Zakończenie Pieszej Pielgrzymki Archidiecezji Gnieźnieńskiej, 6.08.2019 Jasna Góra
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. kończącej Pieszą Pielgrzymkę Archidiecezji Gnieźnieńskiej na Jasną Górę, 6 sierpnia 2019, święto Przemienienia Pańskiego, jasnogórskie sanktuarium.
Drodzy Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie
Kochane Siostry Zakonne i Bracia
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia
Drodzy Pielgrzymi
Usłyszeliśmy przed chwilą, że Jezus wziął ze sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. W ten sposób, jak zauważył kiedyś papież Franciszek, On sam pozwolił swoim uczniom poznać przedsmak chwały zmartwychwstania: zobaczyć skrawek nieba na ziemi. Gdy On się modlił, przed Piotrem, Janem i Jakubem odsłoniło się niebo. Mogli bowiem dostrzec, że wygląd Jego twarzy się zmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. Do tej pory, tam, na dole, widzieli w Jezusie konkretnego człowieka. Choć uznawali w Nim swego Mistrza i Pana, był jednak do nich we wszystkim, z wyjątkiem grzechu, tak podobny. Za Nim poszli i z Nim przebywali. Z pewnością sami dobrze już rozpoznawali choćby rysy Jego twarzy czy Jego ludzką sylwetkę. Rozpoznawali Go tak, jak rozpoznaje się konkretnych ludzi, na przykład po charakterystycznej barwie głosu czy nawet samym sposobie, w jakim do nich mówił. A teraz tam, na górze, zobaczyli chwałę, która Go ogarnęła. Wszystko to jednak nie miało nic z pełnych fantazji nadzwyczajnych wizji. Ten skrawek nieba – jak nazwał przemienienie Pańskie papież Franciszek – nie był przecież związany z jakimś cudownym miejscem, ale z osobą, z Jezusem, którego, tak właśnie odmienionego i przemienionego zobaczyli teraz Jego uczniowie. Łukasz Ewangelista, i tylko Łukasz, wskazuje nam jeszcze na pewien szczegół, a mianowicie, że Jezus się przemienił, gdy się modlił. To właśnie wtedy Piotr, Jan i Jakub mogli zobaczyć i rozpoznać, że to, co się z Nim stało, co widzieli na zewnątrz, to po prostu, jak teraz On wyglądał, było owocem modlitwy. Pan Jezus tak bowiem wszedł w modlitwę, tak zagłębił się w intymną rozmowę z swym Ojcem, w której rozbrzmiewało także Prawo i Prorocy, a więc Mojżesz i Eliasz, że stało się to zaraz na zewnątrz dosłownie widoczne. Bo jezusowe przemienienie, powtórzmy, nie było jakimś tanim czy pocieszającym fajerwerkiem, jakąś magiczną sztuczką, jakąś wizją czy pochwaleniem się przed uczniami jakimiś obrazami nieba. Żeby może choć trochę to pojąć i właściwie zrozumieć, przywołany już przeze mnie papież Franciszek powie nam, że tak się dzieje również za każdym razem w życiu jezusowych uczniów – modlitwa w Chrystusie i w Duchu Świętym przemienia bowiem osobę od wewnątrz i może oświecić innych oraz otaczający świat. Pomyślmy więc sobie teraz, ileż razy spotkaliśmy już takich ludzi, tłumaczy dalej papież, którzy jaśnieją, z których oczu promieniuje światło, którzy mają to jaśniejące spojrzenie! Modlą się, a modlitwa tego dokonuje – czyni nas jaśniejącymi światłem Ducha Świętego, prawdziwie więc przemienia.
Moi Kochani!
Od kilku czy nawet kilkunastu już lat nasze gnieźnieńskie piesze pielgrzymowanie na Jasną Górę kończy się co roku właśnie w to liturgiczne święto Przemienienia Pańskiego. I ono ma więc w sobie również coś z tego dzisiejszego wydarzenia. Jest w nim coś z tej sytuacji, gdy Jezus z uczniami, z Piotrem, Janem i Jakubem, wychodzi na górę. Idąc przecież na Jasną Górę, idąc do naszej Jasnogórskiej Matki i Królowej, w pewnym sensie i wy, Kochani Pielgrzymi, każdego roku wychodzicie na górę. I nie chodzi mi tutaj tylko, jak się pewnie słusznie domyślacie, jedynie o to dosłowne, a więc fizyczne wejście na jasnogórski szczyt, o wasze codzienne wspinanie się i przybliżanie przez kolejne dni pielgrzymki, tak krok po kroku, do Częstochowy. Sami już dobrze wiecie, że ten fizyczny wysiłek, że ten trud drogi i przemierzanie kolejnych kilometrów tak naprawdę mają sens tylko wtedy, gdy są, tak czy inaczej, jak najbardziej podobne również do tego właśnie dzisiejszego jezusowego wyjścia z uczniami na górę. Pielgrzymka jest przecież waszym wyjściem, aby się modlić. Jest drogą modlitwy, i nie tylko dlatego, że pielgrzymowaniu jakoś naturalnie zawsze przecież towarzyszy modlitwa, że ona jest modlitwą, że po prostu w drodze na Jasną Górę się modlicie, że idąc, tak czy inaczej, również tańcem czy śpiewem przecież wciąż się modlicie. Pielgrzymka w tym swoim wychodzeniu na górę, jest szansą, aby doświadczyć coraz głębszej relacji z Panem Bogiem, a przez to też z siostrami i braćmi, aby – jeszcze raz posłużę się słowami papieża Franciszka – naprawdę zobaczyć skrawek nieba na ziemi. A mówiąc tak do was, mówiąc w ten sposób nie zamierzam wcale idealizować tego wszystkiego, co się wydarza po drodze. Nie zamierzam odbierać wam zmagań czy trudu przekraczania siebie, pojawiającego się w drodze także zniechęcenia czy jakichś słabości. W dzisiejszej Ewangelii usłyszeliśmy przecież i to, że właśnie wtedy, gdy wygląd Jezus się odmienił, a Mojżesz i Eliasz ukazali się w chwale i mówili z Jezusem o Jego odejściu, którego ma dokonać w Jerozolimie, Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni, a więc po prostu usnęli. Można więc, słysząc dziś i te słowa, uświadomić sobie, że również pielgrzymkę tak czy inaczej można po prostu przespać. Można bowiem iść, nic ostatecznie nie widząc i niczego, zwłaszcza w sobie nie zauważając. Można pielgrzymować, choć w rzeczywistości tak niewiele w nas to zmienia. Można, bo jesteśmy przecież wolni i od tego, czy – jak zmożeni snem uczniowie Jezusa – i my się po drodze ockniemy, czy się i tym razem jakoś ocknęliśmy, będzie teraz tak naprawdę zależało, czy i w nas, w każdej i w każdym z nas dokonała się na pielgrzymce przemiana. Pamiętacie, papież Franciszek, mówił, że można to już trochę rozpoznać, że można to zobaczyć. Są bowiem tacy ludzie – mówił papież – którzy jaśnieją, z których oczu promieniuje światło, którzy mają to jaśniejące spojrzenie. Modlą się, a modlitwa tego dokonuje – czyni nas jaśniejącymi światłem Ducha Świętego. Są więc tutaj tacy ludzie, nieprawda! Tacy przyszliśmy dziś na Jasną Górę. Tacy i w tym roku przecież wyszliśmy, wyruszyliśmy i poszliśmy, aby się w drodze modlić. Tacy teraz jesteście, nieprawda?! Modlą się, a modlitwa czyni nas jaśniejącymi światłem Ducha Świętego!
Moi Drodzy!
Aby to się w was dokonało, aby mogło się to właśnie w każdej i w każdym z was prawdziwie przez te pielgrzymkowe dni dokonać, poszliście – jak Maryja – otwarci i gotowi, powtarzając w drodze, a może nawet właśnie tak, poszliście, aby nauczyć się powtarzać: oto ja! Słowa Maryi wypowiedziane do Anioła, który zwiastuje Jej radosną nowinę, że będzie Matką Zbawiciela, Jezusa. W czasie ostatniego światowego spotkania młodych w Panamie, papież Franciszek powiedział nam, że jest przecież takie marzenie, marzenie wspaniałe, marzenie, dla którego Jezus oddał swe życie na krzyżu, a Duch Święty zstąpił i naznaczył je ogniem w dniu Pięćdziesiątnicy w sercu każdego mężczyzny i każdej kobiety, w sercu każdego, w twoim i w moim sercu, także i w twoim, w oczekiwaniu, że znajdzie miejsce, by się rozwijać i wzrastać. Marzenie to nazywa się Jezus, jest zasiane przez Ojca: Bóg, tak jak On, jak Ojciec, posłany przez Ojca z ufnością, że będzie wzrastać i żyć w każdym ludzkim sercu. Jest to marzenie konkretne, które jest Osobą, które płynie w naszych żyłach, wstrząsa sercem i sprawia, że tańczy za każdym razem, kiedy słyszymy: miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem. Po tej miłości, którą będziecie mieć jedni do drugich, wszyscy poznają, żeście uczniami moimi. I dlatego – mówił jeszcze papież – anioł zapytał właśnie Maryję, czy chce nieść to marzenie w swoim łonie i czy chce uczynić je żywym, uczynić je ciałem (…) Ona powiedziała: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa. A potem, po tych słowach Maryi, powiedział wówczas do nas wszystkich papież Franciszek, a ja za nim powtarzam to teraz do was: zamknijmy teraz oczy i pomyślmy o Maryi. Nie była głupia, wiedziała, co czuło jej serce, wiedziała, czym jest miłość i odpowiedziała: oto ja (…) W tej krótkiej chwili milczenia, w której Jezus mówi teraz każdemu – tobie, tobie, tobie: czy to słyszysz? Czy chcesz? Maryja potrafiła powiedzieć „tak”. Odważyła się dać życie marzeniu Boga. Oto właśnie pyta nas dzisiaj: czy chcesz nadać ciało twoimi rękoma, twoimi stopami, twoimi oczyma, twoim sercem marzeniu Boga? Czy chcesz, aby miłość Ojca otworzyła Tobie nowe perspektywy i poprowadziła teraz stąd, z Jasnej Góry, drogami, jakich nigdy sobie nie wyobrażałeś, nie wyobrażałaś o jakich nie myślałeś, nie marzyłeś ani nie oczekiwałeś, które radują i sprawiają, że serce śpiewa i tańczy?
Moi Kochani!
Czyśmy się jednak czasem zbytnio nie rozmarzyli? Może i my chcielibyśmy dziś, na zakończenie naszego pielgrzymowania za świętym Piotrem powtórzyć: Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty! Maryjo, dobrze, że tu jesteśmy! Trwaj chwilo! Doszliście na Jasną Górę, a teraz trzeba do rzeczywistości wracać. Dobrze więc, że i nam wszystkim przypomniał jednak ten sam święty Piotr, którego słów słuchaliśmy dziś w drugim czytaniu, że przecież nie poszliśmy za jakimiś wymyślonymi mitami. Nie, przecież – jeszcze raz za papieżem Franciszkiem powtórzymy – że jest to przecież marzenie konkretne, które jest Osobą, które płynie w naszych żyłach, wstrząsa sercem i sprawia, że tańczy za każdym razem, kiedy słyszymy: miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem. Po tej miłości, którą będziecie mieć jedni do drugich, wszyscy poznają, żeście uczniami moimi. To jest konkret! Nie tylko słowa, ale przecież życie. Życie, które promieniuje, które na tle tej naszej duchowej, płytkiej, powierzchownej codziennej szarzyzny jaśnieje i świeci, i czyni nas jaśniejącymi światłem Ducha Świętego. Nie są to jednak tak naprawdę owoce naszego wysiłku, ale owoce Ducha Świętego, które teraz, po pielgrzymce, oby i w naszym życiu, w życiu każdej i każdego z was, były – o czym przypominał nam tegoroczny plakat – niczym podniesione ku niebu nasze dłonie mówiące o gotowości, o naszym: oto ja, dłonie chwytające wysypujące się z nieba w kształcie płomieni owoce Ducha Świętego, które razem, tak razem tworzą piękne drzewo. Drzewo życia pełne owoców. Amen.