Obóz stypendystów FDNT, 21.08.2021 CEF Gniezno
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej na zakończenie letniego obozu stypendystów Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia, 21 sierpnia 2021 Centrum Edukacyjno-Formacyjne w Gnieźnie.
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu,
Cieszę się, że na zakończenie waszego pobytu w Gnieźnie spotykamy się na Eucharystii. W ten sposób jestem z wami nie tyle dlatego, że kończycie obóz i za chwilę stąd wyjedziecie, ale dlatego, że mogę was z Gniezna rozesłać. Przypomina mi się Msza święta posłania odprawiana na zakończenie spotkania w Panamie i chyba to najważniejsze przesłanie papieża Franciszka do młodych, w którym wskazywał, że choć lubimy mówić o młodych i do młodych, że są przyszłością, to trzeba skorygować to myślenie i powiedzieć, że jesteście nie tylko przyszłością, ale jesteście chwilą obecną! Jesteście Bożym teraz! On was zwołuje, wzywa was w waszych wspólnotach, wzywa was w waszych miastach (…) abyście spełnili marzenie, z jakim Pan was wymarzył. Trzeba powiedzieć, że tak patrzył na was również święty Jan Paweł II. I On przecież nie mówił nigdy, że żyjecie – użyję tu jeszcze raz słów papieża Franciszka z Panamy – w jakimś międzyczasie. Kiedy bowiem święty Jan Paweł II mówił, że młodzi są nadzieją – pamiętacie, jak wielokrotnie do was i o was mówił: wy jesteście moją nadzieją – to wskazywał, że od tego, jak dziś żyją młodzi, jacy dziś, teraz, są zależy przyszłość. Nie jesteśmy więc nigdy w jakimś międzyczasie. Jesteśmy tu i teraz, i w ten sposób dziś odpowiadamy Jezusowi na to kim jesteśmy. Jezus i jego misja nie są „międzyczasem” w naszym życiu (…) są naszym życiem dnia dzisiejszego i na pielgrzymowanie.
Moi Drodzy!
Z otrzymanego od was programu zorientowałem się, że w tych dniach, tutaj w Gnieźnie, nawiązując do słów i do hasła najbliższego Dnia Papieskiego: Nie lękajcie się! zastanawialiście się zarówno nad źródłami lęku – tego, czego się boimy, jak i szukaliście odpowiedzi, w jaki sposób pokonywać lęk w codziennym życiu, w zaufaniu Panu Bogu. Dziś rozmawialiście na temat wiary, która usuwa lęk, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, jak budować bezpieczną przyszłość. Myślę, że słowo Boże, którego dziś słuchaliśmy, może nam dopomóc jeszcze raz w naszych poszukiwaniach i w odpowiedzi. Historia, która jest fragmentem z Księgi Rut, ukazuje bowiem, w jaki sposób pewna kobieta z Betlejem, o wdzięcznym imieniu Noemi (Słodka), przechodząc różne sytuacje życia (ucieczkę z powodu głodu, śmierć męża i synów, niepewny powrót do domu, lęk przed tym, co z nią i z jej synową Rut się stanie), potrafi pozostać wierna Bogu i odczytywać znaki Jego obecności w codziennym życiu. Czytając Księgę Rut widzimy, że Noemi, a potem także Rut, nie tyle są reżyserkami własnego życia, a kiedy nie wychodzi, kiedy to, życie staje się trudne i wymagające decyzji rodzi się w nich tylko strach i lęk. Owszem, przeżywają po ludzku różne emocje i z pewnością myślą z niepokojem i obawami o przyszłości, niemniej jest w ich życiu niesamowita ufność w obecność Boga w ich codzienności. Mercedes Navarro Puerto, autorka jednego z komentarzy do tej biblijnej księgi, zauważyła w swoim podsumowaniu, że Księga Rut jest zaproszeniem dla każdego dzisiejszego czytelnika, aby zrozumiał pokorę, w jakiej Bóg wciąż się uobecnia oraz odkrył przemieniającą moc wyjątkowości tego, co zwyczajne. Historia Rut jest historią dość powszechną – zauważa Mercedes Navarro Puerto. Rut doświadcza kondycji ludzkiej: potrzeby emigrowania, głodu i niedostatku, śmierci i samotności, uczuć, wierności, pracy, wysiłku, poszukiwania szczęścia, okazji, relacji kobieta – mężczyzna, siły uwodzenia, niebezpieczeństw i ryzyka, przyjemności, cierpienia, praw, rodzenia, potomstwa, niepewności, potrzeby aprobaty społecznej (…) Jak można uchylić się od tych rzeczywistości? Jak moglibyśmy pojąć Boga, który nas kocha, a który by w te rzeczywistości nie wchodził? Dzisiejszy fragment Księgi Rut, który czytaliśmy, jest nie tylko potwierdzeniem i odpowiedzią na te pytania, ale ukazaniem i nam tej prawdy, że wiara usuwa lęk, że prowadzi i daje odpowiedź i konkretne światło we wszystkich sytuacjach, które przeżywamy. Rzeczywiście Bóg w nie wchodzi. On w nich jest. Czy tylko pozwolimy Mu na to? Czy rozpoznamy Jego obecność? Czy uznamy, że kocha nas, bo wchodzi w te rzeczywistości, które nie dzieją się w naszym życiu przypadkiem czy też za karę?
Moi Kochani!
Pamiętacie, że gdy Jan Paweł II wypowiadał te słowa: nie lękajcie się, wskazywał i wołał, abyśmy otworzyli na oścież drzwi Chrystusowi. Można bowiem zamknąć swe serce. Można swoją rzeczywistość przeżywać tak, jakby On nie miał nic z nami wspólnego. Można – jak usłyszeliśmy dziś w Mateuszowym fragmencie Ewangelii – przykryć lęk i strach o siebie, o naszą pozycję w życiu, o własną doskonałość, o uznanie w oczach innych, pozorami i tym, co się mówi i opowiada, a nie tym, co się naprawdę czyni i kim się naprawdę jest – słyszeliśmy: uczynków ich nie naśladujcie. Wydaje mi się, że po raz kolejny Pan Jezus próbuje wskazać swoim uczniom, i – jak napisał święty Mateusz – również tłumom, które szły za Nim, że trzeba zrezygnować z chorobliwego i obłudnego kształtowania życia na własny sposób, a pokornie wejść w postawę miłości i służby. Jeśli bowiem rzeczywistość, którą przeżywamy, i w której żyjemy, chcemy mieć zawsze pod naszą całkowita kontrolą i robić wszystko tak i tylko w ten sposób, żeby się zabezpieczyć, żeby się pokazać i czynić samowystarczalnym, i tylko o to się staramy w życiu i wszystko temu podporządkowujemy, także w relacjach z innymi, to z pewnością – jak nam mówi dziś Jezus – nie tylko nie osiągniemy tego, ale trawieni lękiem i strachem, będziemy poniżeni. Tym, co nas stawia do pionu, co pozwala uwolnić się od lęku i strachu o siebie, o swoją pozycję, o doskonałość we własnych oczach, co pozwala przestać nieustannie zabiegać czy wręcz chorobliwie żebrać o uwagę, pochwałę i uznanie innych, jest pokora i służba.
Moi Drodzy!
Właśnie o tym przypomniał nam papież Franciszek w minioną uroczystość Wniebowzięcia NMP. Mówił, że to właśnie pokora jest tajemnicą Maryi. To właśnie pokora przyciągnęła do niej spojrzenie Boga. Oko ludzkie stale szuka wielkości i jest oślepione tym, co jaskrawe. Bóg natomiast nie patrzy na wygląd, lecz Bóg spogląda na serce (por. 1 Sm 16, 7) i zachwyca się pokorą, pokora serca zachwyca Boga. Dziś, patrząc na Maryję wniebowziętą możemy powiedzieć, że pokora jest drogą do nieba. Słowo „pokora” pochodzi od łacińskiego słowa humus, które oznacza „ziemię”. To paradoksalne: aby dostać się na szczyt, do nieba, trzeba być uniżonymi, jak ziemia! Jezus naucza: „Kto się poniża, będzie wywyższony” (Łk 14, 11). Bóg nie wywyższa nas z powodu naszych darów, bogactwa czy umiejętności, ale ze względu na naszą pokorę. Bóg jest rozmiłowany w pokorze. Bóg podnosi tych, którzy się uniżają, tych, którzy służą. Istotnie Maryja nie przypisuje sobie innego „tytułu” jak tylko służebnicy: jest „służebnicą Pańską” (Łk 1, 38). Nic innego o sobie nie mówi, niczego innego dla siebie nie szuka. Zadajmy sobie dziś pytanie: jak to jest u mnie z pokorą? Czy szukam uznania innych, chcę się dowartościować i być chwalony, czy też myślę o służbie? Czy umiem słuchać, czy chcę tylko mówić i być w centrum uwagi? Czy umiem milczeć, czy też ciągle gadam? Czy umiem uczynić krok w tył, rozładować kłótnie i spory, czy też staram się tylko dominować? Pomyślmy o tych pytaniach: jak to jest z moją pokorą?
Moi Drodzy!
Po Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie zostałem wraz z innymi zaproszony przez młodzież do Łagiewnik, aby mówić o siedmiu darach Ducha Świętego. Przypadł mi dar bojaźni Bożej. Mówiłem wtedy, że pewna trudność polega na tym, że niekiedy fałszywie czy wręcz opacznie rozumiemy słowo bojaźń. Mylimy je ze strachem i lękiem, który jest przecież naturalny i niejednokrotnie nam w życiu towarzyszy. Czym jest więc bojaźni Bożej? Aby to wytłumaczyć sięgnąłem do jednej z katechez papieża Franciszka. Mówił On w niej miej więcej tak: wyobraźcie sobie ojca trzymającego na ręku dziecko. To dziecko w ramionach ojca, ma poczucie pewności – tata mnie nie wypuści, jest moim ojcem, więc nawet, gdybym się wyrywał, to będzie robił wszystko, żebym na tę ziemię nie upadł. Powiedziałem wtedy, że właśnie o taką relację chodzi. Chodzi o relację do Boga, która jest otwarta, jasna i w której jestem bezpieczny. Właśnie dlatego, że Ojciec trzyma mnie w swoich objęciach, wiem, że mnie kocha. Taka właśnie relacja powoduje w moim sercu takie poruszenie: nie chcę tego stracić. To jest dla mnie ważne, tu czuję się bezpiecznie. Powiedziałem wówczas jeszcze, że może nawet dość paradoksalnie zestawiłbym słowo bojaźń z wyrażeniem jestem bezpieczny. Jestem z Nim bezpieczny. A zatem błogosławiony, czyli szczęśliwy – jak powtarzaliśmy w psalmie – ten, kto służy Panu i chodzi Jego drogami. Będzie spożywał owoc pracy rąk swoich, szczęście osiągnie i dobrze mu będzie.