Spotkanie w Dziennym Domu Pobytu „Radość Życia”, 15.03.2019 Mogilno
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. dla podopiecznych Dziennego Domu Pobytu „Radość Życia w Mogilnie, 15 marca 2019, parafia pw. MB Nieustającej Pomocy w Mogilnie.
Umiłowani Siostry i Bracia!
I tym razem, zgromadzeni na Świętej Eucharystii, wsłuchaliśmy się w Słowo Boże. Jest to Słowo pełne nadziei i wiary, które zapewnia nas – jak wskazywał prorok Ezechiel – że Bogu nie zależy na śmierci występnego, ale na tym, aby się nawrócił i żył. Bóg jest bowiem Panem życia a nie śmierci. Nie tylko więc pozwolił kiedyś dojrzeć naszym starszym braciom w wierze, że nie istnieje jakaś zbiorowa odpowiedzialność za popełniane zło, ale, że każdy człowiek jest odpowiedzialny za swoje własne czyny. Wygnańcom izraelskim, do których kieruje swe słowo przez proroka Ezechiela przypomina, że ciężka sytuacja, w której się znajdują, nie jest Bożym odwetem nad nimi za winy ich ojców. Każdy jest przed Nim za siebie odpowiedzialny. Każdy ma przed Bogiem swoje własne zadania i swoje własne powołanie do spełnienia. Warto jednak pamiętać, że to powołanie jest sprawą poważną i ma swoją wartość, i także z winy człowieka może ulec zniszczeniu. Tak jak bowiem jest w ludzkim życiu możliwe nawrócenie, gdy bezbożny odstępuje od bezbożności, tak też, niestety, istnieje alternatywa, smutnego w konsekwencjach odstąpienia od sprawiedliwości. W drugiej części książki Jezus z Nazaretu, opisując taki właśnie szczególny przykład, jednego z dwunastu, który odstąpił od sprawiedliwości, Benedykt XVI wskazuje, że takie niebezpieczeństwo grozi nam we wszystkich czasach. Polega ono na tym – wyjaśnia Papież Senior – że także ten, kto raz został oświecony, a nawet zakosztował daru niebieskiego i stał się współuczestnikiem Ducha Świętego, w następstwie całej serii z pozoru drobnych niewierności podupada duchowo i w końcu wychodzi ze światła, wchodzi w noc i traci zdolność nawrócenia się. Jest to niezdolność – jak widzimy na przykładzie Judasza – do uwierzenia w przebaczenie. Niknie z oczu światło Jezusa, które może rozjaśniać i pokonać również ciemności. Niknie zdolność nadziei, nad którą unosi się wciąż gęsta chmura własnych ciemności. A przecież składnikiem prawdziwej skruchy – dopowiada jeszcze Ojciec Święty – jest pewność nadziei – pewność, która rodzi się z wiary w większą moc Światła, i to tego Światła, które w Jezusie stało się ciałem dla nas wydanym i ukrzyżowanym.
Moi Drodzy Siostry i Bracia!
Taka właśnie pewność, która rodzi się z wiary w większą moc Światła, pozwala nam nie tylko samemu otworzyć się na przebaczenie i je przyjąć, ale także – według słów słuchanej przed chwilą Ewangelii – pojednać się z bratem swoim. W kwietniu 1966 roku, Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia postawił w głoszonej wówczas przez siebie odpustowej homilii pytanie: jakich ludzi potrzeba dziś Polsce i światu, niemal spontanicznie odpowiedział wówczas, że potrzeba ludzi umiejących przebaczać. I mówił jeszcze, że potrzeba nie tyle silnych pięścią, ile mocnych sercem; nie tyle potężnych, ile miłujących; nie tyle głośnych, ile uspokajających, którzy umieliby zniewagę znieść i ucierpieć w nadziei, że ich cierpliwość i spokój więcej owocu przyniesie. Wracamy dziś i my do tych słów. I powraca zadane też wówczas pytanie: jakich ludzi dziś potrzeba? Niewątpliwe takich, którzy będą mieli odwagę zostawić dar swój przed ołtarzem, a najpierw pójść i pojednać się z bratem swoim. Potrzeba tych, którzy nie tylko usłyszą, ale przyjmą wezwanie, żeby słońce nie zachodziło nad naszym gniewem, bo po prostu wtedy – jak mówi Pismo – daje się miejsce diabłu. Potrzeba tych, którzy podejmą Chrystusowe wskazanie, aby pogodzić się ze swoim przeciwnikiem, i to szybko, dopóki się jest jeszcze w drodze. Gdy tego zabraknie, gdy takich ludzi zabraknie, pozostanie znów tylko powtarzane westchnienie, że przecież trzeba śpiesznie kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Pewność nadziei, która rodzi się z wiary w większą moc Światła, pozwoliła kiedyś Prymasowi Tysiąclecia, nie tylko upomnieć się o ludzi umiejących przebaczać, ale samemu, w czasie milenijnej wigilii wielkanocnej złożyć jakże przejmujące wyznanie: spowiadam się w tej chwili przed Wami, jako Wasz biskup, dzieci moje najmilsze, że pomimo tego wszystkiego, co mnie spotkało w ostatnich miesiącach, nie mam w sercu do nikogo uczucia wrogości. Byłbym złym pasterzem i moglibyście nie słuchać głosu mego, gdybym od Was żądał miłości i przebaczenia wszystkim nieprzyjaciołom, a sam nie stosował się do tego przykazania. Stosuję się do niego w pełni i nikogo na świecie nie uważam za swojego wroga, bo w sercu moim nie znajduję żadnego uczucia wrogości do nikogo. Tego mnie nauczył Pan mój Jezus Chrystus. Wiem, że to trochę odwrotna sytuacja, bo przecież to nie brat miał coś przeciw niemu, ale On miał prawo mieć, i to wiele, przeciw tym, którzy dali mu odczuć swą władzę. A jednak zostawił nam wszystkim przykład, że można wiele osiągnąć, gdy się rozumie i wie, czego nauczył nas Jezus Chrystus.
Jesteśmy w Wielkim Poście. Wśród wielkopostnych uczynków są też uczynki miłosierdzia. Z jednej strony – jak przypomina nam w tegorocznym orędziu na Wielki Post papież Franciszek – uczą nas one porzucić nierozsądny styl życia i gromadzenia wszystkiego dla siebie w iluzji zabezpieczenia przyszłości, która do nas nie należy. Należy ona do Boga i Bogu jest wiadoma. Nie znaczy to, że mamy żyć nierozsądnie czy niemądrze. Chodzi o to, aby żyć jako ludzie wolni, jako ludzie zdolni do daru z siebie, ludzie – jak mówił dziś do swoich uczniów Jezus Chrystus – owej większej sprawiedliwości. Nieważne, jak bardzo będziesz się trudził – mówił nam w Środę Popielcową papież Franciszek – z życia nie zabierzesz ze sobą żadnego majątku. Sprawy doczesne zanikają, jak pył na wietrze. Dobra są tymczasowe, władza przemija, sukces ma swój kres. Panująca dziś kultura pozorów prowadząca, by żyć dla rzeczy, które przemijają, jest wielkim kłamstwem. Jest jak ognisty podmuch: gdy się skończy, zostaje tylko popiół. Dlatego wskazywał nam papież, że właśnie Wielki Post to czas uwolnienia się od iluzji życia w pogoni za prochem. Wielki Post to ponowne odkrycie, że jesteśmy stworzeni dla ognia, który zawsze płonie, nie dla popiołów, które natychmiast gasną; dla Boga, a nie dla świata; dla wieczności Nieba, a nie dla oszustwa ziemi; dla wolności dzieci, a nie dla zniewolenia rzeczami. Wydaje mi się, że taki też sens i taką możliwość daje wam, Siostry i Bracia, i w pewien sposób właśnie proponuje pobyt w tutejszym Dziennym Domu Pobytu „Radość życia”. Poprzez waszą obecność, poprzez codzienną aktywność, poprzez siebie nawzajem, przemawia przecież przez was właśnie to wielkopostne wezwanie do dzielenia się sobą, do bycia dla siebie, do wzajemnej pomocy, do uczenia się jeden od drugiego, do doświadczania konkretnej, codziennej miłości. W Środę Popielcową nawiązując do słów Pana Jezusa: „Gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6, 21) papież Franciszek powiedział, że nasze serce zawsze zmierza w pewnym kierunku: jest jak kompas szukający ukierunkowania. Możemy je nawet porównać do magnesu: musi się czegoś trzymać (…) Jeśli więc serce przywiązuje się do tego, co nie przemija, odnajdujemy siebie i stajemy się wolni. Życzę więc wam z całego serca i o to się dziś dla was i z wami modlę, aby ten Dom, a w nim każda i każdy z was, doświadczał takiej właśnie przygody i wolności serca, które trzyma się Bożej sprawiedliwości i w jej imię promieniuje miłością i przebaczeniem.