Odpust i rocznice polonijnej parafii św. Wojciecha, 16.04.2023 Londyn

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji uroczystości odpustowych ku czci św. Wojciecha, 81. rocznicy powstania parafii oraz rocznicy ekumenicznej współpracy z miejscowym Kościołem anglikańskim, parafia pw. św. Wojciecha na Kensington & Chelsea, kościół św. Kutberta w Londynie.

Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!

Wiele razy w czasie minionych świąt paschalnych wracałem do słów papieża Franciszka, które zawarł w swoim tegorocznym orędziu na Wielki Post. Kreśląc w nich przed nami duchową drogę przygotowania do Wielkanocy, podkreślał, że na tej drodze sam Jezus chce, aby doświadczenie łaski nie było indywidulane, lecz wspólne, jak zresztą całe nasze życie wiary. Za Jezusem idzie się bowiem razem – wskazywał papież Franciszek – I razem, jak mówił, razem jako Kościół pielgrzymujący w czasie przeżywamy rok liturgiczny (…) idąc z tymi, których Pan postawił obok nas jako współtowarzyszy podróży. Cieszę się więc, że właśnie dziś, kończąc oktawę Wielkanocy, w II Niedzielę Wielkanocną, czyli Niedzielę Miłosierdzia Bożego i jednocześnie w wasz odpust parafialny ku czci świętego Wojciecha, mogę także i ja wraz z wami tutaj, w tej wspólnocie i w tym miejscu, w tym kościele, w którym dzięki życzliwości wspólnoty Kościoła anglikańskiego od roku się spotykacie, zwłaszcza na Eucharystii, przemierzyć pewien odcinek tej drogi, którą wspólnie idziecie. Bardzo więc, jeszcze raz dziękuję za wasze zaproszenie, zwłaszcza, że wasz odpust ku czci świętego Wojciecha niejako zapowiada już nasze ogólnopolskie uroczystości świętego Wojciecha, biskupa i męczennika, głównego Patrona Polski, które odbędą się w Gnieźnie, w przyszłą niedzielę. Serdecznie na nie zapraszam!

Moi Drodzy!

Wszyscy wiemy, że wspólne podążanie za Jezusem tej parafii, ma już swoją długą historię. Sięga ona pierwszych lat II wojny światowej i przez to, historycznie patrząc, ta wspólnota rzeczywiście jest jedną z najstarszych polskich wspólnot katolickich w Wielkiej Brytanii. W tym zaś miejscu, w użyczonym wam anglikańskim kościele, przez sam fakt, że od roku wasza wspólna droga za Jezusem przebiega właśnie tutaj, nabiera ona również ekumenicznego znaczenia. Macie bowiem niebywałą okazję, aby uczyć się ekumenizmu w praktyce. Przeczytałem w prasie wypowiedź tutejszego proboszcza, Ks. Paula Bagotta, który otwierając przed rokiem ten kościół dla was, mówił, że gościnność jest przecież ważną częścią chrześcijańskiej postawy życiowej i że z radością przyjął braci i siostry w Chrystusie w swoje progi. Waszą odpowiedzią na tę braterską otwartość i gościnność z pewnością jest dziś nie tylko wasz szacunek dla tego miejsca, ale i wspólna troska, aby solidarnie stawiać czoła pojawiającym się wyzwaniom, związanym z użyczeniem wam tej świątyni. A wszystko to już dziś, tak sądzę, składa się właśnie na świadectwo tego praktycznego ekumenizmu, który przy zachowaniu tego wszystkiego, co nam właściwe i co płynie z naszej katolickiej tożsamości, zdolny jest do owocnej współpracy dla zbawienia wszystkich. Jesteśmy wszyscy przecież – jak przypomniał nam przed chwilą Apostoł Paweł – przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym.

Siostry i Bracia w Chrystusie Panu!

Za Jezusem idzie się razem. Za Jezusem idzie się z tymi, których Pan postawił obok nas na tej drodze. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam, że wieczorem w dniu zmartwychwstania, jak i po ośmiu dniach, uczniowie Jezusa są znów razem. To prawda, że po męce i śmierci Jezusa na krzyżu, przerażeni i zatrwożeni jedni rozpierzchli się, a inni, jak choćby dwaj z nich, o których opowiada nam w swej Ewangelii święty Łukasz, zawiedzeni i zgorzkniali, opuścili Jerozolimę, i szli na wieś, do Emaus. Ewangelie wskazują jednak, że niezwykle szybko znów byli razem. Zamknęli się w Wieczerniku, czekając pewnie na jakiś dalszy bieg wypadków. Trudno dociekać, co sobie i o sobie wówczas sami myśleli, jaką przyszłość dla siebie przewidywali i widzieli, na co, będąc tam wtedy razem, czekali. Z pewnością były w ich sercu lęk i niepewność. Ktoś, myślę, że dość słusznie zauważył, że jednak strach nie był wówczas jedynym motywem ich zamknięcia. Owszem, święty Jan informuje nas, że tam, gdzie przebywali (…) drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, bo widząc, co z pomocą rzymskich oprawców zrobili z ich Mistrzem, mieli prawo czuć się zagrożeni. Zatrwożeni i wylękli, zamknęli się wówczas w Wieczerniku jednak także dlatego, bo nikogo już nie oczekiwali. Na nikogo nie czekali. Po śmierci Jezusa wszystko dla nich się skończyło i nie było już na co czekać. Świadectwem takiej postawy są choćby słowa tych, którzy szli do Emaus. Odpowiadając przygodnemu wędrowcy, że byli świadkami tego, co w tych dniach stało się z Jezusem, że w Jerozolimie arcykapłani i ich przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali, zaraz dodali, że spodziewali się, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Był w nich żal i szczątki jakiś pogrzebanych nadziei. Wszystko to utkwiło głęboko w ich sercu. Można nawet, odczytując jeszcze raz z papieżem Franciszkiem dzisiejsza Ewangelię powiedzieć, że i tu widać, że minął już tydzień, tydzień, który uczniowie, choć widzieli Zmartwychwstałego, spędzili w obawie, przebywając za zamkniętymi drzwiami, nie potrafiąc nawet przekonać o zmartwychwstaniu jedynego nieobecnego, Tomasza. Sytuacja trudna do pozazdroszczenia. Z jednej strony lęk i niepokój, z drugiej zniechęcenie i przygnębienie, gęstniejące ciemne myśli i uczucie frustracji. Są więc razem, ale wydaje się, że z sercami pełnymi unicestwionych oczekiwań i przygnębiających rozczarowań. Są razem, ale – jak to powiedział papież Franciszek – z poczuciem, że ich nadzieja zdaje się być opieczętowana pod kamieniem nieufności. Wydaje się, że również dziś, wśród tych, którzy, jak uczniowie Jezusa, idą za Nim razem, wiele jest takiej właśnie postawy, a więc poczucia, że czasy minione były lepsze i że w świecie, a może nawet w Kościele, nie jest już tak, jak kiedyś.

Moi Kochani!

Przyjście Jezusa do Wieczernika jest swoistym wskrzeszeniem uczniów. Jesteśmy świadkami ich zmartwychwstania. Jezus wyciąga do nich swe przebite ręce, by ich podnieść. Tym, którzy byli poranieni wewnętrznie, pokazuje swe rany. W nich mogą rozpoznać miłość, która nie cofa się przed ich zamknięciem i zniechęceniem, przed lękiem i strachem, który nimi włada, przed ich zawiedzionymi nadziejami i pretensjami, przed tym wszystkim, z czym po Jego śmierci się zmagają. W tak trudnej chwili Jezus ich nie opuszcza. Nawiedza swych uczniów, zamkniętych w grobowcu swoich lęków i ponownie nawiązuje relację, ponownie otwiera relację, która została przerwana. Zaczyna wszystko od nowa. Nie wypomina im zdrady, opuszczenia i ucieczki. Nie poucza, że wciąż tkwią w jakiś własnych wizjach i schematach. Nie usiłuje otwierać siłą zatrzaśniętych drzwi. Pokazuje przebite ręce i bok. Bóg nie ukrywa przed naszymi oczami swych ran – powie w swych środowych rozważaniach przygotowujących nas do przeżywania tegorocznych świąt papież Franciszek – ukazuje je, aby nam pokazać, że w Wielkanoc można otworzyć nowe przejście: uczynić z ran przestrzenie światła. Bóg nas nie oskarża, ale miłuje. Wydobywa ze skorupy lęków i rozpaczy. Niestrudzenie wyciąga do nas rękę, by nas podźwignąć i podnieść. Deus, dives in misericordia. Bóg hojny, Bóg bogaty w swoim miłosierdziu. Bóg, który uczy nas wiary w swą bezgraniczną miłość do nas. Dlatego radujcie się, bo choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie.

Umiłowani Siostry i Bracia!

W tym spotkaniu z sobą Zmartwychwstały Pan odrodził wiarę swych uczniów. Byli znów razem. Byli wewnątrz domu, wszyscy i Tomasz z nimi. Byli z Nim ze Zmartwychwstałym Panem. On był z nimi. I dzięki Niemu, dzięki tej Jego obecności, dokonało się ich i wciąż przecież dokonuje zmartwychwstanie. Bo właśnie z tego doświadczenia Wieczernika rodzi się Kościół. Idziemy z Nim, by i przez nas, przez świadectwo naszej wiary i miłości, mogło dokonywać się zmartwychwstanie. Jesteśmy wezwani i posłani, by jak On, dotykać ran ubogich i zrozpaczonych, zalęknionych i odtrąconych, duchowo poranionych i zagubionych. Ktoś powiedział: docierać do ludzi tam, gdzie są i czynić to, co Jezus czynił z nami, czyli wpuszczać trochę światła. I nie mamy tego czynić samemu i w pojedynkę, każda i każdy jedynie na własną rękę. Mamy iść jako Kościół. Dlatego tutaj dziś razem jesteśmy. Trwamy w nauce apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach. I trwamy we wspólnocie ze świętymi, przyzywając wstawiennictwa naszego Patrona, świętego Wojciecha. Niech w nas, tak jak kiedyś w Nim, nowina o zmartwychwstaniu – jak życzył wam papież Franciszek – zaowocuje odważnym świadectwem ewangelicznym składanym Chrystusowi w codziennym życiu.   

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter