25. rocznica kapłaństwa, 29.05.2018 Gniezno

Ekscelencje, Księże Arcybiskupie Henryku,
Księże Biskupie Bogdanie,
Kochani Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Drodzy Srebrni Jubilaci,
Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia,

Słuchając dzisiejszej Ewangelii, możemy sobie nieco wyobrazić uczucia, jakie towarzyszyły Piotrowi i innym uczniom Jezusa. Dopiero co zaskoczył ich bowiem tak, że – jak zapisał święty Marek ich reakcję – dosłownie przerazili się Jego słowami. Co ich tak zaskoczyło i przeraziło? Dopiero co byli świadkami rozmowy Jezusa z bogatym człowiekiem. Gdy bowiem Jezus wraz z nimi wybierał się w drogę – przedstawia nam Ewangelista – przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, zaczął Go pytać: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Uczniów Jezusa nie przeraziła jednak sama scena, której przed chwilą byli świadkami, być może nawet sama w sobie ani tak znowu wyjątkowa ani nadzwyczajna. Wielu przecież i to wiele razy przychodziło do Jezusa i zadawało Mu rożne pytania, a i oni sami, Jego uczniowie, niejednokrotnie, często na osobności, pytali Go nie rozumiejąc i nie pojmując od razu wszystkiego, co do nich mówił. Być może nie zdziwiła ich również sama odpowiedź, jaką dał temu człowiekowi Jezus. Przecież ich też kiedyś powołał. A oni – jak wspomni na początku swej Ewangelii święty Marek – natychmiast, porzuciwszy swe sieci, poszli za Nim. Będąc z Nim, rozumieli już chyba, co tak naprawdę znaczy: przyjdź i chodź za Mną. W zdziwienie i w przerażenie – jak odnotował święty Marek – wprawiły ich jednak dalsze słowa Jezusa, które – jak mówi nam Ewangelista – powiedział właśnie do swoich uczniów: dzieci, jak trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Wyczuwali bowiem bardzo dobrze, że wcale nie jest tak łatwo oderwać się od własnych zabezpieczeń i naprawdę we wszystkim zaufać Jezusowi. Nie jest wcale łatwo. Tej postawy przyjdzie im, Jego uczniom, uczyć się bowiem dosłownie przez całe ich życie. Trzeba im będzie do niej po prostu dojrzewać. Trzeba będzie im do niej dorastać. Trzeba będzie wciąż, i to niekiedy wprost doświadczając własnych słabości i upadków, oczyszczać swoje własne motywacje. Trzeba będzie siebie pytać: po co i dlaczego poszliśmy za Nim. Trzeba będzie się pytać – jak przypomniał w katedrze w Santiago kapłanom i osobom konsekrowanym papież Franciszek – co pozostało z tych uczniów – silnych, pełnych zapału i życia, którzy czuli się wybranymi i zostawili wszystko, aby pójść za Jezusem? Co zostało z tych uczniów pewnych siebie, którzy poszliby do więzienia, a nawet oddaliby życie za swego Nauczyciela, którzy aby bronić Go, chcieli rzucić ogień na ziemię i w Jego obronie wyciągnęli miecz i walczyli? Dziś – jak słyszeliśmy przed chwilą – zdolni są jedynie Mu powiedzieć: oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Czy mówią to wciąż nadal jakoś przerażeni Jego słowami? Czy nadal towarzyszy im zdziwienie? A może po prostu mówią tak, bo sami chcieli Mu tylko przypomnieć o tym, że oni dokonali już kiedyś wyboru, podjęli decyzję i gotowi są teraz ponieść wszystkie jej konsekwencje? Przecież my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą.

Drodzy Bracia Kapłani! Dostojni Jubilaci!

W waszym kapłańskim życiu mija dziś dokładnie dwadzieścia pięć lat od tej chwili, gdy tutaj, w tym miejscu, w bazylice prymasowskiej, u grobu i relikwii świętego Wojciecha, przez sakrament święceń, i wy zostaliście włączeni w apostolską misję uczniów Jezusa. Dając wam wówczas swoje pouczenie na kapłańską drogę, szafarz waszych święceń, arcybiskup Henryk Muszyński przypomniał, że wszyscy jako uczniowie jesteśmy powołani do tego, by być solą ziemi, to znaczy korzystając z łaski Bożej, mocy sakramentu, ze słowa Bożego najpierw powinniśmy zachować swoją własną duszę od skażenia i dopomagać innym, aby pośród zła mogli zostać dobrymi, pośród nienawiści mogli zachować w świecie miłość, pośród ciemności potrafili być światłością Jezusa Chrystusa, zwycięskiej światłości, której żadna ciemność nie potrafi ugasić. Aby jednak tak właśnie służyć i pomagać innym – mówił jeszcze Ksiądz Arcybiskup – wasza światłość musi być światłem Ewangelii, które zostało przyjęte i zaakceptowane, i stało się programem waszego życia. A wasza światłość to nic innego jak wasze dobre uczynki, które są zewnętrznym znakiem miłości, która żyje w ludzkim i kapłańskim sercu. A światło Ewangelii, którą dziś słuchamy, rozjaśnia nasze ciemności i wciąż nas przecież przekonuje – jak mówił swym uczniom Jezus Chrystus – że nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej. Wydaje mi się, że skoro dziś tutaj jesteście, skoro razem dziękujecie dziś Bogu za dar i łaskę powołania, dziękujecie za sakrament święceń, sami niejednokrotnie, w ciągu tych minionych dwudziestu pięciu lat, doświadczyliście prawdy tych Chrystusowych słów. Tak, otrzymaliście przecież od Niego więcej niż sami mogliście się spodziewać. Otrzymaliście stokroć więcej niż mogliście sobie to sami wyobrazić. Otrzymaliście od Boga w nadmiarze, za który trzeba nieustannie Mu dziękować. Dlatego każdy kapłan – przypominał nam święty Jan Paweł II – wie, że ma pogłębiać ducha nieustannej wdzięczności za liczne dary otrzymane w życiu: w szczególności za dar wiary, której stał się głosicielem, i kapłaństwa, które całkowicie konsekruje go do służby Królestwu Bożemu. Być wdzięcznym i pogłębiać ducha nieustannej wdzięczności, to – jak mówił wam jeszcze dwadzieścia pięć lat temu ksiądz arcybiskup Henryk – wszystko to, czym jesteśmy i co otrzymaliśmy składać Bogu w wielkodusznej ofierze i tę ofiarę składać codziennie, każdego dnia za przykładem Jezusa Chrystusa, który ją ponawia, ponieważ nas miłuje, pragnie, aby nasza miłość była przedłużeniem tej ofiarniczej miłości, która w sposób najpełniejszy wyraża się na ołtarzu. Nasze codzienne stawanie przy ołtarzu, by wraz z Jezusem Chrystusem ofiarować Bogu siebie za zbawienie świata, jest zatem Jego drogą do domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, które On sam, nasz Mistrz i Nauczyciel, dał nam i powierzył naszej kapłańskiej służbie i trosce. Sami doskonale już wiecie, i pewnie niejednokrotnie przekonaliście się już sami aż nadto dobrze, że nie jest i nie będzie to nigdy droga łatwa. Jezus mówi dziś swoim uczniom, że owszem, otrzymują stokroć więcej teraz, w tym czasie (…) ale, wśród prześladowań. Dar nie wyklucza zmagania. Ono jest nieodłączne od naszego życia i z całą mocą przypomina nam o jego prawdziwości i konkretności, o konieczności naszego zaangażowania i odważnego podejmowania wyzwań, które napotykamy. Papież Franciszek ostrzegał kiedyś księży przed pojawiającą się w tym względzie – jak mówił – pokusą normalności pasterza, który chce tylko normalnie żyć. Wtedy taki kapłan – tłumaczył Ojciec Święty – zaczyna zadowalać się okazywanym mu poważaniem, swą posługę ocenia na podstawie własnych osiągnięć. I zaczyna szukać tego, co się mu podoba, stając się letnim i pozbawionym troski o innych. Normalnością zaś dla nas jest jednak świętość duszpasterska, dar z życia. Jeśli ksiądz decyduje się na bycie jedynie osobą normalną, będzie kapłanem przeciętnym, albo jeszcze gorzej.

Moi Drodzy!

Ewangelijna historia bogatego młodzieńca i towarzyszących Jezusowi w drodze uczniów pełna jest rożnych paradoksów. Usłyszawszy odpowiedź Jezusa, a nawet spotykając Jego spojrzenie pełne miłości – Jezus spojrzał na niego z miłością – ów człowiek – jak zapisał święty Marek – spochmurniał jednak na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Zdziwieni i zaskoczeni, a nawet – jak już mówiliśmy – przerażeni słowami Jezusa Jego uczniowie, usłyszeli od Niego zapewnienie, że u Boga wszystko jest możliwe i że właśnie w ten sposób wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi. Co nas bowiem tak naprawdę podtrzymuje jako apostołów – pytał kiedyś kapłanów papież Franciszek i sam im odpowiadał, że tylko jedno: dostąpiliśmy miłosierdzia (…) Nie jesteśmy tutaj dlatego, że jesteśmy lepsi od innych – tłumaczył Ojciec Święty – nie jesteśmy superbohaterami, którzy z wyżyn zniżają się na spotkanie ze śmiertelnikami. Zostaliśmy raczej posłani ze świadomością bycia tymi, którym wybaczono. I to jest źródłem naszej radości. Jesteśmy duszpasterzami na podobieństwo Jezusa zranionego, zmarłego i zmartwychwstałego (…) Świadomość posiadania ran nas wyzwala; co więcej – uwalnia nas od stawania się punktem odniesienia dla samych siebie, uważania się za najdoskonalszych. Uwalnia nas od tej tendencji prometejskiej tych, którzy w ostateczności liczą tylko na własne siły i stawiają siebie wyżej od innych. Sądzę, że po dwudziestu pięciu latach można się już doskonale przekonać, że tak naprawdę tylko w Chrystusowym przebaczeniu jest nasza siła i że to właśnie On swą miłosierną łaską leczy nas i uwalnia nas od naszych złudzeń, i pozwala nam wciąż na nowo, w odnowiony i twórczy sposób, powtarzać, że naprawdę opuściliśmy wszystko, oddajemy wszystko i idziemy za Tym, który jest naszym Mistrzem i Panem. Bo On jest źródłem światłości – mówił wam w dniu waszych święceń arcybiskup Muszyński – On jest źródłem mocy, On jest początkiem i kresem miłości i poprzez tę miłość, poprzez tę jedyną miłość możemy dopiero zrozumieć coś z tej wielkiej tajemnicy, która dokonuje się pośród nas.

 

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter