przyzywać miłosierdzia Ojca, a więc – wskazywał krótko papież – jak należy się modlić, to jednak nie skupia nas przecież tylko na jakiejś instrukcji czy nauce modlitwy, ale wskazuje na postawę człowieka i to wcale nie tylko i nie tyle, nie jedynie w odniesieniu do modlitwy. Ona bowiem ujawnia się, również w modlitwie, i pewnie można by nawet mówić: powiedz mi, jak się modlisz, a powiem ci, kim jesteś. Jezus jednak – jak usłyszeliśmy – to, co powiedział, powiedział niektórym, co dufni byli w sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili. Skąd w człowieku rodzi się taka właśnie postawa? Czy jest ona owocem jakiegoś zaślepienia? Czy jest ona owocem jakiegoś pogubienia? Czy brakuje w niej tylko jakieś trzeźwej samooceny, a może nawet szczerości czy jakiejś samokrytyki, że zdolni jesteśmy patrząc na drugiego, tak właśnie mówić, oceniać i żyć? Papież Franciszek próbując kiedyś pomoc nam zrozumieć nieco współczesne korzenie takiego zachowania zauważył, że wszyscy jesteśmy ogarnięci szalonym rytmem dnia powszedniego, często owładnięci sensacją, ogłupiali, zdezorientowani. Dlatego – mówił – trzeba nam nauczyć się odnajdywać drogi do naszego serca, bo w istocie problem, który przedstawił nam dziś Jezus dotyczy wcale nie tego, jak się modlimy, ale raczej, jakie jest nasze serce. I tu – idąc jeszcze za pięknym tekstem zaczerpniętym z jednej z homilii świętego Jana Chryzostoma, dodałbym – jak On wskazuje – że choć to prawda, że pokora zrywa więzy grzechu, i że brak pokornego serca wikła człowieka w oskarżenia i wypominania innym, a jednak – jak mówił ten Ojciec Kościoła – różnica dotyczyła czegoś znacznie większego. Ona była naprawdę poważniejsza niż tylko brak pokory. Dlatego do faryzeusza Chryzostom kieruje takie słowa: biedna i nieszczęśliwa duszo, potępiłeś cały świat, dlaczego również poniżyłeś twego bliźniego? Nie wystarczył ci cały świat, że zechciałeś również potępić tego celnika? A o celniku Chryzostom mówi krótko i jasno, że jego postawa nie była pokorą, lecz prawdą. Jego słowa były prawdziwie, ponieważ był grzesznikiem. Faryzeusz nie poznał prawdy o sobie, bo tak naprawdę doskonale przysłonił ją modlitwami, postami czy – jak sam mówił – dziesięcinami ze wszystkiego, co nabywa. Celnik nie miał ani co ani czym zasłonić. Tak, jego słowa były prawdziwe. I dlatego ten – jak słyszeliśmy – odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Nie przysłaniać prawdziwego życia, nie zasłaniać go jakimiś pobożnymi uczynkami, nie czynić z tego wszystkiego fasady, za którą tak naprawdę nic nie ma. A pewnie jest i może być nawet gorzej, skoro przypatrując się tej postaci papież Franciszek powie, że to ikona człowieka zepsutego. Mieć odwagę stawać przed Bogiem z pustymi rękami, z otwartym sercem, uznając prawdę o sobie, uznając siebie za grzesznika, z tak głębokim przekonaniem, jak mówił dziś nam Apostoł Paweł, że sam Pan wybawi mnie od wszelkiego złego czynu i ocali mnie, i przyjmie do swego królestwa niebieskiego.

Moi Drodzy!

Potrzeba nam tej postawy w naszym życiu, w życiu małżeństw i rodzin, w życiu wszystkich, którzy towarzyszą, czyli są blisko na droga życia małżeńskiego i rodzinnego. Taka postawa niesie w swej istocie radość miłości. We wspominanym już niejednokrotnie czwartym rozdziale Amoris laetitia papież Franciszek, nawiązując do świętego Tomasz, wprost powie, że radość (laetitia) jest używane w odniesieniu do poszerzania wielkości serca. A zatem z jakim sercem tu przyjechaliśmy? Czy te kongresowe dni naprawdę poszerzyły nam serce? Czy je tak poszerzyły czy też wciąż jeszcze nasze serce oskarża, potępia, wytyka, napomina, a nie próbuje, nie usiłuje, nie stara się nawet zrozumieć i nie otwiera, by przyjąć prawdę o człowieku, o nas samych, grzesznikach umiłowanych przez Boga, prawdę o małżeństwie i rodzinie, w której – jak pisał nam papież Franciszek nawiązując do pięknych słów papieża Benedykta XVI – radość zamierzona dla nas przez Stwórcę ofiaruje nam szczęście, które pozwala nam zasmakować coś z Boskości. Obyśmy dziś wyszli stąd z rozszerzonym sercem, z nowym sercem, z sercem przepełnionym radością, radością miłości, z sercem pokornym. Trzeba – powtórzę jeszcze raz za papieżem Franciszkiem – nauczyć się odnajdywać drogi do naszego serca (…) bo tam Bóg nas spotyka i do nas mówi. Amen.      

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter