Dziękczynienie za beatyfikację kard. Wyszyńskiego, 18.09.2021

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej podczas dziękczynienia archidiecezji gnieźnieńskiej za beatyfikację kard. Stefana Wyszyńskiego, 18 września 2021. Plac Prymasa Mikołaja Trąby w Gnieźnie.

Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!

Nie jestem ci ja ani politykiem, ani dyplomatą, nie jestem działaczem ani reformatorem. Ale natomiast jestem ojcem waszym duchownym, pasterzem i biskupem dusz waszych, jestem, apostołem Jezusa Chrystusa (…) Niosę wam Lumen Christi – Światło Chrystusa! (…) Z każdym z was, dzieci moje, pragnę wołać: Światła! Więcej światła! Więcej Bożego światła! Wiele już lat minęło od tych słów Prymasa Wyszyńskiego, które zawarł w swym liście pasterskim na ingres do Gniezna i Warszawy. Zmienili się ludzie. Zmieniły się czasy. Zmienił się świat i zmieniła się Polska. Zmienił się też Kościół Gnieźnieński. Rozpoczęta przeszło siedemdziesiąt lat temu przez Prymasa Tysiąclecia renowacja katedry gnieźnieńskiej, przywróciła tej szacownej świątyni jej gotycki blask. Jakże ona jest piękna! Dwukrotnie w jej progach stanął święty Jan Paweł II. W jej murach, tutaj, u źródeł chrzcielnych Polski, przeżyliśmy najpierw pod przewodnictwem Prymasa Tysiąclecia wielkie Millenium Chrztu Polski, a niedawno, w 2016 roku, uroczyście obchodziliśmy jego 1050-lecie. Niezliczone rzesze pielgrzymów ze czcią wstępowały w progi Prymasowskiej Bazyliki, aby modlić się przy relikwiach naszego Świętego Patrona Wojciecha, Biskupa i Męczennika. W tysiąclecie jego męczeńskiej śmierci, wraz ze świętym Janem Pawłem II, dziękowaliśmy Bogu za to, że tutaj – jak nam wskazał wówczas Papież – święty Wojciech jest ciągle z nami (…) a zasiew jego męczeńskiej krwi, rodzi wciąż nowe duchowe owoce. Wśród tych wspaniałych, duchowych, pasterskich owoców związanych z ofiarą życia męczennika Wojciecha, historycznie pierwszym było powołanie w 1000 roku do życia pierwszej metropolii na ziemiach polskich ze stolicą w Gnieźnie. Później zaś, na początku XV wieku, złączenie z woli Stolicy Apostolskiej godności prymasowskiej z urzędem i posługą arcybiskupów metropolitów gnieźnieńskich. Do tych i wielu innych niezapomnianych wydarzeń dopisujemy dziś, w dwudziestym pierwszym wieku, wyniesienie przez Kościół do chwały ołtarzy naszego pasterza, Stefana Kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia. I my więc – jak nam to wskazywał w minioną niedzielę, przewodnicząc z woli papieża Franciszka uroczystościom beatyfikacyjnym kardynał Marcello Semeraro, Prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych – możemy powtórzyć, że Polska ofiarowała i ofiaruje Kościołowi, na przestrzeni różnych epok, wybitne postacie świętych, Bożych mężczyzn oraz kobiet, i że Bóg i dzisiaj powołuje spośród nas autentycznych świadków świętości, ku czci i chwale Swojego imienia.

Umiłowani Siostry i Bracia!

Przybyliśmy dziś z różnych stron naszej świętowojciechowej archidiecezji, aby tutaj, razem, dziękować Panu Bogu za dar świętości naszego pasterza. Jestem ojcem waszym duchownym, pasterzem i biskupem dusz waszych. Widzieliśmy w nim i wciąż widzimy dobrego pasterza. Taki obraz nosimy w swym sercu. Z takim przychodzimy dziś do Pana Boga, razem dziękując za pasterskie posługiwanie błogosławionego Stefana Kardynała Wyszyńskiego. On przecież swoim słowem i życiem, swoją miłością i cierpieniem, swoją odwagą wiary i pasterską wrażliwością o każdego człowieka, ukazał nam, że Ten, który mówił dziś w Ewangelii sam o sobie, że jest Dobrym Pasterzem, właśnie przez niego dał nam tak konkretnie poznać i prawdziwie doświadczyć swej  pasterskiej troski. Wierny Jedynemu Bogu – Soli Deo – Wyszyński wszystko co czynił, czynił dla Ewangelii, dla Boga, dla Jezusa Chrystusa, dla Maryi i dla Kościoła. Z wielu rzeczy musiałem zrezygnować – mówił tutaj, ze Wzgórza Katedralnego w trzydziestolecie swojego posługiwania w Kościele Gnieźnieńskim – Ale jednego nie mogłem się wyrzec – odwagi, męstwa i gotowości na każdą ofiarę, której Pan Bóg ode mnie zażąda. A wiemy, że zażądał wiele. Nieraz myślę – mówił dalej Prymas – czy wypełniłem wszystkie moje obowiązki, czy prawdziwie służyłem Kościołowi gnieźnieńskiemu i warszawskiemu i całej Polsce tak, jak to było potrzebne? Ale stale miałem przed oczyma Maryję, stojącą ze swoim Dzieciątkiem u progu świątyni jerozolimskiej (…) I ja, przed laty, wchodząc w progi tej zniszczonej przez wojnę Bazyliki, postanowiłem sobie być nauczycielem Prawdy, apostołem Chrystusa jako syn ziemi ojczystej. Postanowiłem bronić chrześcijaństwa i kultury narodowej. Wydaje mi się, że w tej obronie wytrwałem do dziś dnia. Chociaż może to butnie zabrzmi, świadom swoich nieudolności i słabości – mogę powiedzieć, że nie zdradziłem Chrystusa i nie zdradziłem mojego Narodu! Zawsze broniłem Chrystusa, Jego zadań wieczystych – zbawienia dzieci Narodu polskiego – i wiernie broniłem Narodu, który od tysiąclecia żyje mocami Ewangelii i tradycji chrześcijańskiej. A my wiedzieliśmy i widzieliśmy, że za tę obronę Chrystusa w sercu Narodu, rzeczywiście – jak Jezus Dobry Pasterz – dawał swoje życie za owoce. I czynił to nie tylko wtedy, gdy sam za tę obroną został przez komunistów uwięziony, gdy – jak nam to sam w przejmującej paschalnej milenijnej homilii tutaj w katedrze wyznawał – tak bardzo cierpiał za to wszystko co go spotkało w ostatnich miesiącach, gdy wraz z biskupami polskimi odważnie i proroczo wezwał do przebaczenia i pojednania, kierując do biskupów niemieckich pamiętne słowa: Przebaczamy i prosimy o przebaczenie, albo wtedy, gdy u progu dokonujących się w naszej Ojczyźnie przemian społecznych wyzwał do miłości i roztropności. To właśnie stąd, ze Wzgórza Lecha, przypominał nam przecież, żebyśmy pamiętali, że może łatwiej się będzie nam dźwignąć z niedoli gospodarczej, ale z tej strasznej fali rozkładu moralnego, która nas ogarnęła, wydobywać się będziemy z wielkim trudem. Dlatego – tłumaczył – nie trzeba się oglądać na innych, choćby na polityków, żądając od nich, aby to oni się odmienili, bo każdy musi zacząć od siebie. Tylko wtedy, gdy wszyscy będziemy się odradzać i politycy będą musieli się odmienić, czy będą chcieli, czy nie. Nie idzie bowiem – mówił dalej – tylko o zmianę instytucji społecznej, ale idzie przede wszystkim o odnowienie człowieka. Idzie o to, aby człowiek był nowy. On dał swoje życie za owoce. On trwał. Był tu z nami. Nigdy i z żadnego powodu nie zdezerterował ani nie uciekł. Wypędzony na trzy lata, także z naszej archidiecezji, trwał i powrócił, bo był ojcem i dobrym pasterzem, a nie najemnikiem. W dzień, powrotu do Gniezna, 15 listopada 1956 roku, wczesnym rankiem we Mszy świętej przy relikwiach świętego Wojciecha dziękował – jak zapisał w swoim dzienniku Pro memoria – za nas wszystkich, a otoczony kapitułą, klerykami, w wypełnionej po brzegi Bazylice Prymasowskiej, wzywał nas do jeszcze większej czci świętego Wojciecha, a nade wszystko do miłości Tej, której we wszystkim się zawierzył, Bogarodzicy Dziewicy, Matki Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszej Matki. Wszystko postawiłem na Maryję. To Ona – jak usłyszeliśmy w homilii w dniu jego beatyfikacji – uczyła go, aby poprzez codzienną pasterską służbę żyć tylko dla Pana Boga i tylko Jemu się przypodobać.

Moi Drodzy Siostry i Bracia!

Nasze archidiecezjalne dziękczynienie jest więc uwielbieniem Pana Boga za błogosławionego Stefana Kardynała Wyszyńskiego, którego Bóg nam dał jako ojca i pasterza. Jest też naszym wspólnym wołaniem, by Ten, który w swym życiu i posługiwaniu dał nam świadectwo życia wiernego Ewangelii, za wszelką cenę i pozostawił wzór służby konkretnemu człowiekowi, upraszał i dla nas odwagę wiary i ufnej nadziei w trudnych, dzisiejszych czasach. On, nasz ojciec i pasterz, naśladując Dobrego Pasterza, swym wstawiennictwem uprasza nam łaski i wzywa, abyśmy w naszym chrześcijańskim życiu i jako Kościół, który żyje pośród synów i córek tej ziemi, byli wciąż zdolni dać życie swoje, w miłości i w służbie naszym bliźnim i tym wszystkim, których Pan wciąż zaprasza do swojej owczarni. Szczęściem udanego życia, życia pasterza a nie najemnika, jest zdolność dawania swego życia w codziennym powołaniu i służbie. Jest w tym zawsze coś z cierpliwego wrzucania ziarna w ziemię, które musi obumrzeć, aby zrodzić plon obfity. Motywem takiego życia i działania jest miłość. Ona prowadzi do wzajemnego poznania, do otwarcia oczu i serca, do bliskości i czułości, do troski nawzajem o siebie, do przełamywania w nas lęków, oporów i obojętności, do odważnego i ufnego wychodzenia z pomocą każdemu potrzebującemu. Ona też – jak wskazywał nam dziś Pan Jezus – uwrażliwia na tych, którzy nie są z tej owczarni, albo dziś, rozczarowani, zgorszeni, zawiedzeni i w niejednym być może nami zasmuceni, odeszli ze wspólnoty. Ale pasterskie serce nie może się zamknąć. Pasterskie serce nie może też nie odczuwać bólu. Musi być w nas gotowość, by za przykładem Dobrego Pasterza, a także naszego błogosławionego Kardynała Stefana, troszczyć się i – jak przypominał Koryntianom Apostoł Paweł – pozyskać słabych, stając się wszystkim dla wszystkich. Błogosławiony Stefan Kardynał Wyszyński, nasz duchowy ojciec, pasterz i biskup w swym testamencie gnieźnieńskim wskazał nam na Maryję, Jasnogórską Panią i Królową, której zawierzył swe życie i którą prosił, aby była mu Orędowniczą przed Tronem Boga. Dziś, idąc Jego śladami i my jako Kościół Gnieźnieński powierzajmy się Maryi, naszej Wniebowziętej Patronce, Pani Jasnogórskiej, na której nawiedzenie w kopii Cudownego Obrazu czekamy. Niech Ona będzie i nam Orędowniczą przed Tronem Boga. A u Jej boku Ten, który uczył nas, że ad Iesum idziemy per Mariam, błogosławiony Stefan Wyszyński, niech wyprasza dla całego Kościoła potrzebne łaski. Amen.   

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter