Msza św. Wieczerzy Pańskiej, 1.04.2021 Gniezno
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. Wieczerzy Pańskiej, Wielki Czwartek, 1 kwietnia 2021, bazylika prymasowska w Gnieźnie.
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu,
Wiele ma pewnie racji abp Grzegorz Ryś, metropolita łódzki, który w swoim liście pasterskim na Niedzielę Palmową napisał, że i w te święta paschalne wielu z nas stanie być może z nieco podobnymi uczuciami, jakie towarzyszyły uczniom idącym do Emaus. Rozgoryczeni tym, co się w tamtych dniach w Jerozolimie stało, w rozmowie z jeszcze nierozpoznanym wędrowcem, pełni jakiegoś wewnętrznego bólu i żalu, a może wręcz rozczarowani, mówili wówczas do niego: a myśmy się spodziewali. My też spodziewaliśmy się, mieliśmy nadzieję i chcieliśmy bardzo, aby w tym roku, inaczej niż rok temu, przeżywać Święte Triduum bez ograniczeń, bez obaw i lęku. Choć jesteśmy dziś na Wieczerzy Pańskiej w nieco poszerzonym gronie, obowiązujące wciąż obostrzenia, codzienne statystki, smutne wiadomości, które docierają do nas z mediów, od znajomych, przyjaciół, rodziny, to wszystko przypomina nam, że pandemia wciąż trwa, i że mimo naszego zmęczenia, znużenia, a może niekiedy obojętności, nadal musimy stawiać jej czoła. I właśnie teraz, po raz kolejny, trzeba nam sobie powtórzyć, że nie jesteśmy w tym sami. Jak mówił w ubiegłym roku wprowadzając nas w przeżywanie tajemnic tych świętych dni papież Franciszek – kiedy czujemy się przyparci do muru, kiedy nadal znajdujemy się w ślepej uliczce, bez światła i bez wyjścia, kiedy wydaje się nam, że nawet Bóg nie odpowiada, pamiętajmy, że nie jesteśmy sami (…) Jezus mówi do każdego z nas: odwagi, otwórz swoje serce na moją miłość. Poczujesz pocieszenie Boga, który cię podtrzymuje. Otwórz serce na moją miłość. Widzimy dziś w odczytanej nam przed chwilą Ewangelii, że nie jest to łatwe. Nie jest łatwe nie tylko dlatego, że cała ta zewnętrzna sytuacja, którą wciąż przeżywamy i zmaganie się z nią, mogą rodzić w nas pytanie o to, czy Bóg naprawdę nas kocha? Ale nie jest łatwe także dlatego, że ta miłość zdaje się nam wciąż tak nieoczywista, odległa, daleka od naszego życia, że owszem, tak często o niej słyszeliśmy, ale czy naprawdę jej w naszym życiu doświadczyliśmy? W ten wieczór Wieczerzy Pańskiej Kościół sięga więc do historii zbawienia, do wydarzeń z Ostatniej Wieczerzy, do zapisanych w pamięci wspólnoty chrześcijan w Koryncie słów Pawła Apostoła, aby jeszcze raz wskazać, że istnieje miłość potężniejsza niż śmierć, potężniejsza niż nasz grzech, miłość, która zdolna jest wyprowadzać nas z niewoli, z naszego przerażenia, z naszych lęków i obaw. Tę miłość trzeba nam dziś ponownie odczytać i to nade wszystko z tego niezwykle wymownego, a dla apostołów wręcz symbolicznego gestu, jaki uczynił Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy. On, nasz Pan i Nauczyciel, Bóg Wszechmocny, Stwórca i Władca świata i człowieka, zaczął obmywać swym uczniom nogi.
Umiłowani Siostry i Bracia!
Wielkość tej miłości, zawartej w prostym i symbolicznym geście Jezusa, nie ogranicza się jedynie do ukazania pokory Boga. Nie uderza i nie szokuje jedynie tym, że oto nasz Pan i Nauczyciel zajął wówczas miejsce sługi. Przecież ten gest z Ostatniej Wieczerzy trzeba nam odczytać razem z przejmującym świadectwem Pawła Apostoła, że Pan Jezus tej nocy, której został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy, połamał i rzekł: To jest ciało moje za was wydane (…) Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich mówiąc: Kielich ten jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Gdy więc połączymy umycie nóg uczniom z tymi właśnie słowami Pana Jezusa z Ostatniej Wieczerzy, zrozumiemy, do czego zdolna jest miłość Boga do człowieka, i wtedy poznamy, że On kocha nas do końca, aż do wydania swego ciała za nas, aż do krwi za nas przelanej na krzyżu. Nie ma przecież większej miłości od tej, gdy ktoś oddaje swoje życie za drugich. A wtedy naprawdę – jak napisał nam w swoim orędziu na tegoroczny Wielki Post papież Franciszek – mieć nadzieję w Nim i dzięki Niemu, to wierzyć, że historia nie kończy się na naszych błędach, na naszej przemocy i niesprawiedliwości oraz na grzechu, który Miłość przybija do krzyża. Oznacza to czerpanie ojcowskiego przebaczenia z Jego otwartego serca (…) Oznacza, że mamy udział w nadziei Chrystusa, który oddaje swoje życie na krzyżu i którego Bóg wskrzesza trzeciego dnia. Mamy w tym wszystkim udział, albowiem – jak zapewnia nas Apostoł Paweł – ilekroć spożywacie ten chleb i pijecie kielich, śmierć Pana głosicie aż przyjdzie. Głosimy więc śmierć Jego, wyznajemy Jego zmartwychwstanie i oczekujemy Jego przyjścia w chwale. My w tym mamy udział i mamy udział w tej miłości, którą ogarnia nas, wyzwala z więzów grzechów i śmierci, z niewoli i lęku, i prowadzi ku wolności. Dlatego nic dziwnego, ze dziś dla nas, tak jak przed nami dla wyzwolonych z niewoli egipskiej Żydów, to wydarzenie chcemy obchodzić jako święto dla uczczenia Pana. Eucharystia jest świętem. Eucharystia jest ucztą wyzwolenia z grzechu i śmierci. Ona rozpala w naszych sercach Bożą miłość. Ona – jak tłumaczył nam w swych katechezach o Eucharystii papież Franciszek – poszerza nasze dusze mocą Ducha Świętego. Dlatego nie mogąc być na niej obecni tak za nią tęsknimy i tak jej łakniemy. Pandemia boleśnie nas tego uczy, nie pozwalając, byśmy byli dziś tu wszyscy. Ale może właśnie dlatego pomaga nam też wciąż głębiej zrozumieć, bardziej jeszcze pojąć, że sprawujemy Eucharystię – jak wskazywał papież Franciszek – również po to, żeby uczyć się, jak stawać się mężczyznami i kobietami eucharystycznymi. Dziś jakże trudna to nauka. Dla wielu, z uwagi na trwające wciąż ograniczenia, podobnie jak ta w świecie, po prostu zdalna. Nie jest bowiem uczestnictwem, ale jest zjednoczeniem, jest duchową łącznością przeżywaną wraz z nami, ze wspólnotą, która celebruje Mszę świętą. Wciąż jednak jest i pozostaje wezwaniem, aby Chrystus działał w naszych czynach: aby Jego myśli były naszymi myślami, Jego uczucia naszymi uczuciami, Jego wybory także naszymi wyborami. Gdy nie można inaczej, bądźmy jednak pewni, że On, nasz Pan i Nauczyciel, dobrze zna drogę do naszego serca. Niech nasza tęsknota za Nim wciąż Mu ją toruje. Niech wzrasta w nas głębokie pragnienie, aby jeśli tylko będzie to możliwe, wszyscy – z oczyszczonym sercem, z odnowionym zdziwieniem, z mocniejszym pragnieniem, do Niej powrócimy. Wszyscy odkryjemy jeszcze raz znaczenie, piękno i niezmierzoną wartość Eucharystii.
Moi Kochani!
Trudno mi dziś, w Wieczerzę Pańską, kolejny raz mówić wam te słowa. I we mnie jest wciąż jeszcze wiele z tego: a myśmy się spodziewali. Chcę to jednak dziś, teraz, wraz z wami przemienić w akt wiary, nadziei i miłości. Chcę więc wraz z wami i przed wami wyznać: wierzę w Ciebie, Boże żywy, ukryty pod postaciami chleba i wina. To Twoje Ciało za nas wydane. To Twój kielich przymierza, we Krwi Twojej. Chcę wołać: Ufam Tobie, boś Ty wierny. I prosić wraz z wami o wierność. O nadzieję i wierność, które zachowują gotowość na spotkanie z Panem. I jeszcze powiedzieć, że choć Cię nie pojmuję, jednak nad wszystko miłuję. I że chcę uczyć się Twojej miłości, bo – jak sam dziś uczniom powiedziałeś – dałem wam przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. Przecież po to jesteśmy na Eucharystii. Po to ci, którzy nie mogą tu być, są dziś z nami w duchowej jedności. Przecież – jak tłumaczył nam papież Franciszek – chrześcijanie nie idą na Mszę świętą, aby wypełnić cotygodniowy obowiązek, a później o wszystkim zapominają. Nie, chrześcijanie idą na Mszę świętą, aby uczestniczyć w męce i zmartwychwstaniu Pana, a następnie żyć bardziej jako chrześcijanie. Za każdym razem – dodawał papież – gdy tu jestem, powinienem wychodzić lepszym, niż wszedłem, mając więcej życia, więcej siły, pragnąc coraz bardziej dawać świadectwo chrześcijańskie. Prośmy dziś wszyscy Pana Jezusa, aby dał nam to pojąć i za Nim zatęsknić i jeszcze raz usłyszeć: daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem.