Niedziela Gaudete, 17.12.2023 Białogard

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona w III niedzielę Adwentu Gaudete w parafii pw. NSPJ w Białogardzie w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. 

Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia!

Dzisiejsza Ewangelia przedstawia nam postać świętego Jana Chrzciciela. On jest – jak przypomni nam papież Franciszek – pierwszym świadkiem Jezusa poprzez słowo i dar życia. Święty Jan Ewangelista mówi nam o nim, że przyszedł on na świadectwo, to znaczy, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Ale mówi też, że Jan był głosem wołającym na pustyni: prostujcie drogę Pańską. Świadek więc i głos. Słowo i dar życia. W jednym i drugim wypadku nade wszystko jednak pokora tego, który sam dobrze wie, że przecież po nim idzie mocniejszy od niego, a któremu on nie jest godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała. Można za papieżem Franciszkiem powtórzyć, że Jan Chrzciciel ani przez chwilę nie uległ pokusie zwracania uwagi na siebie: zawsze kierował ją ku Temu, który ma przyjść. Dlatego jest tylko tym, który głosi i zapowiada. I jest też tylko tym właśnie, który daje świadectwo. Jest więc tym, który przygotowuje drogę. On przygotowuje drogę Jezusowi. Za prorokiem Izajaszem powtarza: prostujcie drogę Pańską. W tym wszystkim sam wie i rozumie bardzo dobrze, że przecież głos musi łączyć się ze słowem, a świadectwo z tym, o którym świadczymy. Czym jest bowiem głos bez słowa – pytał w jednym ze swych kazań święty Augustyn – i sam zaraz nam wyjaśniał, że tylko pustym dźwiękiem, który niczego nie oznacza. Wprawdzie dźwięczy jeszcze w uchu, ale sercu nie przynosi pożytku. Czym jest natomiast świadectwo bez tego, o którym mówi i do którego się odnosi, którego głosi – zapytajmy podobnie i zaraz sami odpowiedzmy, że przecież coś takiego po prostu nie istnieje. Nie istnieje świadectwo bez tego, o którym świadczymy. Świadek bowiem – jak wskazuje nam dziś Ewangelia – jest posłany przez Boga, aby zaświadczyć o światłości. Sam Jan Chrzciciel – jak powie o Nim jeszcze papież Franciszek – przebył długą drogę, aby odważyć się na świadczenie o Jezusie. Opuścił wszystko, wycofał się na pustynię. Ale w tym wszystkim właśnie, zapominając o sobie i nie przyciągając ludzi do siebie, kierował ich do Jezusa, bo – jak mówił im – pośród was stoi Ten, który po mnie idzie. Dlatego Jan Chrzciciel – zauważy jeszcze święty Augustyn – wie, skąd płynie dla niego zbawienie; rozumie, że jest tylko lampą, która płonie i świeci, i lęka się, aby nie zgasił jej podmuch pychy. Nie on przecież sam jest światłem. Lampa bowiem, która pokazuje, gdzie jest światło – powie w jednej ze swych porannych homilii papież Franciszek – daje świadectwo światłu (…) I jest to świadectwo prowizoryczne, ale pewne, mocne, ten płomyk, który nie dał się zgasić wiatrowi próżności, ten głos, który nie pozwolił się zdominować sile pychy, staje się zawsze tym, który wskazuje kogoś innego i otwiera drzwi dla innego świadectwa, dla świadectwa Ojca: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Idzie więc mocniejszy ode mnie – mówi Jan Chrzciciel i dodaje, że On was będzie chrzcił Duchem Świętym i ogniem.

Drodzy Siostry i Bracia!

Spotykamy się dziś, w waszej parafii, którą na zaproszenie odwiedzam, w trzecią niedzielę Adwentu. W liturgii Kościoła i na naszej adwentowej drodze jest ona niedzielą radości. Zawsze się radujcie – woła dziś i do nas Apostoł Narodów – a my, w odpowiedzi, jakby już nieco siebie nawzajem zachęcając, za psalmistą dziś powtarzamy: raduj się, duszo, w Bogu, Zbawcy moim. Ale skąd ta radość? Co jest jej prawdziwym powodem? Skąd się ona bierze? Jak ją wytłumaczyć? Ktoś pewnie powie, że przecież cieszymy się, bo idą święta. Po raz kolejny dane nam będzie je przeżywać. Ktoś inny doda, że cieszymy się już na wspólne rodzinne spotkanie, na bycie razem przy świątecznym stole. Ale ktoś inny może nam powiedzieć, że przecież nie ma się tak naprawdę z czego cieszyć. Tylu jest dziś ludzi wciąż pozbawionych radości, dla których ten czas, jest i będzie nadal smutny i trudny. Tylu doświadcza wciąż wojny, przemocy, zastraszenia i różnych niedogodności. Są nękani przez rozpacz, lęk czy depresję. Czują się jakby zamknięci w jakimś mrocznym więzieniu, nie mogąc ujrzeć promieni słońca. W Ukrainie i na Bliskim Wschodzie, a pewnie jeszcze w tylu innych miejscach na świecie, wojna, cierpienie i śmierć. W tylu sytuacjach dopada nas więc niepokój i lęk. Tylu jest ludzi, którzy, jeśli nawet na pozór się uśmiechają, to przecież w sercu płaczą. Wiele jest wciąż powodów, aby – jak mówił kiedyś młodym papież Franciszek – widzieć otaczające nas gęste mgły strachu, zwątpienia czy Czy jednak w takim razie wezwanie do radości, które głosi nam dziś, na naszej adwentowej drodze Kościół, ma jeszcze jakiś sens? Po co wzywać do radości, kiedy jej po prostu na tym świecie nie ma? Gdzie w takim razie szukać jej prawdziwych motywów? Co tak naprawdę jest jej źródłem? Skąd ona wypływa? I gdzie można ją dziś odnaleźć? Kiedy w tegorocznym orędziu do młodych papież Franciszek stawiał młodym podobne pytania, najpierw wskazywał, że kiedy święty Paweł kierował swoje wezwanie do radości w nadziei, kiedy mówił, zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie (…) w każdym położeniu dziękujcie, nie miał przecież przed oczyma jakiegoś wyidealizowanego świata. Kościół, do którego pisał swe pasterskie listy musiał stawiać wówczas czoła poważnym prześladowaniom. Nie było więc – po ludzku mówiąc – żadnych powodów do tego, by się po prostu śmiać i radować. Ale prawdziwa radość – tłumaczył młodym papież – nie jest nigdy owocem ludzkiego wysiłku, talentu czy sztuki. Nie jest szczyptą optymizmu na trudne czasy. Nie jest panaceum na wszelkie zło. Nie jest jakimś placebo dla naiwnych. Ale nie jest też ucieczką w jakąś gorączkową pogoń za sukcesem, w pozorną, pozbawioną odpowiedzialności rozrywkę, w konsumpcjonizm, w chwile upojenia czy w różne formy alienacji. Ktoś nawet przestrzegał, że i dziś, także często właśnie w tym przedświątecznym czasie, umęczeni i przebodźcowani „magią świąt”, wszechobecną, hałaśliwą i nachalną, często u ich progu czujemy, że właściwie to chyba mamy dość. Ale może wtedy trzeba nam zrozumieć i odkryć – jak napisał do młodych papież Franciszek – że tu chodzi o radość płynącą ze spotkania z Chrystusem, że nasza chrześcijańska radość pochodzi od samego Boga, że płynie ze świadomości, więcej, płynie z tej pewności, że jesteśmy przez Niego kochani. Ten, na którego czekamy i który do nas przychodzi On jest jej źródłem. On jest blisko. On nas kocha. On nas odkupił. Bo to przecież Pan Bóg sprawi – jak zapowiadał dziś prorok Izajasz – że się rozpleni sprawiedliwość i chwała wobec wszystkich narodów.

Moi Drodzy!

Jaką jeszcze podpowiedź daje nam dziś Jan Chrzciciel? Papież Franciszek powie, że ten Święty Prorok swoją postawą pokazuje nam, że pierwszym warunkiem radości chrześcijańskiej jest przestać skupiać się na sobie, a umieścić w centrum Jezusa. Nie jest to wyobcowanie – jak tłumaczy papież – ani też żadna ucieczka od realnych problemów. Jeśli Jezus rzeczywiście stanowi centrum, jeśli On jest światłem, wówczas nadaje pełny sens życiu każdego mężczyzny i kobiety. To ten sam dynamizm miłości – jak objaśnia dalej papież Franciszek – który prowadzi mnie do wyjścia z własnych ograniczeń, nie po to, aby się zagubić, ale odnaleźć siebie, dając siebie, szukając dobra drugiego. I to jest źródło prawdziwej radości. Bo droga radości to nie spacer – powie jeszcze dość zaczepnie papież – trzeba pracy, aby trwać w radości. Trzeba pokonywać pokusy i lęki. Trzeba przezwyciężać nieufność i obawę. Trzeba przestać nostalgicznie patrzeć w przeszłość, ale iść z nadzieją dalej. Dlatego powtórzę jeszcze raz, właśnie dziś, tutaj, w tę trzecią adwentową niedzielę radości, za papieżem Franciszkiem, że radość powinna być cechą charakterystyczną naszej wiary. Nawet w chwilach mrocznych – jak mówił papież – ta wewnętrzna radość, wypływająca ze świadomości, że Pan jest ze mną, że Pan jest z nami, że Pan zmartwychwstał! To jest centrum naszego życia, i to jest centrum naszej radości. Dobrze się dziś zastanówcie. Jak się zachowuję? Jeśli nie mam radości z mojej wiary, nie będę mógł dać świadectwa innym. Dlatego proszę was, zawsze się radujcie. Radujcie się zawsze w Panu, raz jeszcze powiadam: radujcie się! Pan jest blisko.

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter