Uroczystość Objawienia Pańskiego, 6.01.2022 Gniezno

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej w Uroczystość Objawienia Pańskiego, 6 stycznia 2022, katedra gnieźnieńska. 

Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!

W dzień Bożego Narodzenia mówiłem, że nie można uciec od tego wydarzenia, jakim jest narodzenie Jezusa. Owszem, można je pominąć czy nawet próbować nie zauważyć. Można przysłonić je własnymi pomysłami i szukać własnej interpretacji tego, co się stało, ale nie można od niego uciec. Dziś, w uroczystość Objawienia Pańskiego doświadczamy tej prawdy – jak wskazywał kiedyś papież Franciszek – że narodziny Jezusa są wydarzeniem uniwersalnym, dotyczącym wszystkich ludzi. Błogosławiony Kardynał Stefan Wyszyński nazwał kiedyś dzisiejszą uroczystość wprost weselem całego Kościoła powszechnego, bo – ja mówił – to wydarzenie dotyka przecież zarówno tych, którzy wyczuwają Boga niemal doświadczalnie w sobie, jak i tych, którzy doświadczają tęsknoty za Bogiem, niekiedy w męce i trudzie, zawsze jednak zwycięsko, choćby to było w ostatniej chwili życia. Wciąż się bowiem okazuje, że Bóg się przed nami nie ukrył, że Bóg zstąpił na ten świat, w nim się objawił, daje się zobaczyć i – jak przypominał kiedyś, właśnie w uroczystość Objawienia Pańskiego kardynał Joseph Ratzinger – naprawdę można Go dotknąć po dziś dzień w świętych sakramentach, w świętej Eucharystii, w świętach, w wierze świętego Kościoła. Stał się On rzeczywiście Bogiem z nami. Jest z nami i przyciąga nas wszystkich do siebie. Gdy przychodzi, wszystko wokół Niego – jak zauważył w tym roku w betlejemską noc papież Franciszek – przekształca się w jedność: są przy Nim nie tylko ostatni, pasterze, ale także uczeni i bogaci Magowie, nazywani przez nas tradycyjnie trzema królami. To prawda, że Ewangelie nie mówią nam wprost, że byli królami. Nie mówią też ilu ich dokładnie było i nie podają nawet ich imion. Święty Mateusz opowiada jedynie – słyszeliśmy – o mędrcach ze Wschodu. Tak ich określa i tak ich nazywa. W ten sposób wskazuje, że przyszli z dalekiego kraju, że szli prowadzeni przez gwiazdę, którą ujrzeli na Wschodzie, że znaleźli się w Betlejem, by oddać pokłon Jezusowi. W Betlejem są więc ubodzy i bogaci razem – wskaże nam jeszcze raz papież Franciszek i powie, że wszystko się zatem łączy, kiedy Jezus jest w centrum (…) gdzie Bóg jest w człowieku, a człowiek w Bogu; gdzie Pan jest na pierwszym miejscu i jest uwielbiany; gdzie ostatni zajmują miejsce najbliżej Niego; gdzie pasterze i Magowi są razem w braterstwie silniejszym niż wszelkie klasyfikacje. Ludzie z bliska i z daleka są razem. On jest w centrum. On na pierwszym miejscu. Dziecię z Matką Jego. Nowonarodzony! A więc nie nasze wyobrażenie o Nim, lecz On, Żyjący! Ponad tobą jaśniej Pan – jak prorokował Izajasz – i Jego chwała jawi się nad tobą. Ty zaś zobaczysz i promienieć będziesz, a serce twe zadrży i rozszerzy się, i uwielbią Pana wszystkie ludy ziemi.

Drodzy Siostry i Bracia!

Czy jednak to wszystko, o czym tak właśnie mówimy, a co dziś, w uroczystość Objawienia Pańskiego przeżywamy, nie jest wciąż tylko jakimś złudzeniem, owszem, może nawet i piękną wzruszającą historią, wciąż jednak tak daleką od naszego życia, od naszych zmagań i poszukiwań? Czy potrafimy się w nim odnaleźć? Czy jest to wciąż ważna propozycja właśnie dla nas? W tegoroczną wigilijną noc papież Franciszek wezwał nas, by odważnie powrócić jeszcze raz do Betlejem, powrócić – jak mówił – do źródeł: do istoty wiary, do pierwszej miłości, do adoracji i miłosierdzia. Co jest istotą wiary? Prymas Tysiąclecia wskazywał kiedyś, że właśnie to, że Bóg jest Ojcem, który zawsze szuka dzieci swoich. Szuka nas, a więc sam do nas wychodzi. Szuka nas, a więc do nas przychodzi nie anonimowo i skrycie, ale objawia się nam w swoim synu Jezusie Chrystusie. Boga nikt nigdy nie widział – przypomni w prologu do swej Ewangelii święty Jan, lecz zaraz sam doda, że właśnie ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, Jezus Chrystus, o Nim pouczył. On Go nam objawił. Istotą naszej wiary jest więc Jezus Chrystus! Istotą naszej wiary jest Bóg w człowieku i człowiek w Bogu, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek. Istotą naszej wiary jest Ten, który narodził się z Maryi Dziewicy, za nas umarł na krzyżu i zmartwychwstał. Istotą naszej wiary jest, że właśnie w Nim – jak pisze w swym Liście do Efezjan Apostoł Paweł – obie części ludzkości zostały uczynione jednością, bo On zburzył rozdzielający je mur – wrogość. Dlatego – jak słyszeliśmy przed chwilą w drugim czytaniu – nie tylko Żydzi, ale i poganie, a więc już teraz wszyscy, którzy do Niego przychodzą, są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, czyli Chrystusowego Kościoła, i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię. Nie ma już Żyda i Greka, poganina, niewolnika czy człowieka wolnego. Jesteśmy wszyscy jedno w Jezusie Chrystusie. Stając się człowiekiem w łonie Maryi, Syn Boży przyszedł bowiem nie tylko do ludu Izraela, reprezentowanego przez betlejemskich pasterzy, lecz także do całej ludzkości, którą reprezentują Mędrcy. Oni nam właśnie o tym dziś, w uroczystość Objawienia Pańskiego, przypominają.

Drodzy Siostry i Bracia!

Historia Mędrców ze Wschodu ukazuje nam, że Bóg w Jezusie Chrystusie wyszedł do ludzi. Przypomina też zaraz, że w sercu człowieka jest to szczególne pragnienie, by wyjść na spotkanie Tego, który do nas przychodzi. Tak jak wcześniej, w noc Bożego Narodzenia – jak opowiada Ewangelista Łukasz – betlejemscy pasterze zachęceni głosem anioła mówili między sobą: pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił, tak teraz ci właśnie ludzie ze Wschodu, z dalekiego kraju wyruszyli na poszukiwanie Króla Żydowskiego, którego w sercu utożsamiali z Bogiem. Papież Franciszek zauważy, że są więc oni przedstawicielami tych wszystkich, którzy w ciągu wieków szukali Boga i wyruszyli, aby Go odnaleźć. Trzeba bowiem do Boga wytrwale dążyć – wskazuje błogosławiony Prymas Tysiąclecia – trzeba Go szukać za przykładem Mędrców ze Wschodu. Trzeba wyruszyć, by Go spotkać. Trzeba przełamać lęk, opór i strach, by podjąć trud drogi. Ale ważniejsze jest, by otworzyć serce i umysł wobec tej tajemnicy, która jest przed nami, która nas ogrania i której trzeba zawierzyć. Kardynał Joseph Ratzinger w jednym ze swych kazań pytał, jak to się jednak dzieje i czemu tak jest, że jedni idą i podejmują trud drogi, inni zaś go odrzucają. Co pomaga? Co otwiera oczy i serce? Lub – przeciwnie – czego brakuje tym, którzy pozostają niedotknięci przez drogowskazy, którzy stoją? Z pewnością nie pomagają strach czy lęk. Nie pomagają też skandale i to wszystko, co sprawia, że światło traci swój blask, że nie prowadzi już do Betlejem, że nasze świadectwo jest tak słabe, tak wyblakłe, że nie przekonuje i nie pociąga już innych. Trzeba jednak pamiętać, że zasadniczą przeszkodą – tak dobrze ukazaną w postawie wystraszonego Heroda, arcykapłanów i uczonych ludu, a także – jak zapisał święty Mateusz – przerażonej usłyszaną od Mędrców wieścią całej Jerozolimy – była zbytnia pewność siebie i bezkrytyczność wobec siebie. Tkwiąc tak mocno we własnych racjach i trzymając się kurczowo własnej wizji życia trudno dać się czymkolwiek poruszyć. Wszystko inne wydaje się fantazjowaniem i ostatecznie niczemu nie służy. Nie widzimy efektów. Nie dowierzamy więc Bogu bardziej niż sobie. Mówimy, że On za nas niczego przecież nie rozwiąże ani nie zmieni. W gruncie rzeczy staje się to nam powoli po prostu obojętne. On sam staje się nam obojętny. Praktycznie żyjemy tak, jakby On nie istniał. Papież Benedykt XVI w oparciu o dzisiejszy fragment Ewangelii nazwał kiedyś tę postawę swoistą pokusą jerozolimczyków, czyli osób pewnych siebie, zamkniętych w sobie, kierujących się stadnym myśleniem, niezdolnych do refleksji, do słuchania, do otwarcia serca i ruszenia w drogę. Trzeba – powtórzmy jeszcze raz za papieżem Franciszkiem – powrócić do źródeł: do istoty wiary, do pierwszej miłości, do adoracji i miłosierdzia. Trzeba więc postawić Jezusa w centrum. Trzeba jeszcze raz przyjąć prawdę, że ten, kto oddaje cześć Bogu, musi oderwać się od tego, co go zwodzi pozorami, co przyciąga i fascynuje fajerwerkami ekshibicjonizmu, co pociąga siłą i perswazją tego, co ulotne. Papież Franciszek powie wprost, że adorując uczymy się odrzucać tego, czego nie należy czcić: bożka pieniędzy, bożka konsumpcji, bożka przyjemności, bożka sukcesu, naszego ego ustanowionego bożkiem.

Umiłowani w Panu!

Mędrcy ze Wschodu mówią Herodowi, że celem ich podróży jest spotkanie z Tym, do którego przyszli, by oddać Mu pokłon, by Go uczcić i adorować, by uznać w Nim prawdziwego Boga i Pana. Aby oddać pokłon Panu, trzeba więc podnieść swe oczy. Trzeba wyruszyć w drogę, pamiętając, że towarzyszyć jej będą różne doświadczenia i trudności. Trzeba wreszcie dostrzec, że Bóg przychodzi w pokorze, że tak jak wtedy w Betlejem, tak i dziś jest ukryty w tych prostych sytuacjach, w napotkanych osobach, które potrzebują konkretnej pomocy, w ludziach słabych i cierpiących, w skrzywdzonych i odrzuconych przez drugich, w przybyszu i wędrowcy, w uchodźcy i bezdomnym. Można Go więc spotkać w naszej trudnej codzienności. Można Go doświadczyć w prostych gestach pomocy i solidarności. Można Go rozpoznać i przyjąć w naszych obowiązkach podejmowanych z miłością. Ostatecznie pokora jest drogą, która prowadzi nas do Niego. Mędrcy ze Wschodu okazali się ludźmi prawdziwie pokornymi i właśnie dlatego – powie papież Franciszek – udaje się im znaleźć Jezusa i rozpoznać Go. Panie, naucz więc i mnie, jak Ciebie szukać. Niech szukam Cię moim pragnieniem, niech pragnę Cię szukaniem, niech Cię znajduję moją miłością, i niech Cię kocham, znalezieniem Ciebie.

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter