Niedziela Zmartwychwstania, 16.04.2017, katedra gnieźnieńska
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. rezurekcyjnej sprawowanej w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego 16 kwietnia 2017 w bazylice prymasowskiej w Gnieźnie.
Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia!
Rozbrzmiewa dziś radosne alleluja, bo Pan nasz zmartwychwstał. Noc się już posunęła i obudził się dzień. O świecie, o brzasku tego dnia, wczesnym rankiem, gdy jeszcze jest ciemno, i my także jak wspomniana nam przed chwilą w Ewangelii Maria Magdalena przyszliśmy, by zwiastować, by ogłaszać, by nieść innym tę radosną nowinę, że Jezus Chrystus zmartwychwstał, że żyje, że idzie z nami, że w Nim jest nasze życie i zmartwychwstanie, i że posyła nas, tak jak od początku posyłał swoich uczniów, by tę dobrą nowinę, tę radosną nowinę opowiadać słowem i życiem. Dlatego my współcześni uczniowie Chrystusa Zmartwychwstałego, możemy powtórzyć za Piotrem i apostołami: On nam rozkazał ogłosić ludowi i dać świadectwo, że Bóg ustanowił Go sędzią żywych i umarłych, i że każdy, kto w Niego uwierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów. Chrześcijanin jest człowiekiem wezwanym do tego, aby głosić innym prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i dawać o niej świadectwo. Chrześcijanin jest człowiekiem posłanym, by nieść Jezusa i Ewangelię innym. Ale – jak podpowiadał nam kiedyś papież Benedykt XVI – będziemy prawdziwie świadkami zmartwychwstałego Jezusa, kiedy pozwolimy, by przejawiały się w nas cuda Jego miłości, kiedy w naszych słowach, a nawet więcej, w naszych gestach, w pełni zgodnych z Ewangelią, można będzie rozpoznać głos i rękę samego Jezusa. Nie idziemy bowiem i nie głosimy samych siebie. Nie ukazujemy własnej prawdy i własnych sposobów na życie. Nie występujemy w swoim imieniu i swoją własną mocą. Każdy chrześcijanin jest bowiem misjonarzem – podkreśla papież Franciszek – w takiej mierze, w jakiej spotkał się z miłością Boga w Chrystusie Jezusie. Jest i będzie misjonarzem, jeśli wpierw sam uwierzy Jezusowi, jeśli przyjmie w swoim sercu wyzwalające orędzie Jego miłości, jeśli pierwszy otworzy się na łaskę i miłosierdzie Boże, jeśli – mówiąc słowami Apostoła Pawła – dosłownie razem z Chrystusem powstanie z martwych, razem z Nim zmartwychwstanie. Zmartwychwstałego mogą głosić tylko ludzie zmartwychwstania.
Moi Kochani!
Jest więc okazja, aby dziś, właśnie w ten radosny dzień Zmartwychwstania Pana, postawić sobie pytanie: co to znaczy dla mnie zmartwychwstać z Chrystusem? Kiedy biblijny Nikodem usłyszał od Jezusa, że trzeba mu, dorosłemu człowiekowi, powtórnie się narodzić, z nieukrywanym zdziwieniem i wręcz niedowierzaniem pytał wówczas Mistrza: jakże się może człowiek powtórnie narodzić będąc starcem? Czy może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się? A my, słysząc teraz, że trzeba i nam z Chrystusem zmartwychwstać, czy nie powinniśmy zapytać: jakże to możliwe, aby człowiek, który żyje i jest na tej ziemi, przed którego oczami, gdzieś dopiero na horyzoncie majaczy się perspektywa jego własnej śmierci, miał już dziś zmartwychwstać? Co musi umrzeć w nas, co musi dosłownie umrzeć w Tobie i we mnie, aby dokonało się prawdziwe nasze zmartwychwstanie? Jak tego można dokonać? Jak to można zrobić? Jak się do tego przygotować? Jak się do tego zabrać? Dzisiejsza Ewangelia, wydarzenie w niej opisane, pozwala odnaleźć pewną podpowiedź. Spróbujmy ją krótko prześledzić. Najpierw Maria Magdalena i jej zdziwienie, że zabrano Pana z grobu, i nie wiemy, gdzie Go położono. To nowa perspektywa, na którą ta kobieta nie była przygotowana. To coś przecież niesłychanego, aby zmarłego zabierać z grobu, przenosić i ukrywać przed innymi. To coś naprawdę niesłychanego, coś co rozbija nasze schematy, nasze przyzwyczajenia, dobrze nam do tej pory znane i utarte odpowiedzi. Albowiem zmartwychwstać to znaczy poczuć się wolnym od tego, co krępuje i więzi, oderwać się od tego, co ogranicza i zamyka w takim czy innym grobie naszych lęków i smutków, to wyjść zdecydowanie w to, co nowe, co naprawdę wielkie, co wspaniałe, co radosne. Może to właśnie miał na myśli papież Franciszek, gdy z pewnym zażenowaniem pisał w swej adhortacji o głoszeniu Ewangelii w dzisiejszym świecie, że istnieją chrześcijanie, którzy zdają się żyć Wielkim Postem bez Wielkanocy. Rozumiem – dodawał – osoby skłaniające się do smutku z powodu doświadczenia poważnych trudności, jednak trzeba pozwolić – dodawał papież – aby powoli zaczęła się budzić radość wiary jako tajemnicza, ale mocna ufność, nawet pośród najgorszej udręki. Taką budzącą się chyba powoli radość wiary miała w sobie Maria Magdalena, gdy po zobaczeniu, że kamień został odsunięty od grobu, a grób jest pusty, pobiegła do Piotra i drugiego ucznia, którego Jezus kochał. Radość wiary jako tajemnicza, ale mocna ufność, nawet pośród najgorszej udręki. Ten, kto ma ją w sobie, kto zaczyna ją w swym życiu odkrywać, kto o nią prosi w modlitwie, bo przecież wiara jest darem i łaską, ten
Drodzy Moi!
Jeśli macie jeszcze cierpliwość, spójrzmy na Piotra i Jana. Oprócz radości wiary, potrzebna jest bowiem wewnętrzna decyzja i odwaga, by zawierzyć Zmartwychwstałemu. W jednej ze swoich homilii papież Franciszek wskazał nam, że w sercu Piotra kłębiły się w ten wielkanocny poranek różne uczucia. Było wątpienie – mówił papież – któremu towarzyszyło tak wiele myśli negatywnych: smutek z powodu śmierci umiłowanego Mistrza i rozczarowanie sobą, tym, że zaparł się Go trzykrotnie w czasie męki. Były to, po ludzku sądząc, potwornie dręczące uczucia. Słysząc jednak głos Marii Magdaleny, wyszedł i razem z Janem – jak mówiła nam dziś Ewangelia – biegł do grobu. Nie poddał się mrocznej atmosferze tamtych dni, ani też nie dał się przytłoczyć swoimi wątpliwościami; nie pozwolił, aby go pochłonęły wyrzuty sumienia, lęk i nieustanne plotki, które prowadzą donikąd. Papież Franciszek wskazał, że kluczem do jego zmartwychwstania, do zmartwychwstania Piotra, było to, że szukał Jezusa, a nie samego siebie, że wolał drogę spotkania i zaufania. Nie uległ smutkowi i ciemności – zrobił miejsce nadziei: pozwolił, by światło Boga weszło w jego serce, nie stłumił go. Zmartwychwstać to znaczy zrobić miejsce nadziei. Zrobić w swym sercu miejsce nadziei. Mieć w życiu nadzieję. Ale to coś znacznie więcej niż tylko z optymizmem patrzeć w przyszłość. To przyjąć, że z Jezusem wszelkie nasze ciemności mogą być przekształcone w światło, każda porażka w zwycięstwo, każde rozczarowanie w nadzieję. Nie my bowiem jesteśmy źródłem nadziei, ale On, Zmartwychwstały, Ten, który poniósłszy śmierć, już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już żadnej władzy. Bo to, że umarł – głosił tej nocy Apostoł Paweł – umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga. Tak więc i wy rozumiejcie – dodawał Apostoł Narodów – że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie.
Moi Drodzy!
Pozostał nam w tej drodze do grobu Jezusa jeszcze ten drugi uczeń, którego Jezus kochał, święty Jan. Zmartwychwstać to mieść w sobie radość wiary, to zrobić w swym sercu i życiu miejsce nadziei, ale to także, a może nade wszystko uwierzyć miłości, jaką Bóg w Jezusie Chrystusie, wszystkich nas kocha. Miłość pozwala, że w drodze do Jezusa wyprzedzi się innych. Miłość jednak jest pełna wrażliwości i delikatności, dlatego, gdy Jan pierwszy przybył do grobu, nie wszedł. Poczekał na Piotra. Miłość ma oczy otwarte i wrażliwe serce, nie tylko na to, co się dzieje, co się wydarza, ale także na tego, który w tych wszystkich wydarzeniach jest obecny. Miłość nie jest bezosobowa. Kocha się konkretnie i aż do bólu, aż do umierania, aż do ofiary, aż do oddania życia. Posłużę się jeszcze raz, pozwólcie, podpowiedzią papieża Franciszka. A mówił on, wprowadzając nas właśnie w dobre przeżywanie tych wielkich, świętych dni, w ten sposób: zwycięskim sposobem życia jest styl ziarna, pokornej miłości. Nie ma innej drogi, aby pokonać zło i dać światu nadzieję. Ale możecie mi powiedzieć: Ojcze Święty to jest logika przegrywająca. Kto kocha, traci władzę. Kto daje, wyzbywa się czegoś. Kto wpada jak ziarno w ziemię, obumiera, ginie. A ja ci mówię: kto kocha jedynie to, co własne i żyje tylko dla swoich interesów, i chełpi się tylko sobą, traci, bo człowiek żarłoczny nigdy nie jest i nie będzie zaspokojony. Kto natomiast przyjmuje, jest dyspozycyjny, służy innym, żyje na sposób Boga: ten wygrywa, zbawia siebie samego i innych. Ten więc zmartwychwstaje i jest ziarnem nadziei dla świata.
Kochani Moi!
Zmartwychwstanie Jezusa jest więc po to, abyśmy zmartwychwstali. Nowina o zmartwychwstaniu Jezusa – pisał w jednej ze swych książek czeski ksiądz Tomasz Halik – jest nie tylko odpowiedzią na pytanie, co się stało z Jego ciałem, ile raczej każe nam pytać o nasze własne życie. Każe nas więc pytać i pyta o nasze życie osobiste, o nasze życie rodzinne, kościelne, wspólnotowe, społeczne, państwowe. Każe pytać, by z Chrystusem zmartwychwstałym, dziś zmartwychwstać: przez radość wiary, przez moc nadziei i miłość, która swego nie szuka. Wszystkim, którzy jeszcze w to wątpią, którzy mówią, że taki czy inny kamień nad grobem wciąż jest zbyt ciężki, pragnę dziś, z głębi serca powiedzieć: uwierzcie w zmartwychwstanie! Uwierzcie Zmartwychwstałemu! Nie lękajcie się! Jest z Nami nasz Pan zmartwychwstały! A przecież jeśli On prawdziwie zmartwychwstał, to i my zmartwychwstaniemy! Wolni od lęku, od grzechu, od nienawiści, podziałów, słabości, wolni, bo zmartwychwstali, odprawiajmy nasze święto w Panu. Amen.