60. rocznica kapłaństwa abp. Józefa Kowalczyka, 14.01.2022 Gniezno
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji 60. rocznicy święceń kapłańskich abp. seniora Józefa Kowalczyka, emerytowanego arcybiskupa metropolity gnieźnieńskiego, pierwszego nuncjusza apostolskiego w powojennej historii Polski, 14 stycznia 2022, katedra gnieźnieńska. Przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Uzdrowienie paralityka, o którym usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, stało się możliwe właśnie dlatego, że ci czterej przynieśli go do Jezusa. Papież Franciszek zauważy, że działanie Chrystusa jest bezpośrednią odpowiedzią na wiarę tych osób, na nadzieję, jaką w Nim pokładają, na miłość, jaką okazują sobie nawzajem. Są solidarni w wysiłku i trosce o sparaliżowanego przyjaciela. Dla niego potrafią uczynić wprost niezwykłą i niebywałą rzecz. W pomysłowy sposób pokonują pojawiającą się na ich drodze przeszkodę. Wciągają swego przyjaciela na dach wykonany prawdopodobnie z belek pokrytych strzechą i sprasowaną gliną – zrywają jego połacie i zaczynają spuszczać tego człowieka do znajdującego się poniżej pomieszczenia. Ewangelista Marek nie podziwia jednak – jak słyszymy – samej ich pomysłowości, ale wskazuje na ich wiarę. Jezus zobaczył w tym niecodziennym działaniu ich wiarę. Wiara przywiodła ich przed Niego. Wiara sprowokowała ich niestandardowe działanie. Ich wiara i zaufanie Jezusowi sprawiły, że ten chory człowiek mógł doświadczyć podwójnego uzdrowienia, duszy i ciała. Święty Augustyn, zachwycony kiedyś ich postawą, dostrzeże w niej szczególne wskazanie dla siebie. Widzę też niejednego duchowego paralityka – powie. Widzę też dach, a pod dachem ukrywającego się Chrystusa. Uczynię co mogę. To bowiem zostało pochwalone u tych, którzy, rozebrawszy dach, spuścili paralityka przed Chrystusa, a On powiedział do Niego: zaufaj synu, odpuszczone ci bowiem zostały grzechy twoje. Można z pewnością różnie interpretować ten niezwykły gest przyjaciół paralityka. Można też widzieć w tych czterech osobach postaci różnych ludzi. Wydaje się jednak, że to właśnie naszą rolą, rolą i zadaniem Kościoła jest, by przynosić ludzi do Jezusa. Powołując pierwszych uczniów, jak wskazuje nam już w pierwszym rozdziale swej Ewangelii święty Marek, Jezus zapowiada im, że staną się rybakami ludzi. Łowić więc będą i zagarniać do sieci Kościoła tych wszystkich, którzy są rzeczywiście spragnieni uzdrawiającej mocy łaski Chrystusa. W ten sposób prowadzić ich będą do Niego. Udzielając sześćdziesiąt lat temu w Warszawie święceń prezbiteratu, błogosławiony Stefan Kardynał Wyszyński, Prymas Tysiąclecia przypomniał warszawskim neoprezbiterom, że odtąd nie mogą już oczu zamykać. Odtąd musicie wyczuwać – mówił do nich Prymas – że lud Boży, który swoją obecnością uczestniczy dziś w waszym kapłaństwie, ma do Was prawo. Może się od Was domagać mocy kapłańskiej, kapłańskiego posługiwania i uświęcania, dla którego jesteście ustanowieni.
Drodzy Siostry i Bracia! Dostojny Jubilacie!
Sześćdziesiąt lat temu, dokładnie 14 stycznia 1962 roku, to kapłańskie zobowiązanie przyjąłeś na siebie, wraz z pozostałymi dwudziestoma czterema wyświęconymi wówczas dla Kościoła Warmińskiego prezbiterami. Dziesięć lat temu, a zatem podczas złotego jubileuszu waszych święceń kapłańskich, sam wspomniałeś, że otrzymaliście święcenia kapłańskie w kościele katedralnym świętego Jakuba w Olsztynie, matce kościołów archidiecezji warmińskiej, a kilkanaście dni później odprawiłeś Mszę świętą prymicyjną w swojej rodzinnej parafii Jadowniki Mokre. Dziś, w sześćdziesiątą rocznicę święceń, dziękujemy więc tutaj, w naszej Prymasowskiej Bazylice, wraz z Tobą, Drogi Księże Arcybiskupie, za dar powołania i sakrament święceń, który sześćdziesiąt lat temu przyjąłeś przez włożenie rąk biskupa Józefa Drzazgi, ówczesnego administratora apostolskiego diecezji warmińskiej. Dziękujemy za lata kapłańskiego życia i posługiwania, od tych pierwszych po święceniach dni wikariatu w Kwidzynie, aż po to dzisiejsze Twoje codzienne kapłańskie świadectwo. Dziękujemy też za Twoje pasterskie nauczanie i ukazywanie drogi powołania i służby w Chrystusowym Kapłaństwie wciąż nowym pokoleniom kapłanów. Często w nim podkreślasz, że każde powołanie do kapłaństwa ma swoją odrębną historię i wiąże się ze ściśle określonym momentem życia każdego z nas. Wskazujesz, że choć Bóg wzywa czasem w sposób zaskakujący, to jednak nigdy – jak mówisz – nie jest to wezwanie całkowicie nieoczekiwane. To prawda – jak sam z kolei zaznaczasz w swoich własnych Wspomnieniach – że i Ty w swoim powołaniu nie należysz do tych ludzi, którzy księżmi niemal się urodzili. Nie urodziłem się księdzem – powiadasz i wskazujesz na konieczny przecież trud rozeznania w podejmowaniu decyzji i na dojrzewanie do odpowiedzi Temu, który tak jak do Apostołów, tak dziś do młodych ludzi niewątpliwie wciąż kieruje swoje wezwanie: pójdź za Mną. Jednocześnie za świętym Janem Pawłem II powtarzasz, że gdy mówimy o kapłaństwie i dajemy o nim świadectwo, winniśmy to zawsze czynić w postawie wielkiej pokory, świadomi, iż Bóg nas wezwał świętym powołaniem nie na podstawie naszych czynów, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski. Dlatego przypominasz, zwłaszcza wyświęconym przez Ciebie kapłanom, aby nigdy nie sprzeniewierzyli się Bożemu darowi, aby nie zawiedli zaufania, jakie Kościół w nich pokłada. Jesteś bowiem głęboko świadomy jak wielka to tajemnica i jak cenny to dar, choć przecież – dobrze wiemy – złożony przez Boga – jak mówił Apostoł Paweł – zawsze w kruche, gliniane ludzkie naczynia. Ale właśnie po to, aby wciąż się okazywało, że moc jest z Boga a nie z nas. Wskazujesz więc jasno, że miłość i wierność są możliwe dla tego, kto jest z Panem. I dlatego mówisz, że tylko taki uczeń, który spoczywa na piersi Pana jest w stanie dawać świadectwo o Bożych sprawach. Tylko taki uczeń jest zdolny zaświadczyć o miłości Boga. Świadectwo takiego tylko ucznia jest i będzie zawsze prawdziwie. I wciąż uczysz nas jeszcze i tego, że miłość do Jezusa Chrystusa jest nierozerwalnie związana z miłością do Jego Kościoła, bo sam mając już doświadczenie tak wielu i tak rozlicznych dróg, na których w ciągu tych sześćdziesięciu lat realizowało się Twoje kapłaństwo, niezmiennie wyznajesz, że właśnie w Kościele, który jest naszym domem, każdy z nas ma swoją rolę i misję do spełnienia. Kochasz Kościół i uczysz miłości do Kościoła przypominając, że naszym podstawowym zadaniem jest ukazywać człowiekowi Boga, który jest ostatecznym celem jego życiowego powołania. Służyć więc człowiekowi w kapłaństwie!
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!
Trosce i miłości przyjaciół paralityka Ewangelista Marek przeciwstawia wątpliwości uczonych w Piśmie. Nie dotyczą one samego faktu fizycznego uzdrowienia, ale ogłoszonego przez Jezusa odpuszczenia grzechów. Jezus nie mówi tu po prostu temu człowiekowi, że Bóg mu przebaczył. On dokonuje tego przebaczenia. On mu przebacza grzechy. Powie kiedyś papież Franciszek, że z tymi, którzy uważali siebie za wspaniałych Pan mógł uczynić bardzo niewiele (…) Pan nie czyni cudów z ludźmi uważającymi siebie za sprawiedliwych, ale z tymi, którzy wiedzą, że są potrzebującymi. Nie pociągają Go nasze umiejętności i nie dlatego nas kocha. Miłuje nas takimi jakimi jesteśmy i szuka ludzi, którzy sami sobie nie wystarczają, ale są gotowi otworzyć przed Nim swoje serca. Czterej przyjaciele paralityka byli na to niewątpliwie gotowi. Jezus – jak napisał święty Marek – widział przecież ich wiarę. Serca zaś uczonych w Piśmie przepełniały wątpliwości i niedowierzanie temu wszystkiemu, co On, Syn Człowieczy, sam sobie rościł. Rzeczywistość potwierdziła jednak Jego rację. To na Jego słowa paralityk wstał, wziął zaraz swoje nosze i wyszedł na oczach wszystkich. W ludziach odżyła nadzieja. Przecież od innych słyszeli, że już gdzie indziej – jak zapisał wcześniej święty Marek – uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił. Chodził bowiem po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy. On jest źródłem niewyczerpanej nadziei. A nasza wierność powołaniu, wierność Chrystusowi przywraca światu nadzieję. Pozwala przezwyciężać zamęt i przygnębienie. Wyrywa z okowów strachu i lęku. Uczy zawierzenia i zaufania. Uwalnia nas bowiem – jak to kiedyś trafnie wskazał papież Franciszek – od tej tendencji prometejskiej tych, którzy w ostateczności liczą tylko na własne siły. I pozwala ponowić nasze tak, jeszcze raz z rozmachem i zapałem na jaki nas dziś stać. To prawda, a nasz Drogi Jubilat po sześćdziesięciu latach sam wie to z pewnością najlepiej, że jest to tak, ale realistyczne, gdyż opiera się na spojrzeniu Jezusa. Opiera się na zaufaniu Jezusowi i wciąż odnawianym wyborze, ze świadomością tego, że przecież sługami jesteśmy i wypełniamy tylko to, co powinniśmy wypełnić, ale i na pewności, że On jest z nami, że nas umiłował i samego siebie za nas wydał. Trzeba więc jeszcze raz za psalmistą z wdzięcznością powtórzyć: na wieki będę sławił łaski Pana.