VII Kongres Kultury Chrześcijańskiej, 19.10.2024 Lublin

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas VII Kongresu Kultury Chrześcijańskiej, 19 października 2024, 40. rocznica śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki, kościół akademicki KUL.

Arcybiskupie Stanisławie, Pasterzu Kościoła Lubelskiego,
Drodzy Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Osoby Życia Konsekrowanego,
Uczestnicy Kongresu Kultury Chrześcijańskiej,
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu!

Szczególnym sposobem przyznania się do Jezusa jest męczeństwo. Dokładnie czterdzieści lat temu, wieczorem 19 października 1984 roku, w drodze powrotnej z Bydgoszczy do Warszawy został porwany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i bestialsko zamordowany błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko, duszpasterz ludzi pracy i kapelan Solidarności. Przesłanie Pierwszego Kongresu Kultury Chrześcijańskiej 2000, które można uznać za swoisty dokument programowy tego wydarzenia, ukazujący perspektywy misji kolejnych kongresów, wśród osób, które – jak czytamy w tym przesłaniu – potrafiły nadać najpiękniejszą postać życiu, wskazuje m.in. ks. Jerzego Popiełuszkę. Współcześni męczennicy i święci umacniają bowiem naszą nadzieję i dają świadectwo o obecności Boga pośród dramatów świata. Jeśli więc pojmiemy to świadectwo – jak wskazuje nam przesłanie Kongresu – łatwiej będzie nam głosić chrześcijaństwo nadziei. Jako chrześcijanie wierni swojej kulturze, jesteśmy bowiem odpowiedzialni za kształt nadziei na progu trzeciego tysiąclecia. Nasza więc odpowiedzialność, odwołująca się również do świadectwa współczesnych męczenników i świętych, także do świadectwa błogosławionego księdza Jerzego, oparta jest na nadziei, do której Bóg nas wzywa. Nie jest ona jedynie szczyptą optymizmu na wzburzonym oceanie świata, ale tym, co nas zawieść nie może, non confundit! Jej źródłem – jak przypomniał nam dziś Apostoł Paweł – jest przeogromna moc Boga względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły. I choć często, patrząc tylko z ludzkiego punktu widzenia, objawia się jako siła ludzi bezsilnych, choć w oczach świata tak często przegrywa, to jednak wciąż na swych barkach dźwiga ten świat przypominając, że kulturą prawdziwie godną człowieka jest zarówno to wszystko, co czyni go bardziej człowiekiem, to wszystko więc, czym człowiek – jak uczy Sobór Watykański II – doskonali i rozwija wielorakie uzdolnienia swego ducha i ciała (…), jak również i to, co czyni bardziej ludzkim życie społeczne tak w rodzinie, jak i w całej społeczności państwowej. Dlatego wierni kongresowemu przesłaniu i my dziś wciąż szukamy sposobu, aby przez kulturę rozszerzał się krąg ludzkiej solidarności, aby piękno koiło samotność i tworzyło wspólnotę, aby sztuka przydawała sensu życiu człowieka i niosła siłę w cierpieniu, byśmy odkrywali, czym jest nadzieja, do której Bóg nas wzywa i czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa pośród świętych.

Drodzy Siostry i Bracia!

Błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko niewątpliwie miał światłe oczy serca i był człowiekiem nadziei. Wierzył w ludzi, kochał ludzi i służył ludziom. W mrocznych czasach stanu wojennego budził w sercach nadzieję, sam głęboko przekonany, że wobec kryzysów, nie wolno jej nigdy utracić. Widział w nadziei głębię ludzkiego ducha, który spragniony jest wolności. W przeddzień drugiej rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, 29 sierpnia 1982 r., w swojej homilii zauważył: W grudniową noc ubiegłego roku, w sposób gwałtowny i bolesny zostało złamane porozumienie z Wybrzeża i Śląska. Został zadany cios i zadana rana, która przecież ciągle jeszcze krwawi. Nie jest to jednak rana śmiertelna, bo nie można zadać rany śmiertelnej czemuś, co jest nieśmiertelne. Nie można uśmiercić nadziei. A „Solidarność” była i jest nadzieją milionów Polaków, nadzieją tym silniejszą, im bardziej jest ona zespolona z Bogiem przez modlitwę. Nieśmiertelność nadziei nie jest więc związana tylko z ludzkimi oczekiwaniami. Nie opiera się na układach i kalkulacjach. Nie jest wynikiem samych tylko porozumień. Jej źródłem i mocą jest Bóg. To dzięki Bożej Opatrzności błogosławiony ksiądz Jerzy stał się człowiekiem nadziei. Jak pisał trafnie w swym Traktacie moralnym Czesław Miłosz, tyś nie jest jednak tak bezwolny, a choćbyś był jak kamień polny, lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach. I potoczyła się lawina, zmieniając bieg naszej historii, a kierunek nadał jej błogosławiony ksiądz Jerzy. W sercach Polaków rezonowało jego wezwanie, by zło dobrem zwyciężać. Brzmiała w naszych uszach ostatnia modlitwa błogosławionego, a więc ta z kościoła Świętych Polskich Braci Męczenników na bydgoskich Wyżynach: spraw Panie, abyśmy byli wolni od lęku i nienawiści. Ten swoisty testament księdza Jerzego w każdym czasie i w każdym pokoleniu przypomina, że zło i przemoc są znakiem słabości, dobro zaś zwycięża i wzrasta siłą współczucia i miłości.

Moi Kochani!

Postawa błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki jest unaocznieniem bogactwa chwały Bożego dziedzictwa wśród świętych, o którym mówi dziś św. Paweł. Ksiądz Jerzy krzewił kulturę dobra, która nie walczy z ludźmi owładniętymi złem, a więc z ofiarami zła, ale walczy z samym złem. Nasze kongresowe spotkania oraz Liturgia Słowa tej Mszy świętej przynaglają nas, by prosić o światłe oczy serca, które pozwolą nam głębiej zrozumieć, czym jest nadzieja. Autor listu do Hebrajczyków używa konkretnego obrazu, by przybliżyć nam nadzieję płynącą od Boga. Nadzieja jest bezpieczną i silną kotwicą duszy. Już od starożytności kotwica, ze względu na swoją funkcję, była dla chrześcijan znakiem nadziei pośród cierpienia. Nadziei ukrzyżowanej, wymagającej, ale jednocześnie wytrwałej. Słusznie zauważył św. Jan Chryzostom, że kotwica umocowana do statku nie pozwala, aby błąkał się on po morzu (…) Burza i gwałtowny wiatr chwieją statkiem, lecz nadzieja nie pozwala, by oddalił się, chociaż wicher jest mocny. Bez nadziei – pisze Złotousty – dawno pogrążylibyśmy się w odmętach morza. Zapewne większość z nas zgodziłaby się na porównanie kontekstu kulturowego, w którym żyjemy, do wzburzonego morza. Jakże łatwo ulec strachowi wobec rozszalałych fal! Jakże łatwo dać się porwać przeciwnym morskim prądom! Jak łatwo uciec wobec piętrzących się wyzwań i prób. Na wzburzonym wciąż morzu naszego ludzkiego życia rzeczywiście potrzebanam kotwicy nadziei. Papież Franciszek mówi nam jednak, że o ile kotwica jest tym, co daje łodzi bezpieczeństwo i sprawia, że jest „zakotwiczona” pośród falowania morza, to żagiel jest tym, co sprawia, że przemieszcza się ona i płynie po wodach naprzód. Nadzieja jest naprawdę więc jak żagiel – przekonuje papież – zbiera ona wiatr Ducha Świętego i przekształca go w siłę napędową, która popycha łódź, czy to na głębię, czy też do brzegu. Dziś więc potrzebujemy rozwinąć żagle, a nie zwijać je pod wypływem niepokojących nas zdarzeń czy przeżywanej sytuacji w Kościele i w świecie. Potrzebujemy żagle rozwinąć, by łapać w nie wiatr Ducha Świętego i z nową siłą, ufnością i nadzieją płynąć po niespokojnych wodach współczesnego świata. Potrzebujemy siły Ducha Świętego, by nowe konteksty współczesności – także te prawdziwie trudne i wymagające – czynić miejscami świadectwa i głoszenia Ewangelii, bo jak przypomniał nam Kościół w Lineamentach do synodu o nowej ewangelizacji, Kościół się buduje, kiedy godzi się stawić czoło różnym wyzwaniom, stając się coraz bardziej twórcą cywilizacji miłości.

Drodzy moi!

Nie jest łatwe nawigowanie wśród raf pluralizmu i relatywizmu obecnego we wszystkich dziedzinach życia społecznego, także szeroko pojętej kultury. Potrzebujemy dobrego kompasu, potrzebujemy nadziei płynącej od Boga. Trzeba nam o tę nadzieję prosić. Trzeba każdej i każdemu z nas wołać: „Panie, przywróć mi nadzieję! Przywróć mi nadzieję pośród trudów i trosk mojego życia!” Nie ma bowiem nadziei oderwanej od naszego konkretnego życia. Nadzieja to nie jest jakiś abstrakt czy konstrukt filozoficzny. Nie ma bowiem nadziei oderwanej od życia, od momentów radosnych, ale też i trudnych, nadziei uwolnionej od poważnych wyzwań i ludzkich cierpień. Nadzieja nie łudzi i nie jest jakimś plastrem na wszystkie problemy świata. Prawdziwa nadzieja – jak przypominał papież Franciszek – nie jest nigdy przecież za niską cenę: zawsze przechodzi przez życiowe zmagania i porażki. Zakotwiczeni w Bogu i przepełnieni Jego nadzieją, będziemy więc siewcami nadziei tam, gdzie żyjemy, w naszych rodzinach, w parafiach, w środowiskach akademickich, wreszcie w całym społeczeństwie i pośród kultur tego świata, które potrzebują iskry Bożego Ducha. Duch Święty pouczy nas bowiem, co należy powiedzieć. Duch Święty pouczy nas, jak zwyciężać zło i budować na dobru. Duch Święty pouczy nas, jak w tym dzisiejszym świecie przyznawać się do Syna Człowieczego i w odmętach znużenia, pesymizmu, pozornych i złudnych sensów i wartości przywracać prawdziwą nadzieję zagubionemu w nich człowiekowi. Amen.

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter