Szkolenie formatorów i wychowawców seminaryjnych, 24.01.2018 CEF Gniezno

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej w ramach szkolenia dla formatorów i wychowawców seminaryjnych, 24 stycznia 2018, Centrum Edukacyjno-Formacyjne w Gnieźnie. 

Siewca sieje słowo, wyjaśnia – jak słyszeliśmy przed chwilą – tym którzy przy Nim byli i Dwunastu swoim uczniom, sam Jezus. On wychodzi, aby siać. Poprzez ten biblijny obraz – komentuje tekst przypowieści papież Franciszek – ukazuje się On jako ktoś, kto się nie narzuca, ale proponuje siebie; nie przyciąga podbijając nas, ale dając siebie: rzuca ziarno. W tym zaś geście dania siebie, szerokim, wielkodusznym, cierpliwym i jakże hojnym, rozpoznajemy Jego miłość. Nie ma w nim bowiem nic z czystej kalkulacji czy z wyrachowania. Nie poprzedza go czas refleksji czy chłodnych obliczeń. Nie ma zastanawiania się i pytań w stylu: czy warto, czy się opłaca, jak zostanie przyjęty, czy znajdzie posłuch, co z tego wyrośnie, do czego to doprowadzi. On dobrze wie. Zna sens i cel tego, co robi. Wie, po co sieje. Wie, dlaczego wychodzi. Święty Jan Paweł II powie kiedyś krótko, że czyni to z potrzeby swego Boskiego serca. Bóg wychodzi do człowieka dając mu siebie. Okazuje się – jak w historii Dawida – tym, który sam tworzy z nim historię jego życia. Jest w niej od początku i na zawsze obecny. Inicjatywa jest bowiem po Jego stronie. Wobec pokusy zbudowania Bogu domu na mieszkanie, wobec swoiście brzmiącej pokusy udomowienia Boga, wciąż ukazuje się i objawia człowiekowi jako Ten, który kieruje ludzkimi dziejami i losami. Tylko ludzki projekt jest Mu zatem zbyt ciasny. Nie odpowiada temu, Kim On naprawdę w tej ludzkiej historii jest. Przypominając więc Dawidowi dzieje jego własnego wybrania, historię jego powołania, a w niej objawiającą się rękę Boga, sam mu zapowiada, że to dzięki Niemu, to jedynie dzięki Bogu, będzie ona trwała na wieki. I tak jak w Nim miała ona kiedyś swój niesłychany i niebywały początek, jakże przecież różny od ówczesnych oczekiwań i zapatrywań, od tego wszystkiego, co wówczas, w momencie wybrania, w momencie powołania, można było się spodziewać, tak też i w Nim będzie ona trwać, przenikać wszystko i znajdować spełnienie. Nie tak bowiem, jak człowiek widzi, widzi Bóg, bo człowiek widzi to, co dostępne dla oczu, a Pan widzi serce. Także więc i tutaj, teraz, ta czysto ludzka próba, ludzki wysiłek, ludzkie dążenie i oczekiwanie, pragnienie, nawet tak święte i tak szlachetne, udomowienia Boga, przemienia się jednak w Bożą zapowiedź trwałej i stałej, a więc wiecznej obecności. Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki. Twój tron będzie utwierdzony na wieki. Czytając dalej ten fragment dawidowej historii, zachwyca tylko jeszcze odpowiedź samego Dawida: Kimże ja jestem Panie, Boże, i czym jest mój ród, że doprowadziłeś mnie aż dotąd? A potem wzruszające wyznanie, jak sam mówi przemieniające się czy przechodzące w modlitwę: Teraz Ty, o Panie, Boże, Ty jesteś Bogiem, Twoje słowa są prawdą. Bo siewca sieje słowo. Oto siewca wyszedł siać.

Moi Kochani!

Myślę, że ma jednak wiele racji papież Franciszek, gdy rozważając przypowieść o siewcy, przypomina nam, że ta przypowieść dotyczy przede wszystkim nas. Nie koncentruje się bowiem na postaci siewcy, nawet jeśli – jak to uczyniliśmy – by ją lepiej zrozumieć, od Niego trzeba było nam tak naprawdę zacząć. Przypowieść – wskaże jeszcze papież – mówi bowiem bardziej o glebie niż o siewcy. Według papieża Franciszka Jezus wykonuje tutaj swoistą „duchową radiografię” naszego serca – ono jest glebą, na którą pada ziarno Słowa. Nasze serce – powie dalej papież – tak jak gleba, może być dobre, a wówczas Słowo przynosi owoc – i to obfity – ale może też być twarde, nieprzenikalne. Bywa tak – zauważy – kiedy słyszymy Słowo, ale odbija się ono od nas, właśnie tak jak od drogi – nie przenika w głąb. I teraz chciałbym jednak uciec z naszej osobistej historii spotkania ze Słowem. Nie będę więc kontynuował, w jaki sposób i co sprawia w nas, że kiedy słyszymy Słowo, odbija się ono od nas, jak od ubitej drogi czy też, idąc dalej za przypowieścią, spróbować odpowiedzieć, dlaczego kiełkuje, ale nie może zapuścić korzeni, czy wreszcie powiedzieć sobie, że jeśli uprawiamy ciernie, to przygłuszamy wzrastanie Boga w nas i praca staje się daremna. Chciałbym teraz natomiast, korzystając z waszego zaproszenia i waszej obecności właśnie tutaj, w ramach trwającego szkolenia dla wychowawców seminaryjnych, zwrócić naszą uwagę na pewien aspekt naszej seminaryjnej posługi, w którym refleksja o glebie, na którą pada ziarno, jest szczególnie potrzebna. Myślę więc już nie tyle ogólnie o ziarnie Słowa, ale konkretnie o ziarnie powołania. Myślę więc o tym Słowie, które zawiera wezwanie do pójścia za Jezusem. Myślę o Słowie, które domaga się konkretnej odpowiedzi. I ono przecież pada, jak wiemy, na glebę ludzkiego serca. Dotyka różnych sytuacji, które można próbować opowiedzieć i scharakteryzować słowami dzisiejszej Ewangelii. Można spróbować je tak właśnie odczytać. Warto pewnie zastanawiać się, co w tych historiach jest drogą, gruntem skalistym czy – jak mówił papież Franciszek – takimi dużymi czy małymi cierniami, krzewami, które nie podobają się Bogu i uniemożliwiają, właśnie dziś, ten konkretny wzrost ziarna powołania. Wiemy bowiem, że Bóg sieje. Wychodzi do człowieka tak wczoraj, jak i dzisiaj. Problem jest więc nie po Jego, tylko po naszej stronie. I nigdy dość uwagi i refleksji nad tym, jak mówił papież Franciszek, by spojrzeć w nasze wnętrze, dziękować za dobrą glebę i odważnie podjąć pracę na terenach, które jeszcze nie są dobre. Zdobądźmy się na odwagę – prosił – by porządnie oczyścić teren. Nawiązując jednak, Moi Drodzy, wprost do przedmiotu waszego kolejnego już spotkania, wychodząc więc trochę poza to indywidualne działanie, chciałbym wskazać, w tym swoistym oczyszczaniu terenu, na konieczność naszego zmagania z kulturą klerykalizmu. Jest to, niestety, tak sądzę, jeden z tych konkretnych rodzajów gleby, który sprawia, że ziarna powołania nie wydają owocu. Myślę bowiem, że nie bez przyczyny, właśnie tydzień temu w Chile, na spotkaniu z tamtejszymi biskupami, papież Franciszek przypomniał o tej właśnie pokusie, i to w wyraźnym odniesieniu wprost do seminariów i do całego procesu formacyjnego. A mówił tak: wystrzegajmy się, proszę, tej pokusy, zwłaszcza w seminariach i w całym procesie formacyjnym. Seminaria winny kłaść szczególny nacisk na to, aby przyszli kapłani byli w stanie służyć świętemu wiernemu Ludowi Bożemu, uznając różnorodność kultur i wyrzekając się pokusy klerykalizmu w jakiejkolwiek postaci (…) Kapłani dnia jutrzejszego – dodawał papież – muszą się formować, patrząc na dzień jutrzejszy, gdyż swą posługę będą sprawowali w świecie zeświecczonym i tym samym wymaga ona od nas rozeznania, jak przygotować ich do tej misji w tym konkretnym scenariuszu, a nie w naszych „idealnych światach lub państwach”. Pokusą klerykalizmu czy też, mówiąc za Ewą Kusz, kultury klerykalnej jest jednak specyficzne rozumienie kapłaństwa oraz pewien sposób funkcjonowania w kapłaństwie. Jak bowiem ukazuje wspomniana Autorka (por. artykuł Kultura klerykalna a pedofilia), cechą zasadniczą kultury klerykalnej jest poczucie szeroko rozumianej wyższości duchowieństwa nad resztą ludu Bożego. Naturalną zaś konsekwencją – jak dodaje Ewa Kusz – jest bronienie tego, co się osiągnęło, ochrona za wszelką cenę dobrego obrazu własnego i duchowieństwa w ogólności (…) Pochodną zaś tych tendencji jest autorytarny sposób sprawowania władzy przez kapłanów na różnych szczeblach odpowiedzialności we wspólnocie diecezjalnej, parafialnej czy w innej wspólnocie religijnej. Poczucie wyjątkowości, wybrania, bycia w centrum uwagi, które sprzyja również postawom narcystycznym.

Moi Drodzy!

Nie będę w tym miejscu rozwijał dalej tego, w jaki sposób wspomniana pokusa klerykalizmu, czy też zanurzenia w kulturze klerykalnej może wpływać i rzeczywiście wpływa na sam charakter przeżywania kapłaństwa i stanowi, jak dobrze uzasadnia nam wspomniana Autorka, również znaczący czynnik ryzyka, jeśli chodzi o wykorzystanie seksualne przez duchownych. Trzeba nam raczej, mając tę świadomość, za papieżem Franciszkiem jasno powtórzyć: nie dla klerykalizmu i idealnych światów, które wkraczają jedynie w nasze schematy, ale nie dotykają niczyjego życia. Mówiąc zaś właśnie tak, w ten sposób, dostrzec, że przypowieść o siewcy daje nam też pewną konkretną podpowiedź. Siewca sieje przecież ziarno. Ono zaś, wpadając w żyzną ziemię, rodzi plon. Zasiane w żyznej ziemi, owocuje. Zanim to jednak nastąpi, zanim zaowocuje, dokonuje się cały proces. Ziemia otwiera się i przyjmuje ziarno, a ono, wpadając w nią, dosłownie obumiera. Jeśli pozostanie zamknięte w sobie – tłumaczył kiedyś papież Franciszek – nic się nie wydarzy Jeśli natomiast pęknie, otworzy się, to wówczas rodzi kłos, odrośl, później roślinę, a roślina przyniesie owoc. W ten sposób ukazuje nam i potwierdza, że jedynie zwycięskim sposobem życia jest ów styl ziarna. W istocie logika ziarna – podkreślał papież – które obumiera, pokornej miłości, jest drogą Boga, i tylko ta logika wydaje owoc. Kto więc traci siebie, obumiera, jest dyspozycyjny i służy innym żyje na sposób Boga: wówczas jest wygrywającym, zbawia siebie samego i innych: staje się ziarnem nadziei dla tego świata. Amen.

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter