Święto Podwyższenia Krzyża Świętego, 14.09.2020 Kcynia
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, 14 września 2020, Sanktuarium Krzyża Świętego w Kcyni (diecezja bydgoska).
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu,
Przybyliśmy na święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Zawitaj Ukrzyżowany, Jezu Chryste, przez Twe rany, Królu na niebie, wielbimy Ciebie, ratuj nas w każdej potrzebie. I my przyszliśmy dziś tutaj, do kcyńskiego sanktuarium, pod krzyż. Przyszliśmy, aby nasze spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Ukrzyżowanego. Nie ma przed nami węża na wysokim palu, ale jest Syn Człowieczy, Jezus Chrystus, Ukrzyżowany. Cudowny Pan Jezus z kcyńskiego krzyża spogląda dziś na każdą i każdego z nas. Pragnie nas objąć swym wzrokiem i powiedzieć Tobie i mnie: życie moje oddałem za Ciebie, bo Cię kocham, człowieku. Miłość zaprowadziła Go na krzyż. Dlatego – jak przypomniał nam kiedyś papież Franciszek – krzyż jest świętym znakiem Bożej miłości i znakiem ofiary Jezusa. Właśnie tak Bóg umiłował świat. Właśnie tak Bóg w Jezusie Chrystusie umiłował, Kochana Siostro i Kochany Bracie, Ciebie i mnie, aż po krzyż, aż po przebite ręce i nogi na krzyżu, aż po otwarte włócznią żołnierza Boskie serce. Nie ma większej miłości, gdy ktoś życie swoje oddaje za innych. Za każdym więc razem – jak wskazuje także i nam dziś, tutaj zgromadzonym, papież Franciszek – gdy skierowujemy spojrzenie na Chrystusa ukrzyżowanego, gdy patrzymy na krzyż, pomyślmy – mówił Ojciec Święty – że On, jako prawdziwy Sługa Pański, wypełnił swoją misję, oddając swoje życie, przelewając swoją krew na odpuszczenie grzechów. I nie dajmy się poprowadzić na drugą stronę, w pokusę Złego.
Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia!
Co miał na myśli papież Franciszek, gdy wskazując nam właśnie na krzyż, jednocześnie przestrzegał nas, abyśmy nie dali się poprowadzić w jakąś drugą stronę, w pokusę złego? Czego może ta pokusa dziś dotyczyć? W jaki sposób możemy w nią i my wpaść? Mówiąc w ten sposób chciał nas najpierw jasno przestrzec, że nie może być Chrystusa bez krzyża ani krzyża bez Chrystusa. Co to znaczy? Chrystus bez krzyża to – jak wskazuje papież – jakiś mistrz duchowy, szafarz dobrych rad czy paru pociech. Niestety, są dziś tacy, którzy chcieliby się na tym zatrzymać, którym to wystarcza. On jednak, Chrystus Jezus – słyszeliśmy w drugim czytaniu z Listu do Filipian – ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi, uniżył jako Bóg samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej. Taką śmiercią umarł dla nas i dla naszego zbawienia. Taką śmierć przyjął. Sam Jezus – jak słyszeliśmy przed chwilą w Ewangelii – chcąc wyjaśnić tę tajemnicę miłości Nikodemowi, istotę swojej śmierci na krzyżu, używa dwóch czasowników: wstąpić – wstąpić do nieba i zstąpić – z nieba zstąpić. Papież Franciszek powie w jednej ze swych homilii, że na tym właśnie polega tajemnica miłości, tajemnica krzyża, tajemnica, która mówi nam, że Bóg naprawdę nas kocha, i to nie są podniosłe słowa, lecz czyny, że w Jezusie Chrystusie, swoim Jednorodzonym Synu, kocha nas dosłownie ponad życie, że swoje życie oddaje za nasze. W innym miejscu Ewangelii sam Pan Jezus porównał to, co dokonało się na krzyżu do ziarna pszenicy, które wpadłszy w ziemię, obumiera i wtedy rodzi obfity plon. W ten sposób – tłumaczył kiedyś przed modlitwą Anioł Pański papież Franciszek – Jezus porównuje siebie do ziarna pszenicy, które rozkładając się w ziemi rodzi nowe życie. Wraz z Wcieleniem Jezus przyszedł na ziemię – wyjaśniał dalej papież – ale to nie wystarcza: musi także umrzeć, aby wykupić ludzi z niewoli grzechu i dać im nowe życie pojednane w miłości. Powiedziałem – zauważył szybko papież – aby odkupić ludzi: ale – szybko wówczas dodał – aby odkupić mnie, ciebie, nas wszystkich, każdego z nas, On zapłacił taką cenę. Bo tu nie chodzi o jakąś anonimową ludzkość, ale właśnie o nas, dziś o każdą i każdego z nas. Za mnie i za Ciebie na krzyżu dał swe życie. To jest tajemnica Chrystusa. To jest krzyż i Pan Jezus na krzyżu. Dlatego za papieżem Franciszkiem pragnę wam powtórzyć: idź dziś do Jego ran, wejdź, kontempluj, patrz na Jezusa, ale od wewnątrz i powtórz Mu: uwielbiamy Cię, Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie, bo przez Krzyż Twój święty, świat odkupiłeś, mnie odkupiłeś, zstąpiłeś z nieba, aby mnie do nieba wprowadzić. Dobrze, że w tym kcyńskim sanktuarium krzyża świętego, od wieków czczony jest Cudowny Pan Jezus na krzyżu. Nie ma Chrystusa bez krzyża! Taki nie istniej. Takiego tutaj nie ma! Tutaj bowiem, w tym cudownym obrazie Jezusa ukrzyżowanego objawia się tajemnica śmierci Syna Bożego jako najwznioślejszy akt miłości, źródło życia i zbawienia dla ludzi wszystkich czasów. W Jego ranach, Umiłowani Siostry i Bracia, jest nasze zdrowie.
Moi Kochani!
Jest jednak, jak już za papieżem Franciszkiem wam mówiłem, i druga pokusa, wcale niemniej, niestety, niebezpieczna: krzyż bez Chrystusa. Pan o nas zapomniał. Pan nas nie pamięta. Jest krzyż, ale bez nadziei, coś podobnego, do tego, co wydarzyło się – jak usłyszeliśmy dziś w pierwszym czytaniu – wtedy, tam na pustyni, w owych dniach – jak opowiada nam dosłownie Księga Liczb – podczas drogi. Lud stracił cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi. Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny? Gdzie w tym wszystkim jest Pan Bóg? On nas zostawił. On o nas zapomniał. Jesteśmy jakąś igraszką w Jego ręku. Czemu się to nam przydarza? Czemu On nie interweniuje? Czemu nie zmieni naszego losu? Jesteśmy na dole, powaleni, uniżeni, przytłoczeni ciężarem grzechów, bez nadziei. Wydaje mi się, że dziś jest jeszcze inne oblicze tej samej pokusy. Odsłoniła je nam pandemia. Czy pamiętacie jeszcze: tegoroczny marzec, a na pustym Placu Świętego Piotra w Rzymie, samotna sylwetka papieża Franciszka i jego słowa, których, z zapartym tchem, słuchaliśmy: Na naszych placach, ulicach i miastach – mówił papież – zebrały się gęste ciemności; ogarnęły nasze życie, wypełniając wszystko ogłuszającą ciszą i posępną pustką, która paraliżuje wszystko na swej drodze. Czuje się je w powietrzu, dostrzega w gestach, mówią o tym spojrzenia. Przestraszyliśmy się i zagubiliśmy. Podobnie jak uczniów z Ewangelii ogarnęła nas niespodziewana i gwałtowna burza. Uświadomiliśmy sobie, że jesteśmy w tej samej łodzi, wszyscy słabi i zdezorientowani, ale jednocześnie ważni, wszyscy wezwani do wiosłowania razem, wszyscy potrzebujący, by pocieszać się nawzajem (…) Burza odsłania naszą bezradność i odkrywa te fałszywe i niepotrzebne pewniki, z jakimi zbudowaliśmy nasze programy działania, nasze plany, nasze nawyki i priorytety. Pokazuje nam, jak uśpiliśmy i porzuciliśmy to, co karmi, podtrzymuje i daje siłę naszemu życiu i naszej wspólnocie. Burza odsłania wszystkie postanowienia, by „zapakować” i zapomnieć o tym, co karmiło dusze naszych narodów; wszystkie te próby znieczulenia pozornie „zbawczymi” nawykami, niezdolnymi do odwoływania się do naszych korzeni i przywoływania pamięci naszych starszych, pozbawiając nas tym samym odporności niezbędnej do stawienia czoła przeciwnościom losu. Wraz z burzą opadła maska tych stereotypów, za pomocą których ukrywaliśmy nasze „ego”, stale się martwiąc o własny obraz. Krzyż bez Chrystusa? Ale Bóg jest w naszych doświadczeniach obecny. W jaki sposób? Na krzyżu! On nas może uratować, wyzwolić, wybawić od naszego egoizmu, od fałszywych i niepotrzebnych pewników, od wszystkich tych prób – jak to papież trafnie nazwał – znieczulenia pozornie zbawczymi nawykami, od naszego zła i grzechu. Jak można zostać przy życiu? Mojżesz – słyszeliśmy – postawił węża na wysokim palu. I rzeczywiście – opowiada Księga Liczb – jeśli kogoś wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża z brązu, zostawał przy życiu (…) A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni – mówi nam dziś Ewangelia – tak wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, to w Niego wierzy, miał życie wieczne, aby żył. On jest na krzyżu, abyśmy wierząc w Niego, mieli życie, i nie tylko zostawali przy życiu, ale żyli, tak, żyli wiecznie!
Drodzy Siostry i Bracia!
Idźmy do krzyża. Pamiętajmy, że nie ma Chrystusa bez krzyża ani krzyża bez Chrystusa. On jest na krzyżu dla nas i dla naszego zbawienia. Jak więc patrzę na krzyż? Jak patrzę na Jego i nam mój krzyż? Czy wierzę, że prawdziwa miłość owszem, jak mówił kiedyś przywoływany już tyle razy papież Franciszek, przechodzi przez krzyż, ofiarę, podobnie jak w życiu Jezusa, ale krzyż nie jest celem, nie jest celem naszego ludzkiego życia tak, jak nie był przecież celem Jego życia. Celem jest chwała, jak nam to ukazuje Pascha. Miłość, która rodzi życie, a nawet nadaje sens cierpieniu. Krzyż jest źródłem nadziei. Przed nim uczymy się – jak wskazywał papież Franciszek – dostrzegania rośliny w ziarnie, Paschy w krzyżu, życia w śmierci. A w Eucharystii przeżywamy na nowo tajemnicę krzyża; nie tylko wspominamy – tłumaczy nam papież – ale sprawujemy pamiątkę ofiary odkupieńczej, w której Syn Boży całkowicie traci siebie, aby otrzymać siebie ponownie od Ojca i w ten sposób odnaleźć nas, którzy byliśmy straceni, wraz ze wszystkimi stworzeniami. Za każdym razem, kiedy uczestniczymy we Mszy świętej miłość Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego przekazuje się nam jako pokarm i napój, abyśmy mogli Go naśladować na drodze każdego dnia, w konkretnym służeniu naszym siostrom i braciom. Po to bowiem Bóg posłał Syna Swego na świat i przez krzyż swój święty odkupić nas raczył. Amen.