Msza św. inaugurująca V Kongres Nowej Ewangelizacji, 24.10.2019 Gniezno
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia,
Może nas nieco zaskakiwać, że na początek naszego spotkania o rodzinie słyszymy dziś słowa mówiące nam o różnych podziałach, i to właśnie ujętych na przykładzie życia rodziny. Jezus mówił – słyszeliśmy przed chwilą w Ewangelii – że pięcioro będzie podzielonych w jednym domu. Co więcej – słyszeliśmy – On mówił, że to odsłoni nam, że ten podział nie omija najbliższych nam relacji, że w jakimś sensie wszyscy jesteśmy przeciwko wszystkim: ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej. Czy to jest doprawdy dobra nowina? Czy to jest dobra nowina o małżeństwie i rodzinie? Czy o taką dobrą nowinę nam chodzi? Czy z taką właśnie nowiną wychodzi do człowieka Bóg? Myślę, że słysząc te słowa niektórzy skłonni byliby może powtórzyć za papieżem Franciszkiem, że Jezus w tym sensie przyszedł – jak mówił papież – aby „dzielić”, „podważać” – ale w sposób zdrowy – życie swoich uczniów, rozbijając łatwe złudzenia. Może więc trzeba, aby przyjąć doprawdy dobrą nowinę o małżeństwie i rodzinie, najpierw pozbyć się pewnych łatwych złudzeń i dać sobie konkretnie podważyć – powiem za papieżem owszem, w pewien zdrowy sposób – to, co dziś jest fałszywym pokojem czy wręcz może nawet jakimś niepokojącym i niebezpiecznie nas wszystkich uspokajającym spokojem, a zarazem fałszywą jednością, która ukazuje, że poza zewnętrzną fasadą, poza jakimś wyciszeniem i uśpieniem ludzkiego sumienia, mamy do czynienia z prawdziwym siedliskiem podziałów, w wyniku których niejednokrotnie rozgrywa się przecież prawdziwy rodzinny dramat. W tym sensie jesteśmy razem, aby w czasie tego Kongresu – jak usłyszeliśmy w zapowiedziach i w zaproszeniach – pochylić się nad rodziną i podjąć refleksję nad sytuacją rodzin w dzisiejszym świecie, poszerzyć nasze spojrzenie i ożywić naszą świadomość znaczenia małżeństwa i rodziny.
Moi Drodzy!
Na październikowym modlitewnym czuwaniu przed mającym się rozpocząć Synodem na temat rodziny papież Franciszek powiedział, że modli się, aby Synod potrafił przywrócić współczesnemu człowiekowi pełny obraz doświadczenia małżeństwa i rodziny; by uznał, docenił i zaproponował to, co w nim jest piękne, dobre i święte; by poświęcił uwagę sytuacjom kruchości, które stawiają w obliczu prób: ubóstwa, wojny, choroby, śmierci bliskich, poranionych i chaotycznych relacji, z których rodzą się trudności, urazy, porażki; by przypomniał tym rodzinom, jak i wszystkim innym rodzinom, że Ewangelia jest nadal „dobrą nowiną”, od której trzeba zacząć. Zacznijmy i my więc jeszcze raz od Ewangelii. Zacznijmy od tej krótkiej Ewangelii, którą daje nam dziś Kościół na rozpoczęcie tych dni naszego Kongresu. Ona bowiem nie tylko przecież pragnie i nam podważyć i porozbijać jakieś łatwe złudzenia czy kompromisy wszelkiego rodzaju, ale nade wszystko przypomnieć i na nowo odsłonić i ukazać pragnienia Jezusa, jakie ma On sam wobec naszego życia i życia naszych rodzin. On zaś mówił: przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Ale o jaki ogień Jezusowi chodzi? O jakim ogniu On mówi? Jaki ogień przyszedł rzucić na ziemię? Papież Benedykt XVI tłumaczył nam kiedyś, że tym prawdziwym ogniem, który Chrystus przyniósł na ziemię jest Duch Święty. On Go nie wykradł bogom, jak to uczynił Prometeusz, lecz stał się pośrednikiem „daru Bożego”, wyjednując go dla nas poprzez największy akt miłości w ludzkiej historii: swoją śmierć na krzyżu. Bóg pragnie nadal – tłumaczył nam papież Senior – obdarzać tym „ogniem” każde ludzkie pokolenie i naturalnie może czynić to, jak chce i kiedy chce. On jest duchem, duch zaś „tchnie kędy chce”. Istnieje jednak – powiada jeszcze papież Benedykt – „normalna droga”, którą sam Bóg wybrał, ażeby „rzucić ogień na ziemię”: tą drogą jest Jezus, Jego Syn jednorodzony, wcielony, zmarły i zmartwychwstały. Ze swej strony Jezus Chrystus ustanowił Kościół jako swe mistyczne Ciało, ażeby kontynuował Jego misję w historii. Dlatego trzeba nam w tych dniach naszej modlitwy i refleksji nad rodziną zwrócić się ku Jezusowi. Trzeba nam otworzyć się na Ducha Świętego. Trzeba przyjąć ten ogień, który Jezus przynosi na ziemię. Jest to bowiem ogień, który – jak mówił kiedyś papież Franciszek – rozpala życie i poprzez który człowiek jest zbawiony. Nie zrozumiemy bowiem i nie przyjmiemy pełnej prawdy o małżeństwie i rodzinie bez tego ognia, który daje nam Jezus. Nie zrozumiemy i nie uwierzymy, także my sami, tutaj jako pierwsi, że chrześcijańskie przepowiadanie dotyczące rodziny to doprawdy dobra nowina bez Ducha Świętego. Trzeba nam bowiem uwierzyć w moc Ewangelii, która – jak mówił jeszcze papież Franciszek – naprawdę objawia się jako ogień, który zbawia, który zmienia świat, zaczynając od przemiany serca każdego. Aby uwierzyć i przyjąć dobrą nowinę o małżeństwie i rodzinie trzeba nam bowiem przemiany serca. Trzeba uzdrowienia serca. Trzeba nawrócenia serca. Trzeba otwarcia serca na ogień Ducha Świętego. Ale trzeba też baptisma, a więc zanurzenia, o którym mówił nam dziś w Ewangelii sam Jezus: chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Moi Kochani!
Wiemy, że ten chrzest tutaj, o którym mówił Jezus i który zapowiadał, oznacza Jego mękę i śmierć. Baptisma – chrzest – to zanurzenie. Tak, na krzyżu Jezus był zanurzony aż po szyję w wodzie cierpienia i z Jego krzyża wypłynęło źródło, w którym zostały obmyte wszystkie grzechy. On wziął wszystkie nasze grzechy, nasze ludzkie słabości, nasze podziały, nienawiści, naszą ludzką słabość, naszą niewierność, zanurzając je, dosłownie topiąc je w swojej krwi. Z Jego przebitego boku wypłynęła zaś miłość, która ma poruszyć i otworzyć ludzkie serca na jej przyjęcie. Przecież Jezus pragnie, doznaje wręcz – jak sam dziś mówił – udręki, aby miłość, którą On ofiarowuje człowiekowi został przyjęta. Tylko w ten sposób rodzi się naprawdę radość miłości. Dlatego papież Franciszek w Amoris laetitia przestrzegał, że miłość słaba lub chora, niezdolna, by zaakceptować małżeństwo jako wyzwanie, które wymaga walki, odradzania się na nowo i zaczynania stale od nowa, aż do śmierci, nie jest w stanie utrzymać wysokiego poziomu zaangażowania. Taka miłość sama nie jest w stanie, bo ustępuje – tłumaczy papież – przed kulturą tymczasowości, która uniemożliwia stały proces rozwoju. Ale – dodawał – przyrzeczenie miłości na zawsze staje się możliwe, gdy odkrywamy większy od naszych projektów plan, który nas wspiera i pozwala nam ofiarować ukochanej osobie całą przyszłość. Aby jednak taka miłość mogła przejść przez wszystkie próby i pozostać wierną mimo wszystko, potrzebny jest dar łaski, który by ją umocnił i uwznioślił. Potrzebne jest bapitsma – dosłowne zanurzenie naszej ludzkiej miłości w miłości Jezusa. Potrzebne jest zanurzenie w Jezusie Chrystusie. Potrzebny jest ogień i chrzest. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. W Nim musi być zanurzona nasza ludzka miłość. A wtedy naprawdę odkryjemy większy od naszych projektów plan, który nas wspiera i pozwala nam ofiarować ukochanej osobie całą przyszłość. Ufam, że nasz Kongres jest właśnie i po to, aby ten Boży plan, Boży pomysł na małżeństwo i rodzinę jeszcze raz odkryć (może nawet rozpoznać i realnie przybliżyć się do niego) uświadomić go sobie i głosić jako doprawdy dobrą nowinę. A jest to teraz, bo jesteśmy przecież na początku tylko jeszcze krótka synteza wypowiedziana słowami papieża Franciszka – Boże tak dla związku mężczyzny i kobiety, otwartego na życie i służenie mu we wszystkich jego fazach; jest to „tak” i zaangażowanie Boga na rzecz ludzkości, jakże często zranionej, gnębionej i zdominowanej przez brak miłości. Rodzina zatem – pisał w swym liście do rodzin papież Franciszek – to „tak” Boga Miłości. Albowiem jedynie w oparciu o miłość rodzina może ukazywać, szerzyć i re-generować miłość Bożą w świecie.
Moi Drodzy!
Cieszę się, że jesteśmy dziś razem. Cieszę się, że zaczynamy V Kongres Nowej Ewangelizacji właśnie tutaj, właśnie w Gnieźnie. Cieszę się, że przez te najbliższe dni będziemy razem odczytywać Boży zamysł na temat małżeństwa i rodziny. Cieszę się, że będzie nas w tym prowadził swymi słowami papież Franciszek: radość miłości. Ale, Moi Kochani, cieszę się, że także tutaj, w Gnieźnie, czterdzieści lat temu, z ust Tego, którego papież Franciszek nazwał przecież Papieżem Rodziny, świętego Jana Pawła II, wśród wielu ważnych i wiekopomnych słów, mogliśmy, gdy dostrzegł wtedy w tłumie tak wielu rodziców z dziećmi na rękach, usłyszeć również i takie przypomnienie: oby nigdy nie zabrakło tych miłujących ramion rodzicielskich dla was. Amen.