Jubileusz koronacji MB Licheńskiej, 14.08.2017 Licheń

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji 50-lecia koronacji łaskami słynącego obrazu Matki Bożej Licheńskiej, Uroczystość Wniebowzięcia NMP, 14 sierpnia 2017, bazylika w Licheniu. 

Jutrzenko nowego świata, okaż się Matką nadziei i czuwaj nad nami!
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!

Podobnie jak pięćdziesiąt lat temu, Kościół w Polsce, po uroczystym ubiegłorocznym dziękczynieniu za dar i łaskę Chrztu Świętego, gromadzi się dziś wokół Maryi, obecnej pośród nas, w tym sanktuarium w Cudownym Wizerunku Matki Bożej Licheńskiej. Zgromadziliśmy się bowiem, aby świętować pięćdziesięciolecie koronacji Licheńskiego Obrazu. Przed rokiem, w 1050. rocznicę Chrztu Polski, 3 maja 2016 roku, tam, na Jasnej Górze, podobnie jak uczynili to pięćdziesiąt lat temu pod przewodnictwem Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski nasi poprzednicy, my także jeszcze raz zawierzyliśmy Maryi, Matce Bożej, Królowej Polski, nasze życie, życie Kościoła w Polsce. Zawierzyliśmy siebie samych, nasze rodziny i nasze wspólnoty. Zawierzyliśmy Ojczyznę naszą i wszystko, co Polskę stanowi. I tak jak oni, którzy pięćdziesiąt lat temu, znów pod przewodnictwem Prymasa Tysiąclecia, zebrali się w tym właśnie maryjnym sanktuarium, by uroczyście nałożyć korony na skronie Maryi, tak my, dziś, tutaj zgromadzeni, przybyliśmy, by dziękować Bogu przez Maryję za ten wielki znak ­– jak mówił w dniu koronacji Ksiądz Prymas – koronowany przez wiarę i miłość Ludu Bożego, znak wielki – Matki Boga – Człowieka, Matki Kościoła i naszej Matki. To wasze serca – mówił wtedy do zgromadzonego ludu Bożego Prymas Tysiąclecia – pełne wdzięczności, ufności, żywej wiary i miłości, koronują dzisiaj naszymi dłońmi, Bolesną Matkę Licheńską, którą czci nie tylko ziemia konińska i kaliska, ale także dalekie dziedziny naszej ziemi ojczystej. Przychodzimy więc i my wszyscy z różnych zakątków naszej Ojczyzny, a także żyjący poza jej granicami, aby tego wieczoru, w wigilię uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, w wigilię koronacji Licheńskiej Pani, z radością i wdzięcznością w sercu, rozpoczynając pięćdziesięciolecie koronacji, uwielbić Boga i z nadzieją wpatrywać się w Tę, którą błogosławią wszystkie pokolenia, Wniebowziętą, która i dziś dla nas jest znakiem otuchy i niezawodnej nadziei. Ona – jak przypomniał nam w dniu koronacji Kardynał Wyszyński – już od czasów zwiastowania, stajenki betlejemskiej, kalwarii i wieczernika zielonych świątek, do dziś jest wśród nas w dalszym ciągu znakiem wielkim na niebie.

Umiłowanie w Panu, Siostry i Bracia!

Ewangelista Łukasz, w odczytanym nam przed chwilą, właśnie w wigilię uroczystości Wniebowzięcia Maryi, fragmencie swej Ewangelii, w pośredni sposób wskazuje na Tę, Którą błogosławić będą wszystkie pokolenia, Wniebowziętą, która i dziś, dla nas jest znakiem otuchy i niezawodnej nadziei. To Ona przecież jako pierwsza słuchała słowa Bożego i zachowywała je wiernie. Ewangelista pragnie nas więc pouczyć, w czym tkwi prawdziwe szczęście Maryi. Owszem, reakcja kobiety z otaczającego Jezusa tłumu jest – możemy powiedzieć – jak najbardziej ludzka. Gdy głośno zawołała do Niego: błogosławione łono, które cię nosiło – z pewnością w odpowiedzi na to, jak poruszająco przemawiał, z jaką mocą głosił Królestwo Boże – wskazuje, że i ona chciałaby mieć takiego właśnie syna i móc powiedzieć innym kobietom, że to ona nosiła go w swoim łonie, ona go karmiła i wychowała, a teraz jakże jest z Niego prawdziwie dumna i po matczynemu szczęśliwa. Znamy i my to uczucie matek. Jezus, w swojej odpowiedzi na głos kobiety z tłumu, idzie jednak znacznie dalej. Szanuje szczęście matki. Szanuje również szczęście swojej Matki i nie przeciwstawia jej szczęścia tych, którzy słuchają Jego Słowa. Pokazuje jednak, w czym tak naprawdę tkwi Jej szczęście. To prawda, że jak starotestamentalna Arka Pana, o której słuchaliśmy w pierwszym czytaniu, przyjęła Ona w swoje dziewicze łono prawdziwego Boga. Ofiarowała siebie Bogu, aby mogło dokonać się Wcielenie Bożego Słowa. W zwiastowaniu Maryja poczęła Syna Bożego również w fizycznej prawdzie ciała i krwi. W encyklice o Eucharystii święty Jan Paweł II pięknie o Niej napisał, że była nawet w pewnym sensie jakby pierwszym tebarnakulum w historii, w którym Syn Boży pozwalał się adorować, niejako promieniując swym światłem poprzez oczy i głos Maryi. Tak, i to rodziło w Jej sercu niewątpliwie uczucie szczęścia. Ale – jak słyszymy – prawdziwe szczęście Maryi przewyższa i wykracza poza samo Jej macierzyństwo. Jest to szczęście kobiety, która przysłuchiwała się słowu Bożemu, przyjęła Je i w swym sercu zachowała, która cała – jak powiedział o Niej kiedyś papież Franciszek – przeniknięta była Słowem Bożym. Tak było przecież w Jej historii od początku, gdy na Słowo Boga z wiarą odpowiedziała: niech mi się stanie według twego słowa (Łk 1,38), niech więc w moim życiu będzie tak, jak Ty, Boże, mówisz. I dobrze wiemy, że tę swoją pierwotną decyzję przyszło Jej w życiu wielokrotnie powtórzyć. Dlatego św. Łukasza napisze o Niej w innym miejscu, że chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swoim sercu (Łk 2,51). Chowała więc w nim owe zdziwienia matki, na to, co o Jej Synu powszechnie mówiono. Chowała prawdziwie przerażające zapowiedzi o mieczu, który Ją przeniknie. Chowała też i Jego własne słowa, że moją Matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają Słowa Bożego i wypełniają je (Łk 8,21). I dobrze wiedziała i rozumiała, a nawet jakoś wewnętrznie wyczuwała, że nie kryje się w nich nawet cień lekceważenia i braku miłości syna do matki, ale wciąż to samo doświadczenie, które Ona jako pierwsza w swoim życiu już przeżywała, którym żyła: Ona, kobieta prawdziwie wsłuchana w Słowo Boga, zasłuchana w Boga i jednocześnie podążająca odważnie wyznaczonymi Jej przez Niego drogami.

Kochani Siostry i Bracia!

Wniebowzięta jutrzenka nowego świata, Matka naszej nadziei, wskazuje i nam z wysokości nieba drogę, po której my, pielgrzymujący jeszcze na tej ziemi, idziemy do wieczności. Po zakończeniu ziemskiego życia – jak wierzymy – została bowiem z ciałem i duszą wzięta do nieba. Przeszła jednak jak każdy z nas przez ziemię. I dlatego to święto – jak mówił kiedyś w jednej ze swych krakowskich homilii ówczesny biskup Karol Wojtyła – przechodzi jakby przez duszę każdego z nas; jest świętem naszego wewnętrznego powołania. Jest świętem na wskroś humanistycznym! Bo mówi nam o wielkości człowieka. Ale otwiera perspektywy ostateczne tej wielkości w zjednoczeniu z Bogiem. I nam więc pragnie powtórzyć słowa Jej Syna z dzisiejszej Ewangelii: Siostro i Bracie! I Ty jesteś błogosławiony, gdy w Twoim życiu słuchasz słowa Bożego i zachowujesz Je. Jesteś błogosławiony, gdy na drogach swojego życia coraz bardziej odkrywasz wspaniałą wielkość twego wewnętrznego powołania do zjednoczenia z Bogiem, do bycia z Nim, do wieczności. Jesteś prawdziwie błogosławiony, gdy coraz bardziej wierzysz, że życie zmienia się, ale się nie kończy i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdujemy przygotowane w niebie wieczne mieszkanie. Jesteś więc błogosławiony, gdy Bóg daje i Tobie wciąż poznać, że i w Twoim życiu wszelkie ziarno sprawiedliwości i miłości zasiane tutaj, na tej ziemi w czasie obecnym, zakwitnie w wieczności. Dlatego we Wniebowziętej rozbłyska i dla nas jutrzenka nowego świata. Cel naszego życia, zdolny rozjaśniać i nadawać sens naszym obecnym wysiłkom, teraźniejszym zmaganiom, troską i podejmowanym zobowiązaniom, źródło nadziei, która nie zawodzi. Tak, Kochani Moi, dla wierzących Jezus Chrystus jest nadzieją każdej osoby ludzkiej, bo daje życie wieczne (…) w ten sposób ukazuje On nam, że prawdziwy sens życia człowieka nie zamyka się w horyzoncie doczesności, ale otwiera się na wieczność.

Siostry i Bracia!

Uroczystość pięćdziesięciolecia koronacji Cudownego Wizerunku Matki Bożej Licheńskiej, przeżywana w Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, wskazuje i nam, że nasze życie i nasze pielgrzymowanie jest ze swej istoty otwarte na wieczność. Jednocześnie przypomina, że droga ku wieczności nie odrywa nas od zaangażowania w budowanie tego świata. Wyostrza jedynie naszą perspektywę. Apeluje przecież wciąż do naszej wolności i odpowiedzialności. Skłania do zaangażowania i jasnego opowiedzenie się po stronie dobra. Czyni nas uważnymi i czujnymi. Wyrywa z ogarniającej rutyny i obojętności. Pozwala podejmować niełatwe wyzwania. Chrześcijanie – wskazywał w swoich katechezach o nadziei papież Franciszek – nie żyją poza światem, jednakże ze względu na łaskę Chrystusa otrzymaną w chrzcie nie są ludźmi, którzy się błąkają, są ludźmi zorientowanymi: nie wierzą w ciemności, ale w jasność dnia; nie ulegają nocy, ale mają nadzieję na jutrzenkę; nie są pokonani przez śmierć, ale pragną zmartwychwstania; nie uginają się przed złem, bo zawsze ufają w nieskończoną możliwość dobra. W Maryi zaś, Wniebowziętej, Licheńskiej Matce Bolesnej, Zwycięskiej Matce Boga, mają, wśród swych ziemskich wyzwań i trudów, znak pociechy i niezawodnej nadziei. Dlatego tak licznie i w tylu miejscach na świecie i w naszej Ojczyźnie garną się do Niej. To jednak, Najmilsi, co wyróżnia ukoronowany przed pięćdziesięciu laty wizerunek Matki Bożej Licheńskiej, a na co zwrócił szczególną uwagę w swej koronacyjnej homilii Prymas Tysiąclecia, to obecny tutaj, na tym Cudownym Wizerunku, dosłownie na piersi Maryi, biały orzeł. Nic dziwnego – tłumaczył w dniu koronacji Ksiądz Prymas – że Maryja, błogosławiona przez wszystkie narody i przez naród polski, przygarnęła do swej piersi Orła, na znak Jej macierzyństwa wobec naszej ojczyzny (…) Czyż nie jest to dzisiaj dla nas wymowne – pytał wówczas Ksiądz Prymas. Oto znak naszej ojczyzny był bezpieczny na piersiach, które karmiły świata Zbawienie. A czyż i dla nas, dzisiaj, Siostry i Bracia, Moi Umiłowani, nie jest to i nie powinno być nadal jakoś wymowne? Czyż w tych czasach niepokojów, podziałów, wołania o kierowanie się troską o wspólne dobro, a nie tylko dobro doraźnie dla jednych, a nie drugich, nie trzeba nam mieć przed oczyma właśnie Tej, która do piersi przyciska białego orła. Może w ten sposób chciałaby i nam przypomnieć o miłości Ojczyzny. Może chciałaby nas przestrzec, byśmy przez kłótnie i spory, nie narażali jej na marginalizację czy ośmieszanie w oczach świata. Może chciałaby nam powiedzieć, że to przecież nasz wspólny zbiorowy obowiązek, że trzeba szukać tego, co nas wciąż jeszcze jednoczy i łączy w cierpliwym, w wytrwałym, w mądrym budowaniu wspólnego dobra.

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter