Poświęcenie kaplicy bł. kard. S. Wyszyńskiego, 6.11.2021 Rybno Wielkie
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji poświęcenia odrestaurowanej kaplicy i nadania jej wezwania bł. kard. Stefana Wyszyńskiego, 6 listopada 2021, Rybno Wielkie.
Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia!
Autor Listu do Hebrajczyków, którego fragment przed chwilą czytaliśmy, wskazał nam, że świątynia zbudowana ludzkimi rękami, a więc budynek kościoła czy kaplicy, jest odbiciem prawdziwiej świątyni. Chodzi bowiem o to – jak pięknie wyjaśnia nam prefacja śpiewana w dniu poświęcenia kościoła – że dom modlitwy wzniesiony pracą ludzi (…) jest znakiem prawdziwiej świątyni i obrazem niebieskiego Jeruzalem. Kościół więc czy kaplica wzniesiona – tak jak tutaj – staraniem waszych przodków i w tych ostatnich latach tak pięknie odrestaurowana, mówi nam wciąż o miejscu szczególnego spotkania z Panem Bogiem. To prawda, że sam Bóg nie jest przecież ograniczony jakimiś murami czy też zamknięty w jakiejś ludzkiej przestrzeni. Nie można Go ani ograniczyć ani też zamknąć. Człowiek nad Nim nie ma żadnej władzy ani też nie posiada siły, by to mógł w jakikolwiek sposób zrobić. Kościół czy kaplica jest więc – jak przed chwilą słyszeliśmy – tylko znakiem czy też obrazem tej niewypowiedzianej i po ludzku będącej w samej swej istocie nie do ogarnięcia rzeczywistości. Ona nam mówi i przypomina, że przecież każda i każdy z nas, ochrzczonych, jest też żywą świątynią Boga. To my tworzymy Kościół, a więc – jak to pięknie opisuje wspomniana już prefacja mszalna z poświęcenia kościoła – świątynię, która powstaje z wybranych kamieni, ożywionych przez Ducha Świętego i zespolonych miłością. Kaplica zaś, którą chcemy dziś uroczyście poświęcić, będzie nam o tym wciąż przypominać i będzie nas zachęcać, aby przez naszą wspólną modlitwę, przez sprawowane tutaj sakramenty, a nade wszystko podczas Eucharystii wzrastać jako Kościół. Poczucie tej wspólnoty jest nam tak potrzebne – mówił kiedyś błogosławiony Stefan Kardynał Wyszyński, Prymas Tysiąclecia i wskazywał, że Ofiara Mszy świętej jest centrum całego życia w Kościele i łączy nas wszystkich w jedności i pokoju.
Drodzy Siostry i Bracia w Chrystusie!
Łączy nas więc dziś wszystkich i jednoczy Jezus Chrystus, który – jak nam przypominał jeszcze czytany fragment z Listu do Hebrajczyków – zgładził grzech przez ofiarę z samego siebie i który jest z nami dla naszego zbawienia. On, obecny w swoim Słowie i w sakramentach świętych, a zwłaszcza w Eucharystii, uczy nas – jak to wyjaśniał w katechezach o Eucharystii papież Franciszek – aby Jego myśli były naszymi myślami, Jego uczucia naszymi uczuciami, Jego wybory naszymi wyborami. W dzisiejszej Ewangelii sam Jezus stawia nam przed oczy dwie różne postawy: uczonych w Piśmie i ubogiej wdowy. Pierwsi, jak ktoś chyba trafnie o nich powiedział, potrzebują dużo miejsca, ze swoimi postawami egocentrycznymi: wszystko w nich dąży do tego, żeby być dostrzeżonym i podziwianym. Uboga wdowa zaś jest tak pokorna i tak skromna, że gdyby właśnie nie sam Pan Jezus, który ją zobaczył i wskazał swoim uczniom, przeszłaby przez ten dziedziniec w jerozolimskiej świątyni wcale niezauważona. Jezus jednak zobaczył w jej sercu i w jej życiu miłość, która wszystko ofiaruje Bogu. Do skarbony wrzuciła przecież wszystko, co miała na swe utrzymanie. Wrzuciła do niej dosłownie całe swoje życie. Może nam się to wydawać przesadne i nierozsądne. Możemy wręcz pytać, czy Pan Bóg domaga się aż takiego wyrzeczenia. Czy ma prawo tego od nas żądać? Ale możemy też dostrzec, że ten gest ubogiej wdowy wyraża przecież całkowite zaufanie do Pana Boga, że mówi nam i przypomina tylko, że nie ma prawdziwej relacji z Nim, gdy wciąż kalkulujemy, wciąż obliczamy, wciąż dzielimy życie na części, trochę dla siebie, trochę dla innych, a trochę – a może nawet tylko to, co z tego nam na koniec zostanie – dla Pana Boga. I wydaje się nam, że i tak ostatecznie wszystkiego nam brakuje, że nie wychodzimy na swoje, że wciąż za czymś tylko gonimy, a wszystko zdaje się nam tak szybko umykać. Uboga wdowa nie była marzycielką. Nie była oderwana od życia. Była realistką, która dobrze znała swój los. Wiedziała jednak – i tak została przez Jezusa rozpoznana i wskazana Jego uczniom – że tylko ten, kto traci, kto daje, kto ze względu na miłość gotów jest wszystko poświęcić, odnajduje i zdobywa wszystko. A dłoni opróżnionej bez reszty Bóg nie odtrąci, lecz ją uściśnie. Uboga wdowa wrzuciła więc najwięcej, bo w tym geście dosłownie wystawiła całe swoje życie na działanie Opatrzności Bożej. Soli Deo – Jedynemu Bogu. Słowa te – mówił w dwudziestopięciolecie swej prymasowskiej posługi błogosławiony Stefan Kardynał Wyszyński – nie są ozdobą na mojej pieczęci biskupiej. Nie do siebie was prowadzę, tylko do Boga w Trójcy Świętej Jedynego. Nie chcę, abyście mnie służyli, lecz pragnę, byście służyli Jezusowi Chrystusowi, Jego Matce i Kościołowi Bożemu.
Umiłowani Siostry i Bracia w Chrystusie Panu!
Poświęcając tę kaplicę, przyzywamy jednocześnie wstawiennictwa błogosławionego Stefana Kardynała Wyszyńskiego, który w szczególny sposób będzie tutaj wam patronował. To jedna z pierwszych kaplic w naszej archidiecezji, w której teraz, po wyniesieniu na ołtarze Prymasa Tysiąclecia, będzie On duchowo obecny. W jego oddaniu i służbie Bogu, a także ludziom w jakiś szczególny sposób odbija się postawa ewangelicznej wdowy z dzisiejszej Ewangelii. Jak ona, oddał się Bogu bez reszty, nic nie zostawiając dla siebie. I On bowiem wrzucił do Bożej skarbony dosłownie całe swoje życie. Ukazując nam swoim życiem i ucząc nas tej właśnie postawy całkowitego zawierzenia Bogu, jasno nas przy tym przestrzegał: nie czyńcie Bogu nigdy zastrzeżeń: tego nie dam, tego odmówię. Drodzy moi, nam nie wolno posiadać takiej własności osobistej, którą zatrzymalibyśmy wyłącznie dla siebie (…) Na każdej własności ciążą obowiązki. Bo przecież nie o przywileje tu chodzi. Nie chodzi o pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła czy zaszczytne miejsca. Chodzi o oddanie i służbę. Chodzi o zawierzenie i odpowiedzialność za siebie i za drugich. Chodzi o miłość, która zdolna jest siebie dać. Błogosławiony Stefan Wyszyński żył na co dzień taką właśnie miłością. I takiej nas będzie wciąż uczył. O takiej będzie nam przypominał. Taką będzie nam swym wstawiennictwem u Boga wypraszał. Ktoś wpatrując się w postawę ubogiej wdowy powiedział, że ta kobieta widziała istotę Boga. To znaczy widziała, że Bóg jest darem z siebie samego, aż do końca. Jest nieskończonym darem z siebie samego tracąc siebie bez reszty. Dlatego jedyną drogą do spotkania z Nim jest oddanie się Jemu, ofiarowanie się, zatracenie w Nim. Chrystus Pan – mówił kiedyś w jednej ze swych homilii Prymas Tysiąclecia – wczuwał się w ludzkie pragnienia i dlatego ukazał nam źródło wszelkiej światłości: Jam jest światłość świata (…) ongiś wniesione do świątyni jerozolimskiej, trwa w naszej duszy, w naszym sercu i w naszej świątyni. Dzisiaj – i ta poświęcona przez nas kaplica – rozpłomieniona od wewnątrz (…) jest znakiem (…) że każdy człowiek jest mieszkaniem Boga z ludźmi, świątynią Boga. Noście więc, Dzieci Boże, i czcijcie Boga w ciałach waszych! Amen.