25-lecie święceń kapłańskich, 3.06.2020
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji 25-lecia święceń kapłańskich księży wyświęconych w 1995 roku, 3 czerwca 2020, katedra gnieźnieńska.
Ekscelencjo, Księże Arcybiskupie Henryku,
Kochani Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Drodzy Srebrni Jubilaci,
Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia.
Dwadzieścia pięć lat temu, 3 czerwca 1995 roku, udzielając wam, Drodzy Bracia, tutaj, w Bazylice Prymasowskiej w Gnieźnie, święceń prezbiteratu, szafarz waszych święceń, arcybiskup Henryk wskazał wam, że kapłaństwo to dar i zadanie. Mówił wówczas, że otrzymujecie ten wielki dar, dany wam z miłości, dany wam z łaski, dany całkowicie za darmo. To wyraz zaufania Pana Boga do każdego was, ale także tajemnica powołania, tajemnica wybrania, tajemnica, która dla was stała się fundamentem posłania do pracy w Winnicy Pana. Za świętym Pawłem moglibyście więc dziś jeszcze raz powtórzyć, że On i was wybawił i wezwał świętym powołaniem nie na podstawie waszych czynów, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która została wam dana w Chrystusie Jezusie. Gdy święty Paweł w swoich listach mówi nam o powołaniu, wskazuje, że jest to wybór i wezwanie do uczestnictwa w historii zbawienia, że jest to łaskawy dar Boga w Jezusie Chrystusie oraz wezwanie do misji i odpowiednego stylu życia. Jest w nią wpisana więc decyzja przyjęcia Bożego powołania i jednocześnie zobowiązanie się do pójścia za Panem. Dlatego arcybiskup Henryk, udzielając wam sakramentu święceń, dopowiedział wówczas jeszcze, że kapłaństwo zostało wam również zadane, byście otrzymawszy ten wielki dar, coraz pełniej upodabniali się do Jezusa Chrystusa, Kapłana, Pasterza i Nauczyciela. Nie chodzi bowiem tylko o to, żebyście Jego mocą i władzą udzieloną wam przez Niego sprawowali urząd kapłański, ale żebyście – jak to pięknie ujął wasz konsekrator – pasterzując objawili w sobie znaki Jezusa Chrystusa, Dobrego Pasterza, który nigdy nikogo za życia nie odpisał, ale podchodził do każdego, by podtrzymywać, ratować, zbawiać, utwierdzać i umacniać. Nawet wówczas, gdy jak dziś w odczytanej nam przed chwilą Ewangelii, Jezus został niewątpliwie postawiony, jak widzimy, przed prowokacją ze strony saduceuszów, nie potępił ich ani nie odrzucił, ale cierpliwie wyjaśniał, że są w błędzie. Co więcej, w swojej odpowiedzi poprowadził ich do tego, co istotne, do źródła, do światła, które wskazuje, że Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych i że przed Nim wszyscy będą jak aniołowie w niebie.
Umiłowani Jubilaci!
Kapłaństwo jest darem i zadaniem. Dziś po dwudziestu pięciu latach z wdzięcznością powracacie do dnia waszych święceń. Powracacie niejako do źródła. A do źródła – jak pisał w swoim Tryptyku Rzymskim święty Jan Paweł II – przychodzi się po to, by umoczywszy swe wargi, odczuć świeżość, ożywczą świeżość. Czy bowiem po dwudziestu pięciu latach życia i kapłańskiej posługi nie potrzeba i wam, Drodzy Bracia, wrócić do źródła, aby odczuć świeżość, ożywczą świeżość? Wśród wielu wskazań, jakie podczas swego pontyfikatu pozostawia nam, kapłanom, papież Franciszek, wśród wielu papieskich pouczeń, przestróg i konkretnych wezwań do podejmowania odważnej i przejrzystej drogi w pójściu za Chrystusem, dla wielu bardzo znaczące stało się papieskie słowo do kapłanów i osób konsekrowanych, które wygłosił w panamskiej katedrze, podczas minionych, ubiegłorocznych Światowych Dni Młodzieży. W swym słowie skierowanym wówczas do panamskiego duchowieństwa papież Franciszek zachęcał, że warto powracać do źródeł. Swoje wezwanie papież uzasadnił wówczas tym, że tak często widzi, zwłaszcza dziś, w różnych sytuacjach i różnych zakątkach świata, w kapłanach i osobach konsekrowanych swoiste zmęczenie drogą. Przyczyn i motywów takiej sytuacji – jak sam wówczas mówił – jest dziś naprawdę wiele. Z nich rodzi się wówczas – jak wskazywał – pokusa, którą moglibyśmy nazwać znużeniem nadziei. To znużenie – próbował objaśnić swoje słowa papież – które pojawia się wówczas, gdy – jak w Ewangelii – słońce pada jak ołów, a godziny stają się nie do zniesienia, z taką intensywnością, że nie pozwalają iść naprzód czy też spoglądać w przyszłość. Z pewnością oprócz jakiś osobistych sytuacji, w których może nas dopaść taka pokusa, są też i te, które dziś wspólnie w Kościele i jako Kościół przeżywamy. Widzimy bowiem – dziś jak mówił papież – intensywność i niepewność takich czy innych przemian, które przeżywamy jako społeczeństwo. Trudno je nam uchwycić i dobrze rozeznać, i często nie łatwo za nimi nadążyć. Widzimy dziś kruszenie się tak wielu pewników i rozpadanie czy podważanie tak wielu fundamentów, aż po rozpowszechnione przekonanie, że to, co było znaczące i ważne w innych czasach, wydaje się nie mieć dziś już miejsca. Doświadczamy publicznych ran na ciele Kościoła, zgorszeń i ran naszych grzechów czy zaniedbań. Znużenie nadziei – mówił papież Franciszek – rodzi się bowiem także ze świadomości Kościoła zranionego swoim grzechem, który wiele razy nie potrafił usłyszeć licznych wołań, w których kryło się wołanie Nauczyciela: Boże mój, czemuś Mnie opuścił. Wszystko to, i pewnie jeszcze tak wiele innych czynników, może, niestety, zrodzić – jak wskazywał papież – jedną z najgorszych możliwych herezji naszych czasów: myślenie, że Pan i nasze wspólnoty nie mają już nic do powiedzenia czy dania temu nowemu rodzącemu się światu. Zawiedzione nadzieje i znużone serca. Lęk i obawa, czy to czym dziś żyjemy i co czynimy ma sens. Gdzie w tym wszystkim jesteśmy? Pokusa, by zamknąć oczy, by zamknąć się w sobie, by sobie powiedzieć, że skoro wszystko jest tak złe, pozostaje apatia i rozczarowanie.
Drodzy Moi!
Z tej właśnie przyczyny – pisał w swym liście do Tymoteusza święty Paweł Apostoł – przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w Tobie od nałożenia moich rąk. Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości raz trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii mocą Bożą! Może właśnie to słowo jest nam wszystkim, kapłanom, dziś tak bardzo potrzebne. Niezależnie od tego, w jakim duchu i z jakim sercem stajecie dziś i wy, Drodzy Bracia, Jubilaci, przed ołtarzem Pana, sądzę, że jest ono i wam również bardzo potrzebne. Przypomina nam bowiem, i to niezależnie od tego ile już lat przeżyliśmy w służbie Panu, że On jest naszą mocą i siłą, że moc jest z Boga a nie z nas. Paweł wzywał Tymoteusza, aby rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w nim od nałożenia rąk. Wewnętrzny charakter tego daru domaga się więc jego ożywienia, ciągłego rozpalania na nowo, by jak najlepiej wykorzystać go dla dobra wspólnoty wiernych. Ale jak to uczynić? Panamskim kapłanom papież Franciszek podpowiadał, żeby iść do źródeł powołania. Bez lęku powrócić – mówił – do będącego u podstaw źródła pierwszej miłości, kiedy Jezus przeszedł naszą drogą, spojrzał na nas z miłosierdziem, wybrał nas, poprosił, byśmy z Nim poszli. Iść do źródła to także, Drodzy Bracia, mieć odwagę, aby dać się oczyścić i odzyskać najbardziej autentyczną moc naszego kapłańskiego charyzmatu. Iść do źródła nie po to, aby z nostalgią powracać do przeszłości czy zatęsknić za tym, co już bezpowrotnie minęło, ale – jak podpowie nam jeszcze papież Franciszek – iść w poszukiwaniu korzeni – źródła inspiracji i pozwolić dziś, by ponownie mocno zabrzmiały pośród nas. Dlatego na zakończenie za arcybiskupem Henrykiem, po dwudziestu pięciu latach waszego życia i kapłańskiej posługi, jako dziś biskup większości z was, Jubilatów, wdzięczny, że nadal odważnie bierzecie udział w radościach i nadziejach, w trudach i przeciwnościach codziennie znoszonych dla Ewangelii mocą Bożą, pragnę za Nim powtórzyć: zawierzcie Panu, oddajcie się Jemu i pozwólcie się prowadzić w miłości Ducha Świętego, a wszystko, dosłownie wszystko inne zostanie wam przydane.