Pielgrzymka maturzystów, 3.03.2018 Jasna Góra

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej na Jasnej Górze podczas pielgrzymki maturzystów z archidiecezji gnieźnieńskiej, 3 marca 2018, bazylika jasnogórska, Częstochowa. 

Drodzy Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Kochani Rodzice i Wychowawcy,
Umiłowani Maturzyści,

Ewangelia, którą przed chwilą wspólnie wysłuchaliśmy, jest odpowiedzią Jezusa tym, którzy szemrali, że On przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Myślę, że właśnie dziś, tutaj, na Jasnej Górze, staje się ona również w pewnym sensie opowieścią o nas wszystkich. Nasze spotkanie rozpoczęło się przecież konferencją i nabożeństwem, podczas którego wielu z was przystąpiło do sakramentu pojednania i pokuty. Można więc i o nas, o was wszystkich powiedzieć, że jesteśmy grzesznikami, których Jezus przyjął. Nie tylko jednak przyjął i spojrzał na nas z miłością, ale nam przebaczył. I my bowiem doświadczyliśmy tutaj, w tym świętym miejscu, w domu naszej Jasnogórskiej Matki – jak wyjaśniał kiedyś mówiąc o tej przypowieści papież Franciszek – że Bóg nie jest na nas obrażonym i poirytowanym ojcem, który mówiłby do nas i powtarzał: zapłacisz mi za to! On nas przecież oczekiwał. On widział nas z daleka. On nas, jak kiedyś tego swego marnotrawnego syna, przyjął, wyściskał, bo oczekiwał z miłością. On więc naprawdę przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Po przebaczeniu, po pojednaniu, po powrocie do Niego, dosłownie zaprasza nas teraz do swojego stołu. Sam ten stół dla nas zastawia. Mówi nam, że teraz trzeba się weselić i cieszyć, że teraz będziemy ucztować, bo umarły znów ożył, a ten co zginął, odnalazł się. Czy to wszystko nie przynosi radości? A może jednak budzi obawę, że za łatwo nam poszło? A może niektórych zdziwi, że On, Wszechmocny i Wszechpotężny, przyjmuje grzeszników i jada z nimi? A może właśnie wtedy, właśnie teraz, rodzi się niepowtarzalna okazja, aby zapytać: kim my tak naprawdę jesteśmy, że On nas przyjmuje i jada z nami? Kim jesteśmy? Kim Ty jesteś? Kim naprawdę jesteś?

Moi Kochani!

Pewnie na te pytania można znaleźć bardzo różne odpowiedzi. Jestem dziewczyną lub chłopakiem, mężczyzną lub kobietą. Jestem uczniem lub wychowawcą, rodzicem lub nauczycielem. Jestem księdzem czy też jestem Twoim biskupem. Jesteśmy maturzystami! Tak, dziś na Jasną Górę przybywa pierwsza grupa tegorocznych maturzystów archidiecezji gnieźnieńskiej. Ale przypowieść, którą w Ewangelii opowiedział nam Jezus, pozwala jednak odkryć coś jeszcze. Zobaczyć coś bardzo ważnego i istotnego. Mówi bowiem, że niezależnie czy odszedłeś z domu czy też w nim pozostałeś, niezależnie od tego, kim jesteś, zawsze jesteś uważany za córkę i za syna, mimo wszystko. To nauczanie Jezusa jest ważne – wskaże nam z wielkim naciskiem papież Franciszek – nasz stan dzieci Bożych jest owocem miłości serca Ojca; nie zależy od naszych zasług czy naszych działań, a zatem nikt nie może go nam odebrać, nikt nie może, nawet diabeł. Nikt nie może odebrać nam tej godności. Owszem, możemy się jej wyprzeć. Możemy się nawet jej zawstydzić. Możemy mówić, że to przecież nie o mnie i nie do mnie, że to nie ja i nie moje życie. Ale jeśli On przyjmuje nas i jada z nami, to dlatego, że jesteśmy Jego dziećmi, synami i córkami Boga, tak jak Ten Jednorodzony jest Jego Synem. Bóg traktuje nas jak swe dzieci, jak synów i córki. Za prorokiem Micheaszem i my możemy więc powtórzyć: któryż bóg podobny Tobie! Dlatego kiedyś Apostoł Paweł przypominał nam wszystkim: nie jesteś już niewolnikiem lecz synem, jeśli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej.

Moi Drodzy!

Myślę, że wiemy i rozumiemy, i możemy sobie bez trudu wyobrazić, jaka jest różnica w życiu pomiędzy synem czy córką a niewolnikiem. Nikt nie chce być traktowany jak niewolnik. Nikt też nie chce być wykorzystywany jak niewolnik. Nikt też nie chce być upokarzany jak niewolnik. Nikt nie chce przeżywać swego życia jak niewolnik. Bać się jak niewolnik. Tęsknić za wolnością jak niewolnik. Pragnąć wreszcie żyć jak człowiek wolny. Choć czasem w tym świecie, przyznajcie, i taki strach, takie obawy i takie lęki, a nawet i taka niewola, ma jednak miejsce. Niedawno papież Franciszek napisał do was, młodych, swoje kolejne orędzie na tegoroczny Światowy Dzień Młodzieży. Wspaniale, że te lata, w których przeżywamy swoistą wędrówkę wiary młodych od Krakowa do Panamy, przeżywamy właśnie z Maryją. To właśnie Ją uczynił papież naszą Przewodniczką. W Nią więc możemy się wpatrywać. Z Nią iść przez życie. Jej zawierzać siebie i naszą – waszą młodość. Jak już wiecie – napisał w swym orędziu papież Franciszek – postanowiliśmy, aby w tej drodze towarzyszył nam wzór i wstawiennictwo Maryi, młodej kobiety z Nazaretu, którą Bóg wybrał jako Matkę swego Syna. To wybranie niewątpliwie Ją zaskoczyło. Papież powie nawet więcej, że to wybranie wywołało w Niej bardzo silny niepokój, wywołało lęk. Niewątpliwie zaskoczyło Ją i zdumiało. Pomyślcie, przecież było to coś naprawdę niesłychanego. Młoda kobieta ma zostać matką Boskiego Syna. Musiała więc usłyszeć jakże mocno brzmiące słowa: nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Nie bój się! Z tym samym przesłaniem – maryjnym przesłaniem, zwraca się w tym roku do was, młodych, papież Franciszek. Chce i Tobie powtórzyć: nie bój się! Bóg czyta również w naszych sercach – pisze młodym papież – Dobrze zna wyzwania, jakim musimy stawić czoło w życiu, zwłaszcza – a to chyba już nawet wprost i do was – gdy stajemy wobec decyzji fundamentalnych, od których zależy, kim będziemy i co zrobimy na tym świecie. To „ciarki” jakie odczuwamy, gdy mamy do czynienia z decyzjami dotyczącymi naszej przyszłości, naszego stanu życia, naszego powołania. W takich chwilach jesteśmy wzburzeni i ogarnia nas wiele lęków. Nie wiem, w jakim stanie ducha Ty przybywasz dziś na Jasną Górę. Nie wiem, jakie towarzyszą Ci w tej chwili uczucia. Nie wiem też, czy otwarcie stawiasz sobie pytania o Twoją przyszłość, o Twoje wybory, o Twoje powołanie, o Twoje życie. Papież Franciszek w swoim orędziu do młodych tłumaczy, że pewnie trzeba najpierw pozbyć się trochę tych drugoplanowych obaw, że może nie jestem kochany, lubiany czy akceptowany, że muszę być inny od tego, kim jestem w rzeczywistości, że ciągle muszę retuszować mój wizerunek, schować się za maskami czy fałszywymi tożsamościami, i to tak dalece – jak napisał – że sami niemal stajemy się „fake’iem. Niektórzy – dodaje z przekąsem papież – mają swoistą obsesję na tle otrzymywania jak największej liczby „polubień”. I z tego poczucia nieadekwatności rodzi się wiele obaw i niepewności. Są też jednak poważniejsze obawy, że nie będzie satysfakcjonującej pracy, że nie spełnię swoich marzeń, że niewiele mi się w życiu uda. A może i Bóg żąda ode mnie za wiele, może idąc z Nim, nie będę naprawdę szczęśliwy albo nie będę mógł sprostać temu, o co mnie prosi (…) czy podążam drogą wskazaną mi przez Boga, kto może mi zagwarantować, że będę mógł podążać nią do końca? Czy nie ulegnę zniechęceniu? Czy nie stracę entuzjazmu? Czy będę umiał wytrwać przez całe życie?

Kochani Moi!

Może tych pytań jest zbyt wiele. Może też obaw czy lęków jest jeszcze więcej, i na ich tle ten czy zdam maturę wydaje się nie tak znów wielki. Nie jesteśmy jednak razem dziś, tutaj, po to, aby budzić w nas pytania i wątpliwości. Jesteśmy po to, by uwierzyć, że Bóg i do nas, jak kiedyś do Maryi, młodej kobiety z Nazaretu, w tak ważnej chwili naszego życia, mówi: nie bój się! To nie żadna magia ani przywoływane zaklęcia. Papież Franciszek w swym tegorocznym słowie do młodych przypomniał nam jeszcze, że w Piśmie Świętym dosłownie 365 razy znajdujemy wyrażenie nie lękajcie się ze wszystkimi jego odmianami. To jakby powiedzieć, że każdego dnia roku Pan chce, abyśmy byli wolni od lęku. Chce nam przypomnieć – o czym nas przekonuje dzisiejsza Jezusowa opowieść – że na nas czeka, że za nami tęskni, że za nami wygląda, że chce nas wolnymi i odważnymi, że na nas liczy, że nam ufa, że nas potrzebuje, że w każdej sytuacji życiowej nie przestaniemy być Jego dziećmi, że na nas czeka i będzie zawsze czekał, będzie czekał na mój powrót. Nawet w najszkaradniejszej sytuacji życiowej Bóg na mnie czeka, pragnie mnie wziąć w objęcia. Bóg na mnie czeka. I to jest ta pewność, która rozwiewa lęk i obawy. I to jest moja nadzieja, która jest pewna, bo na Nim jest przecież oparta. I to jest miłość, prawdziwa miłość, wierna miłość, która nie wyrzeka się nikogo i nie wstydzi, ale podnosi i wciąż nam przypomina: moje dziecko, ty zawsze jesteś ze Mną i wszystko, co moje, do ciebie należy. Wszystko, co Boże jest Twoje. Teraz i zawsze. Amen.

 

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter