Katecheza podczas 34. Światowych Dni Młodzieży, 23.01.2019 Panama
Tekst katechezy Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka przygotowanej na spotkanie z polską młodzieżą uczestniczącą w 34. Światowych Dni Młodzieży w Panamie, 23 stycznia 2019, kościół pw. św. Łukasza Ewangelisty w Panama City.
Moi Drodzy Młodzi Przyjaciele,
Za niecałe cztery miesiące, 13 maja minie dokładnie trzydzieści lat, gdy w katedrze gnieźnieńskiej, w czasie moich święceń kapłańskich, odpowiadając na wezwanie mnie po imieniu, powiedziałem: Oto ja. W ten sposób – jak mówił nam w swoim papieskim orędziu na 34. Światowe Dni Młodych papież Franciszek – swoją odpowiedzią i swoją decyzją włączyłem się w moje podążanie za Jezusem. Ważne jest bowiem – wyjaśniał jeszcze papież Franciszek – aby odkryć czego Pan od nas oczekuje i mieć odwagę, by odpowiedzieć Mu: „tak”! Oczywiście, przygotowywałem się wcześniej do tej odpowiedzi i do tej decyzji. Rozeznawałem, czego Pan ode mnie oczekuje. Starałem się, także z pomocą Kościoła, to odkryć. Niewątpliwie osobiście dojrzewałem też do tej życiowej decyzji. Nie była ona bowiem dla mnie tylko jakimś momentem czy decyzją, podjętą wówczas przeze mnie na gorąco, pod wpływem uroczystej chwili. Po latach mojego kapłaństwa wydaje mi się, że wpisywała się ona wówczas i wciąż nadal wpisuje w moje najgłębsze pragnienia, a więc w to wszystko, co uważam za zasadnicze, za istotne, za fundamentalne dla mojego życia i w moim życiu. Dlatego mogę wam wszystkim dziś i ja z całą szczerością powtórzyć za papieżem Franciszkiem, że propozycje, które Bóg ma dla nas, tak jak ta, którą złożył Maryi, nie służą temu, by zgasić nasze marzenia, ale by rozpalić pragnienia; by sprawić, że nasze życie przyniesie owoce, że rozbłysną uśmiechy i rozradują się serca. Bo odpowiedzieć Bogu – zauważa jeszcze papież Franciszek – to pierwszy krok do bycia szczęśliwym i do uszczęśliwiania innych. Tak, jestem w mojej odpowiedzi Panu Bogu człowiekiem szczęśliwym. Oczywiście, to wcale nie znaczy, że tej odpowiedzi i wszystkim konsekwencjom z nią związanym nie towarzyszy mi również codzienny trud nawrócenia, podnoszenia się z upadków i tego wszystkiego, co za każdym razem przekonuje mnie, że Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko. Mogę jednak i ja odnaleźć się w tym stwierdzeniu papieża Franciszka w wypowiedzianym przez Niego orędziu na Światowe Dni Młodzieży, a mianowicie, że jeśli pozwolimy, by Bóg do nas mówił, wówczas zobaczymy nasze życie przemienione i pełne radości.
Światowe Dnie Młodzieży dają nam w tym roku jakąś niebywałą wręcz okazję, aby idąc za Maryją i z Maryją, a więc wsłuchując się w Jej odpowiedź na wezwanie Pana: oto ja służebnica Pańska. Niech mi się stanie według słowa Twego, pomyśleć nieco i być może poszukać, do czego was, młodych, każdą i każdego z was tutaj obecnych, Pan Bóg powołuje. Miejcie więc odwagę – jak zachęcał was papież Franciszek – by wejść w swoje wnętrze i zapytać Boga: czego Ty chcesz ode mnie? Możecie mi, jak najbardziej słusznie zresztą już powiedzieć, że przede wszystkim, zwłaszcza poprzez podróż tutaj, do Panamy, sam Jezus wezwał was na spotkanie z sobą. To przecież On sam zaprosił was, abyście przyjeżdżając tutaj, przeżyli spotkanie z Nim samym, z Kościołem i pomiędzy sobą. Światowe Dni Młodzieży są bowiem dla nas wszystkich również i takim doświadczeniem. Dlatego papież Franciszek zachęcał w ten sposób nas wszystkich: skorzystaj ze Światowych Dni Młodzieży w Panamie – mówił – aby kontemplować Chrystusa z Maryją. Skorzystajmy więc z tych dni, aby zobaczyć, że Jezus – który w ten właśnie sposób zaprosił nas tutaj wszystkich za pośrednictwem swego Kościoła, zaprosił przez papieża Franciszka – sam nas już niejako tutaj wyprzedził, wyprzedził nas, pokazując, że On jest dla każdego, dla każdej i dla każdego z nas, zwłaszcza dla każdego z was, młodych. W książce – rozmowie z Thomasem Leoncinim Bóg jest młody papież Franciszek opowiadając nam m.in. historię swego własnego powołania podkreśla, że patrząc na swoje życie, na historię swego życia i swego powołania, pewnie mógłby nam i On dziś powiedzieć, że jakoś zawsze odkrywał, że szukał Pana Boga. To prawda – wyznaje – w niektórych chwilach czułem, jakby Bóg oddalał się ode mnie, tak jak ja oddalałem się od Niego. Zdarza się nam – i jemu też – w bardzo mrocznych momentach pytać: Gdzie jesteś, Boże? Zawsze jednak odkrywałem – dodawał papież – że szukałem Boga, ale On szukał mnie bardziej. On bowiem zawsze dociera pierwszy, czeka na nas. Posłużę się zwrotem – mówi papież – którego używamy w Argentynie: Pan nas primerea, wyprzedza nas, czeka na nas; grzeszymy, a On oczekuje, by nam wybaczyć. On na nas czeka, aby nas przyjąć, dać nam swoją miłość, i za każdym razem nasza miłość wzrasta. I jeśli tak właśnie odczytujemy i my tę chwilę, to nasze spotkanie, to musimy również i my powtórzyć za Franciszkiem, że także tutaj, w Panamie: el Señor nos primerea, nos está esperando: wyprzedza nas i czekał tu na nas! My właśnie jesteśmy przez Niego oczekiwani. W odpowiedzi zaś my wszyscy w pewnym sensie możemy dziś Mu już powiedzieć: jestem! Oto ja! Jestem więc tutaj, bo konkretnie odpowiedziałem, bo odpowiedziałam na zaproszenie do udziału w XXXIV Światowym Spotkaniu Młodych. Jestem, bo – jak pisał do nas w orędziu przygotowującym nas w ubiegłym roku na to spotkanie – skoro Maryja nie jest typem kobiety, która, by czuć się dobrze, potrzebuje kanapy, gdzie mogłaby usiąść wygodnie i bezpiecznie, bo Ona nie jest przecież jakąś młodą kanapową, ale idzie i służy, odpowiadając Bogu: oto właśnie ja, to również i my, wybierając się tutaj, przyjeżdżając do Panamy, odpowiedzieliśmy Bogu na Jego wezwanie, na Jego zaproszenie. Możesz więc powiedzieć: oto jestem. Jestem tutaj, bo noszę w sobie całe to bogactwo młodości, ze wszystkimi jej nadziejami i wyzwaniami. Młody człowiek bowiem – to jeszcze raz papież Franciszek w książce Bóg jest młody – chodzi na dwóch nogach jak dorosły, ale w odróżnieniu od dorosłych, którzy stojąc, trzymają nogi koło siebie, on zawsze ma jedną wysuniętą, gotów ruszyć, wystartować. Zawsze kieruje się do przodu. Kiedy więc Bóg nas wzywa – przypomniał nam jeszcze raz papież wskazując na Maryję, która po zwiastowaniu przemierzyła naprawdę długą drogę do Elżbiety – nie poprzestaje nigdy na tym, kim jesteśmy i co zrobiliśmy. Wręcz przeciwnie, w chwili kiedy nas wzywa, patrzy na to wszystko, co możemy zrobić, na całą miłość, jaką możemy wyzwolić, na wszystko, co jeszcze możemy dać. Patrzy więc wraz z nami na to wszystko, co jest z nami i przed nami. I w tym On sam nas już rzeczywiście primerea – wyprzedza: el Señor nos primerea, nos está esperando On jest pierwszy. Dlaczego tak się dzieje.
Bóg pierwszy nas umiłował i wydał za nas samego siebie. Dlatego – powie nam święty Paweł w Liście do Galatów (Ga 2,20) – moje życie jest życiem wiary (życiem w wierze) w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydal za mnie. W wydanej niedawno Biblii Ekumenicznej ten werset brzmi jeszcze mocniej, mówi bowiem tak: To zaś, co teraz przeżywam w ciele, przeżywam w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał za mnie samego siebie. To podstawowa odpowiedź na pytanie: dlaczego On jest pierwszy? Dlaczego mnie primerea – wyprzedza? Święty Jan Paweł II, odpowiadając kiedyś na nieco podobnie postawione pytanie, a mianowicie, dlaczego w Jezusie Chrystusie Pan Bóg nas szuka, wskazywał, że są po temu dwa komplementarne powody. Papież więc w Tertio Millennio Adveniente czyli w Liście Apostolskim wydany w związku z przygotowaniem Jubileuszu Roku 2000, wskazywał najpierw, że tak właśnie jest, że w Jezusie Chrystusie Bóg nie tylko mówi do człowieka, ale Bóg szuka człowieka. Przyjście Jezusa na świat, Wcielenie Syna Bożego, świadczy właśnie o tym, że Bóg szuka człowieka i że to poszukiwanie, to pragnienie rodzi się jak gdyby we wnętrzu samego Boga. Wychodzi więc z Jego wnętrza, z serca Boga. I teraz święty Jan Paweł II wyjaśnia nam, dlaczego tak się dzieje: po pierwsze dlatego, że jesteśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo, to znaczy związani z Nim szczególną więzią – jesteśmy dziećmi Bożymi, których kocha. W Jezusie Chrystusie szuka nas więc dlatego, że nas kocha, że jesteśmy Jego szczególną własnością (…) własnością Boga na podstawie wyboru miłości. Bóg szuka więc człowieka z potrzeby swego ojcowskiego serca. Ale jest też drugi powód: szuka nas, bo człowiek przez grzech oddalił się od Boga, odszedł od Niego, dosłownie z lęku czy strachu ukrył się przed Nim. W Jezusie Chrystusie – wyjaśni nam jeszcze święty Jan Paweł II Bóg nas szuka, bo pragnie przezwyciężyć to zło oddalenia, grzechu i śmierci. Myślę, że w ten sposób, uświadamiając sobie tę prawdę, każda i każdy z nas może zrozumieć, że jest naprawdę cenny, jestem cenna w oczach Bożych. I to nie tylko jesteś cenny wtedy, kiedy się nie zagubisz, ale zawsze. Nawet więc, gdybyś i Ty czuła, gdybyś czuł – jak to wspominał w swym świadectwie papież Franciszek – że jakby Bóg oddalał się ode mnie, tak jak ja oddalałem się od Niego, nie zapominaj, że i wówczas, a może właśnie szczególnie wtedy: On szuka Cię bardziej. Pamiętaj zatem, że jesteś więc umiłowana, jesteś umiłowany przez Boga. Jesteś naprawdę ważny i cenny, skoro Bóg dosłownie wydał siebie za Ciebie. I nie jest to wcale tylko jakaś kwestia przywrócenia nam w ten sposób należnego poczucia własnej wartości czy wręcz odpowiedniej oceny samego siebie, kwestia, by – jak mówimy – mieć właściwą, zgodną z prawdą, samoocenę tego, kim naprawdę jestem. Owszem, i po ludzku możemy przecież już powiedzieć, a Światowe Dni Młodzieży właśnie dlatego, że są światowe dają nam to za każdym razem tak konkretnie rozpoznać, odczuć i dosłownie przeżyć, że przecież tak jak tutaj wszyscy różni jesteśmy, tak też każda i każdy z nas, każda z was jest jedyna, jest jedyny, i w swe wyjątkowości i oryginalności rzeczywiście przecież jesteś naprawdę niepowtarzalna, jesteś niepowtarzalny. Tak jesteś wyjątkowa. Tak jesteś wyjątkowy. Mówiąc tak, trochę mi się to kojarzy teraz z takim prostym przypomnieniem, które w ciągu Roku Miłosierdzia papież Franciszek niejednokrotnie nam powtarzał, a mianowicie, że nasze uczynki miłosierdzia nie są owocem jakiejś bezmyślnej produkcji, bo nie schodzą – jak mówił papież – z taśmy produkcyjnej. Są zawsze niepowtarzalnym wytworem naszych rąk. I one są w ten właśnie sposób świadectwem naszej niepowtarzalności i wyjątkowości. Dlatego – pamiętacie – uczył nas papież, że przecież ważniejsze jest, jak pomagamy niż nawet to, co my dla drugiego czynimy. Czy więc pomagając zauważamy drugiego człowieka? Czy mamy odwagę zatrzymać się przed nim, spojrzeć mu w oczy, popatrzeć na niego, posłuchać go, zobaczyć, czego on tak naprawdę od nas potrzebuje? Czy też wykonujemy mechanicznie jakiś dobry uczynek? Dajemy np. pieniądz, i to nam wystarcza. Z pewnością – myślimy sobie – nieco uspokaja się nasze sumienie, ale czy to nam wystarcza?
Każdy więc z nas jest zaproszony, aby osobiście doświadczyć miłości Jezusa, odkrywając przy tym jednak zaraz, że i my jesteśmy przecież żywą cząstką wielkiej rodziny ludzkiej, cząstką Kościoła, który pragnie być dla was młodych – który jest waszym domem, wspólnotą, rodziną. I tu pewnie rodzi się zaraz w nas wszystkich pytanie o to, czy my mamy takie właśnie doświadczenie Kościoła – domu, wspólnoty, rodziny. Nie będę jednak w tym miejscu robił jakiejś apologii Kościoła ani też szukał wyjaśnień. Chciałbym raczej teraz tylko powtórzyć wam słowa papieża Franciszka, które wypowiedział w czasie wrześniowego spotkania z młodymi na Litwie. Prosił wówczas młodych, aby najpierw przez chwilę zastanowili się dobrze nad tym w jaki sposób została w nas wlana łaska Boża? Nie spadał przecież z nieba – mówił Franciszek – magicznie, w życiu nie ma bowiem jakieś magicznej pałeczki. Stało się to przez ludzi, którzy przeszli przez wasze życie, dobrych ludzi, którzy wzmacniali was swoim doświadczeniem wiary – tłumaczył młodym papież – Zawsze są w życiu ludzie, którzy podają nam rękę, żeby nam pomóc w podniesieniu się. […] Nikt nie może powiedzieć: „zbawiam się sam”, wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni, jesteśmy „w sieci”. Bóg zechciał wejść w tę dynamikę relacji i pociąga nas do siebie we wspólnocie, nadając naszemu życiu właśnie w ten sposób pełen sens tożsamości i przynależności. Ukazując taką perspektywę, papież Franciszek zaapelował więc do was, młodych: nie pozwólcie, aby świat przekonał was, że lepiej iść samotnie. Samotnie nigdzie nie dochodzimy. Tak możesz dotrzeć, osiągnąć sukces w życiu, ale bez miłości, bez kolegów, bez przynależności do pewnego ludu, bez tego bardzo pięknego doświadczenia wspólnego podejmowania ryzyka, nie można iść samotnie. […] Wstrętne jest życie przed lustrem, natomiast piękne jesz życie z innymi, w rodzinie, z przyjaciółmi, w zmaganiach mego ludu – w ten sposób życie staje się piękne. Kiedyś – myślę, że właśnie prowadząc nas tą maryjną drogą z Krakowa do Panamy – papież Franciszek, oprócz tej metafory życia przed lustrem, mówiąc trochę w tym samym kluczu, wspominał nam o życiu, którego jedynym oknem na świat jest ekran tabletu czy smartfona. Drodzy młodzi – napisał wtedy do was Franciszek – nie pozwalajcie, aby przebłyski młodości gasły w mroku zamkniętego pokoju, w którym jedynym oknem na świat jest komputer i smartfon. Możemy, owszem, uskarżać się, że mało mamy w Kościele doświadczenia domu, wspólnoty, rodziny. Ale pomyślcie dziś sobie, czy jednak nie ma tak naprawdę racji papież Franciszek, gdy właśnie w jednym ze swych orędzi do młodych tłumaczył nam również, abyśmy nie zapominali, że prawdziwie doświadczenie Kościoła nie jest jak flashmob, w którym ludzie wyznaczają sobie spotkanie, przeprowadzają krótkotrwałe zdarzenie, a potem każdy idzie w swoją stronę. Kościół – pisał w tym orędziu do młodych – nosi w sobie długą tradycję, która jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, jednocześnie ubogacając się konkretnym doświadczeniem każdej osoby. Także wasza historia znajduje swoje miejsce w obrębie historii Kościoła.
Każdy młody człowiek, każdy i każda z was, tutaj obecnych, może więc powiedzieć – jak Maryja – oto Ja. Oto jestem. Pozwól jednak, że postawimy sobie teraz razem jeszcze jedno pytanie: kim jesteś? Jakie uczucia nosisz w swoim sercu? O czym śniesz i marzysz? Czego się boisz czy lękasz? Co jest dla Ciebie naprawdę ważne? Co Cię pociąga? Do czego dążysz? Czego ostatecznie szukasz? Pamiętam jak kiedyś właśnie Jan Paweł II w swoim pięknym i zarazem ważnym i jakoś nawet kluczowym, bo przecież wydanym w Międzynarodowym Roku Młodzieży (1985) Liście do Młodych, podprowadzał młodych, aby za młodzieńcem z Ewangelii chcieli przyjść do Jezusa i postawić Mu, tak jak tamten młody człowiek, pytanie: co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Oczywiście, nie będę powtarzał teraz całej treści tych papieskich rozważań, ale chciałbym wam tylko przypomnieć, że Jan Paweł II napisał wówczas, że m.in. i ta rozmowa Jezusa z młodym człowiekiem posiada charakter najbardziej uniwersalny i ponadczasowy. To poniekąd stale i wciąż – zauważył wtedy papież Jan Paweł II – poprzez stulecia i pokolenia, Chrystus tak właśnie rozmawia z młodym człowiekiem, chłopcem czy dziewczyną. Rozmawia na różnych miejscach ziemskiego globu, wśród rożnych narodów, ras i kultur. Każda i każdy z was jest w tej rozmowie Jego potencjalnym rozmówcą. Spójrzcie więc, że dziś Jezus właśnie tutaj, podczas tej katechezy, pragnie także z Tobą rozmawiać. Rozmawiać będzie z Tobą tutaj, pośród młodych z różnych narodów, ras i kultur. Chce przygarnąć Ciebie i rozmawiać z Tobą, z takim, jakim jesteś. Każda i każdy z was niesie w sobie całe bogactwo swej osobowości, ale także swoje własne pytania, marzenia czy lęki. Warto może najpierw zastanowić się, co tak naprawdę jest ich źródłem. Kiedyś na jednym ze spotkań z młodzieżą włoską papież Franciszek podpowiadał, że w takim momencie naprawdę warto postawić sobie pytanie skąd się biorą np. wasze marzenia? Czy narodziły się z oglądania telewizji, ze słuchania przyjaciela? Czy były to sny na jawie? Czy to są wielkie marzenia czy malutkie, mizerne, które zadawalają się czymś najmniejszym? W przesłaniu na nasze spotkanie w Panamie – o którym wciąż mówię i co rusz odwołując się wprost do niego, przypominam jego treść, aby zapadła nie tylko w waszą pamięć, ale nade wszystko w wasze serca – papież Franciszek, z całej gamy głębokich ludzkich pragnień, dążeń, marzeń czy tęsknot, wydobywa pragnienie pomagania innym, zrobienia czegoś dla tych, którzy cierpią. Mówi, że jest ono w sercach i w życiu tak wielu młodych ludzi, wierzących i niewierzących. Co jest jednak bardzo ciekawego, to właśnie to, że zanim – i to będzie temat jutrzejszej katechezy – podejmiemy działanie, zanim – jak mówi papież – ukaże się nam i w nas, i przez nas, ta swoista rewolucja służby, trzeba nam wejść w dialog, w postawę słuchania, mieć odwagę, aby wejść w swoje wnętrze i zapytać Boga: czego Ty chcesz ode mnie? To jest bowiem ten konkretny wyraz gotowości, o której dziś przypomina nam wszystkim to słowo: Oto Ja. Oto jestem! Taka była postawa Maryi. Z dialogu z Bogiem, ze słuchania Go, zrodziła się odpowiedź. Myślę, że trzeba nam dziś zobaczyć, a także i zaufać tej drodze, że właśnie poprzez spotkanie z Bogiem, jak miało to miejsce w życiu Maryi, młodej kobiety z Nazaretu, i przed Tobą, tak jak kiedyś przed Nią, otworzą się prawdziwie nowe drogi, nowe możliwości, nowe perspektywy życia, nowe horyzonty i nowe przestrzenie. Ważne jest tylko, aby od tego dialogu z Bogiem nie uciekać, aby się nie zaszyć w jakieś dziurze rozpaczy czy samotności, aby nie mówić, że to nie mam sensu, że już wiem, że nic nowego mi chyba już nie powie, że niczego przecież od Niego nie oczekuję, że zbyt to trudne czy nawet chyba jakoś ryzykowne, że trzeba nam uchwycić trzeźwe, ludzkie kalkulacje, że to ostatecznie dopiero my sami i tak będziemy musieli wyznaczyć sobie naszą własną perspektywę. Oczywiście, to prawda, że przecież Bóg za nas naszego życia nie przeżyje. Papież Franciszek mówił więc kiedyś młodym Francuzom, żeby zawsze pamiętali, że są głównymi bohaterami nadziei, że przyszłość jest w ich rękach, że nie należy się bać odpowiedzialności za nią, że trzeba ją wziąć w swoje ręce, że trzeba być odpowiedzialnym, realizując swoje marzenia. Trzeba nam jednak pamiętać – i jeszcze raz wrócę do naszego tegorocznego orędzia papieskiego na nasze spotkanie w Panamie – że to w ciszy serca odkrywamy własną tożsamość i powołanie, do którego wzywa nas Pan (…) I naprawdę ważne jest, aby odkryć, czego Pan od nas oczekuje i mieć odwagę, by Mu odpowiedzieć „tak”.
Jesteśmy tutaj razem z Maryją. I może na koniec jeszcze jedna uwaga i jeszcze jedna zachęta. Chodzi mi o to, aby wam przypomnieć, że wypowiadając dziś: oto jestem, otwiera się przed nami długa droga. Dla Maryi – jak słyszeliśmy to wprost wymierzone i podane na w kilometrach – była to długa droga: 150 kilometrów z Nazaretu do Elżbiety. Oczywiście, dla nas, którzy przelecieliśmy Ocean, nie tylko o same kilometry jednak chodzi. Ważniejsze jest to wszystko, co się w drodze wydarza, co zdarzyć się może i powinno po drodze – napisał nam w swym ubiegłorocznym orędziu papież Franciszek – albowiem to właśnie po drodze przychodzą na myśl wydarzenia życia i możemy odkryć ich znaczenie oraz pogłębić nasze powołanie, ujawniające się w spotkaniu z Bogiem i w służbie innym. Kiedy mówimy bowiem: Oto ja. Oto jestem, otwiera się przed nami droga. Przed Maryją otworzyła się wówczas droga. Otworzyła się ona kiedyś także przed biblijnym Samuelem, którego Pan trzykrotnie wołał, a On, pouczony przez kapłana Helego, cierpliwie powtarzał: Oto jestem, i dojrzewał, aby wreszcie powiedzieć Bogu: mów Panie, bo sługa Twój słucha. W dokumencie końcowym Synodu Młodzieży czytamy, że podobnie jak dla młodego Samuela, ta dla każdego mężczyzny i każdej kobiety powołanie, pomimo momentów ważnych i wyjątkowych, wymaga długiej podróży. Słowo Pana wymaga czasu, aby je zrozumieć i zinterpretować; a misja, do której ono powołuje ujawnia się stopniowo. Potrzeba zatem odwagi i cierpliwości. Potrzeba zaufania i nadziei. Potrzeba też pomocy abyśmy potrafili zebrać różne nasze doświadczenia w jedność i odczytać je w perspektywie wiary, przezwyciężyć niebezpieczeństwo rozproszenia, rozpoznając znaki, za pomocą których przemawia Bóg. Wykorzystajmy więc ten wspólny czas tutaj, w Panamie, aby ruszyć w drogę. Oto ja. Oto jestem. Niech Matka Boża – jak życzył nam papież Franciszek – towarzyszy nam w tej pielgrzymce, niech nas motywuje do udzielania odważnych i wielkodusznych odpowiedzi.