25-lecie koronacji MB Jamneńskiej, 28.05.2023 Jamna

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji 25. rocznicy koronacji obrazu Matki Bożej Niezawodnej Nadziei w ośrodku dominikańskim na Jamnej, 28 maja 2023, uroczystość Zesłania Ducha Świętego, kościół pw. Matki Bożej Niezawodnej Nadziei, Jamna. 

Siostry i Bracia w Chrystusie Panu,

W minioną niedzielę, obchodząc Wniebowstąpienie Pańskie, w odczytanym nam fragmencie z Księgi Dziejów Apostolskich usłyszeliśmy, że Jezus, po swojej męce, dał uczniom wiele dowodów, że żyje. Ukazywał się im przez czterdzieści dni, a podczas wspólnego posiłku przykazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca. Obietnicą Ojca jest Duch Święty. Oto ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca – zapowiadał swym uczniom. Oni zaś, posłuszni Jego słowom, po Jego wniebowstąpieniu powrócili do Jerozolimy. Będąc razem w jerozolimskim Wieczerniku, trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa i z braćmi Jego. W sam zaś dzień Pięćdziesiątnicy – jak czytaliśmy dziś przed chwilą – znajdowali się więc wszyscy razem na tym samym miejscu. Apostołowie, których – jak wskazują nam Dzieje Apostolskie – Jezus wybrał sobie przez Ducha Świętego, w Wieczerniku wraz z Maryją, Jego Matką oczekiwali na zapowiadaną przez Niego obietnicę Ojca. Będę bowiem prosił Ojca – mówił im Jezus – a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy. Poruszenie, które miało już miejsce w sam wieczór zmartwychwstania – jak czytaliśmy przed chwilą w Ewangelii według świętego Jana – powtarza się więc teraz, w dniu Pięćdziesiątnicy, zintensyfikowane niezwykłymi zewnętrznymi znakami. Papież Franciszek powie wprost, że w poranek Pięćdziesiątnicy zesłanie ma miejsce hucznie, jak wiatr, który uderza z mocą w dom i wdziera się do umysłów i serc apostołów. W związku z tym otrzymują oni taką energię, która pobudza ich do głoszenie w różnych językach wydarzenia zmartwychwstania Jezusa. Była wraz z nimi Maryja, Matka Jezusa, pierwsza uczennica, Matka rodzącego się Kościoła. Ona tam – jak opisuje z kolei Jej obecność w Wieczerniku papież Franciszek – swoim pokojem, swoim uśmiechem, swoim macierzyństwem towarzyszyła radości młodej oblubienicy, Jezusowego Kościoła. Do Niej więc garnęli się apostołowie w oczekiwaniu Ducha Świętego, a Ona podtrzymywała ich wiarę. A więc, odnajdujemy Ją – jak powie nam w jednej ze swych katechez o chrześcijańskiej nadziei papież Franciszek – w pierwszym dniu Kościoła, Matkę nadziei pośród tej wspólnoty uczniów tak bardzo kruchych (…) Maryja była tam po prostu, w najzwyklejszy sposób, jakby to było coś zupełnie naturalnego: w pierwszym Kościele ogarniętym światłem zmartwychwstania, ale również wstrząsami pierwszych kroków, jakie musiał podejmować w świecie.

Moi Drodzy!

Maryja, Matka Jezusa, Matka nadziei była więc w Wieczerniku pośród wspólnoty uczniów. Była, gdy rodził się Kościół. Była z nimi wtedy, gdy – jak im zapowiadał Jezus – spełniła się właśnie dla nich i na nich obietnica Ojca. Zstąpił Duch Święty. Ona była wtedy z uczniami w Wieczerniku i jest dziś, tutaj z nami, którzy dziś, na tym miejscu przeżywamy uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Jest z nami, o czym przypomina nam tutaj, w tym kościele na Jamnej, ukoronowany w Rzymie, dwadzieścia pięć lat temu przez świętego Jana Pawła II, namalowany przez Małgorzatę Sokołowską obraz – jak go przedstawiał śp. Ojciec Jan Góra – Zielonej Matki Boskiej, Matki Bożej Niezawodnej Nadziei. Według świadectwa Ojca Jana, które odnalazłem w książce Święty i błazen, święty Jan Paweł II nie tylko 3 czerwca 1998 pobłogosławił korony – królewskie diademy – nałożone na skronie Jezusa i Maryi, ale – jak wspominał dalej Ojciec Jan – nadał tutejszemu kościołowi tytuł Matki Bożej Niezawodnej Nadziei. To On kościół nazwał – mówił jeszcze w swych wspomnieniach śp. Ojciec Jan Góra – i On mi nakazał przekraczać próg nadziei. Ten kościół – tłumaczył – to jest metafizyczne uwrażliwienie młodzieży na dzisiejsze czasy. By nie poddawali się zniechęceniu. Zwłaszcza tu, w górach – jak zauważył jeszcze Ojciec Jan – jest ważny ten znak niezawodnej nadziei. A sam, nawiązując z kolei do tragicznej historii tego miejsca, do pacyfikacji tutejszej wsi w czasie II wojny światowej i do obrazu Matki Bożej, z którym właśnie tutaj, nieopodal wyszła rozstrzelana Maria Stanuch, dodawał, że widzi, że w ten sposób na Jamną jakby wrócił przestrzelony obraz Matki Boskiej Tuchowskiej z czasu pacyfikacji. Nie ten, który trzymała Maria Stanuch, ale bliźniaczy, Zielonej Matki Boskiej, Matki Niezawodnej Nadziei. Bo przecież nadziei i nam potrzeba – powtórzymy za Ojcem Janem – abyśmy nie poddawali się zniechęceniu, i to nie tylko tu w górach – jak mówił – ale wszędzie, gdzie żyjemy. I potrzeba nam Ducha Świętego, bo to właśnie On – jak wskazywał z kolei papież Franciszek – umożliwia tę niepokonaną nadzieję, dając nam świadectwo wewnętrzne (…) bo jest w naszym wnętrzu Duch Święty, który nas pobudza, byśmy szli naprzód, stale naprzód. Dlatego właśnie nadzieja nie zawodzi. I potrzeba pośród nas także obecności właśnie Tej, którą przyzywamy jako Mater spei, Matkę nadziei, Matkę Niezawodnej Nadziei, bo potrzebujemy pomocy Tej, która choć doświadczyła sama w życiu tak wiele trudu i cierpienia, nigdy nie straciła nadziei. Uczy nas bowiem – jak nam wyjaśnia w swej katechezie o Maryi matce nadziei papież Franciszek – cnoty oczekiwania, także wówczas, gdy wszystko zdaje się bezsensowne, Ona zawsze ufająca w tajemnicę Boga, nawet wówczas, gdy zdaje się być On przysłonięty z powodu zła świata.

Moi Kochani!

Świętując więc dziś, tutaj, na Jamnej dwudziestopięciolecie koronacji Obrazu Matki Bożej Niezawodnej Nadziei i wpatrując się w piękne oblicze Tej, która jest Matką nadziei, otwarci dziś na dary Ducha Świętego, które Zmartwychwstały – jak wierzymy – tak obficie na nas wylewa, przyjmujemy przypomnienie Apostoła Pawła, że choć są różne dary i łaski, ale przecież wszystkim objawia się Duch dla wspólnego dobra. Nadzieja nie jest bowiem nigdy po to, aby chować się w prywatnym kącie własnego szczęścia. Ona nigdy nie jest i nie może być tylko dla mnie, zapominając i zaniedbując innych. Maryję, Matkę Jezusa, Matkę nadziei odnajdujemy pośród wspólnoty uczniów. Ona uczy nas, abyśmy i my byli siewcami nadziei. Chrześcijanin – tłumaczył papież Franciszek – może siać gorycz, może siać obawę, ale to nie jest chrześcijańskie. Jeśli tak czynisz – ostrzegał nas papież – to nie jesteś dobrym chrześcijaninem. Bo chrześcijanin sieje nadzieję, rozsiewa olejek nadziei, sieje wonność nadziei, a nie kwas goryczy i beznadziei. I nie chodzi tu wcale tylko o kolejną porcję jakiegoś optymizmu i taniego pocieszenia. Nie chodzi o powtarzanie, że wszystko będzie dobrze. Nie chodzi o zamykanie oczu wobec zła i dramatu, który nas dosięga. Czesław Miłosz słusznie pisał, że nadzieja bywa, jeśli ktoś wierzy, że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem. Nie ma bowiem nadziei oderwanej od życia, od jego trosk i kłopotów, od momentów radosnych, ale i trudnych, nadziei uwolnionej od poważnych wyzwań i ludzkich cierpień. Nadzieja nie łudzi i nie jest jakimś plastrem na wszystkie problemy świata. Prawdziwa nadzieja – jak przypominał papież Franciszek – nie jest nigdy za niską cenę: zawsze przechodzi przez życiowe zmagania i porażki. Ona domaga się zawsze, abyśmy – jak nam przypomniał Apostoł Paweł – odkrywając różne dary i łaski, podejmując różne rodzaje posługiwania i różne wreszcie działania, wszystko czynili prawdziwie dla wspólnego dobra. Pouczeni przez nasze własne cierpienia – powtórzymy za papieżem Franciszkiem przywołane kiedyś przez Niego słowa błogosławionego kardynała Johna Henry’ego Newmana – przez nasz własny ból, a nawet nasze grzechy, będziemy mieli serca i umysły wprawione do wszelkiej posługi miłości wobec tych, którzy jej potrzebują. Będziemy wtedy w pewnej mierze pocieszycielami na obraz Wszechmocnego Parakleta i to w każdym znaczeniu tego słowa: obrońcami, sługami, kojącymi pomocnikami. Nasze słowa i rady, same maniery, nasz głos, nasze oczy będą miłe i uspokajające. Będziemy siewcami nadziei. Będziemy, gdy pozwolimy, jak Ona, jak Maryja, Matka Jezusa, Matka Niezawodnej Nadziei, Duchowi Świętemu przemieniać nasze serca, gdy pozwolimy, jak Ona, poprowadzić się Duchowi Świętemu, gdy otworzymy nasze serca, aby je wypełniła miłość Boga, dar miłości rozlany w sercach naszych przez Ducha Świętego, który jest nam dany. Ona jest pełna Ducha Świętego, który jest dawcą nadziei, On ją przepełnia, a ta obfitość, właśnie przez Nią, przez Jej matczyne serce, może się rozlewać także na nas. Mater spei – memento mei!  

 

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter