100-lecie Powstania Wielkopolskiego, 5.01.2019 Budzyń
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. celebrowanej z okazji 100. rocznicy Powstania Wielkopolskiego, 5 stycznia 2019, Budzyń.
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu
Po grudniowych uroczystościach w Poznaniu i Gnieźnie, upamiętniających 100. rocznicę wybuchu Powstania Wielkopolskiego, dziś gromadzimy się w Budzyniu, aby także tutaj, na Ziemi Chodzieskiej, oddać hołd poległym w obronie Ojczyzny i modlić się razem, dziękując Bogu za odzyskaną przez naszych przodków niepodległość. Historia przypomina nam bowiem, że echa wydarzeń poznańskich bardzo szybko dotarły na teren powiatu chodzieskiego. 5 stycznia, w niedzielę, oswobodzony został przez powstańców właśnie Budzyń. Tutaj też od niemieckiej kuli wystrzelonej przez żołnierza z samolotu poległ pierwszy na tych terenach powstaniec, Michał Rajewicz z Wągrowca. I tutaj także powstańcy przygotowywali się do zdobycia pobliskiej Chodzieży. Choć – jak wspomina jeden z uczestników tych walk – brakowało im wówczas broni i naboi, to jednak mieli w sercach pragnienie, by jak najszybciej wyzwolić z rąk niemieckich chodzieską ziemię. Powstańcy w Budzyniu – wspomina Stanisław Nowicki – byli to wszystko weterani wojenni, żołnierz doświadczony, wiedział jak jest Niemiec uzbrojony. Jednak – dodaje – przewaga była po naszej stronie – nie zbrojna, ale duchowa. Był taki zapał, że za Polskę, to wiara szła prawie, że z gołymi pazurami na dobrze uzbrojonego Niemca. Nasze hasło: Niech żyje Polska – to nie usta mówiły, to krzyczało serce. I dobrze wiemy, że nie był to tylko jakiś chwilowy zapał czy poryw serca. Walki w tej części Wielkopolski okazały się bowiem naprawdę ciężkie. Zdobyta już 8 stycznia przez powstańców Chodzież przechodziła jeszcze później z rąk do rąk. Linia Noteci, oddzielająca Wielkopolskę od Pomorza Zachodniego, miała przecież ważne strategiczne znaczenie. A i sam Budzyń, choć już tak szybko wolny, prawie miesiąc po swoim wyzwoleniu musiał już ponownie stawić czoło próbującym zdobyć go jeszcze raz Niemcom. I choć wówczas atak został odparty, a powstańcy mogli nawet poszczycić się zdobyciem jednego z samochodów pancernych, to przecież powstańcze walki i szlak bojowy na całej Ziemi Chodzieskiej znaczą dziś nie tylko pomniki, ale i mogiły tych, którzy za wolność zapłacili najwyższą cenę. Niech żyje Polska – to nie usta mówiły, to krzyczało ich serce.
Drodzy Siostry i Bracia!
Ciesząc się z odzyskanej przed stu laty wolności i wspominając powstańczy trud, nasze pokolenie wciąż wzywane jest do tego, aby pamiętać i jednocześnie w wierności temu, co wówczas krzyczało powstańcze serce, odważnie budować naszą wspólną wolną już teraźniejszość i przyszłość. W czasie swej pielgrzymki do Polski, papież Franciszek podpowiadał nam, że jest to możliwe tylko dlatego – jak mówił wtedy do nas na Wawelu Ojciec Święty – że szlachetny naród polski pokazuje, jak można rozwijać dobrą pamięć i porzucać tę złą. Papież Franciszek wskazał nam wówczas, że w naszych społeczeństwach istnieją dwa rodzaje pamięci: dobra i zła, pozytywna i negatywna. O ile więc ta pierwsza – dobra i pozytywna pamięć – nie wypierając się własnej historii i doznanych krzywd, wciąż jednak zdolna jest, by wychodzić do drugich, szukając wspólnej drogi, przebaczenia i pojednania, o tyle ta druga pamięć – pamięć negatywna – całe spojrzenie umysłu i serca koncentruje na złu, zwłaszcza popełnionym przez innych. O ile więc ta pierwsza pamięć, także w przezwyciężeniu doznanych krzywd, odwołuje się – jak mówił papież – do Tego, który kieruje losami narodów, otwiera drzwi zamknięte, przekształca trudności w szanse i stwarza nowe scenariusze tam, gdzie wydawało się to niemożliwe, o tyle ta druga zatrzymuje się niejako na samej sobie, z lubością wspomina doznane zło i nie jest nawet zdolna zobaczyć, że po burzach i ciemnościach nasz naród, odzyskawszy swą godność, może sprostać wyzwaniom chwili obecnej, wymagającym odwagi prawdy i stałego zaangażowania. Dobra pamięć powtarza więc i nam za świętym Janem: nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą. Zła pamięć zaś kierując się w swym postępowaniu jedynie zbiorowym egoizmem, tak łatwo przemienia się w nienawiść, a w zasadzie jest nią już przesycona. Doświadczona kiedyś krzywda wydaje się jej niemożliwą do przezwyciężenia i stąd w zasadzie trwa w śmierci i rodzi śmierć, albowiem – jak nam napisał jeszcze w swoim Pierwszym Liście święty Jan – kto nie miłuje, trwa w śmierci. Wszystko więc rozgrywa się pomiędzy dobrą a złą pamięcią. O ile bowiem – jak pisał w jednym ze swych orędzi na Światowy Dzień Pokoju papież Franciszek – w sercu każdego człowieka kryje się pragnienie życia pełnego, do którego należy nieodparte dążenie do braterstwa, pobudzając do jedności z innymi, w których znajdujemy nie wrogów czy konkurentów, ale braci, których trzeba serdecznie przyjąć, o tyle rzeczywiście wciąż jeszcze tak wielu ludzi w różnych zakątkach świata umiera nadal z rąk braci i sióstr, którzy nie potrafią uznać swego braterstwa, to znaczy tego, że są istotami stworzonymi dla wzajemności, dla komunii i dla daru. Odwołanie się we wspomnianym dziś fragmencie Listu świętego Jana Apostoła do biblijnego przykładu Kaina i Abla wzmacnia jeszcze zauważone rozdarcie. Mówi nam przecież – jak podkreśla papież Franciszek – że zabicie Abla przez Kaina jest tragicznym świadectwem radykalnego odrzucenia powołania do bycia braćmi. Ich historia – tłumaczy papież – podkreśla trudne zadanie, do którego wypełnienia powołani są wszyscy ludzie: by żyć razem, troszczyć się jedni o drugich. W ten sposób wspomniana dziś przez świętego Jana Apostoła biblijna historia Kaina i Abla uczy, że ludzkość ma wpisane w sobie powołanie do braterstwa, ale także dramatyczną możliwość zdrady tego powołania. Właśnie owocem tej zdrady swego powołania, powołania wszystkich ludzi do życia w braterstwie i pokoju, są wciąż na tym świecie wojny, zabory, prześladowania czy niesprawiedliwości.
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!
Zwycięskie przed stu laty Powstanie Wielkopolskie zdecydowanie jednak opowiedziało się po stronie wspomnianej już przez nas dobrej pamięci. Nie było w nim bowiem nic z jakiejś szaleńczej nienawiści, czystej zemsty czy chęci odwetu, ale wola szybkiego, o ile to możliwe nade wszystko sprawnego i pokojowego zarazem, odzyskania utraconej przez naszych przodków wolności. Opanowanie – tak jak tutaj w Budzyniu – niemieckich do tej pory urzędów: poczty, magistratu, komisariatu policji czy dworca kolejowego, często odbywało się bez jednego wystrzału. Zaskoczeni Niemcy, oddawali wówczas w ręce Polaków swą władzę. Z ich rąk przejmowali ją komendanci miast, a oddziały powstańcze, tak jak tutaj, w Budzyniu, stawały się gwarantem nowego porządku. I nie zaprzecza temu wcale, że nie wszędzie i nie tak łatwo ani tak bezproblemowo przebiegały powstańcze zmagania i działania. Rozbrajanie Niemców i odsyłanie ich do domu, trzeba widzieć jednak w kategoriach bardzo roztropnego i mądrego planu zwycięstwa nad okupantem, które nie wiąże się z jeszcze większą pożogą, nienawiścią czy wręcz eksterminacją wroga. Patrząc jedynie po ludzku, można by zauważyć, że takie postępowanie było być może owocem trwającej już latami, bardzo przecież okrutnej i męczącej, i co dopiero właściwie zakończonej, pierwszej wojny światowej. Powstańcy wynieśli z niej niewątpliwie swoje militarne doświadczenie zdobyte w wojennych okopach, ale też często i traumę, że po drugiej stronie linii frontu znajdowali się przecież ich bracia, tacy sami jak oni Polacy, walczący tylko w przeciwstawnych sobie wojskach. Mobilizowani i wcielani do zaborczych armii, walczyli jednak wtedy nie w swojej własnej, ale w obcej sprawie. Idąc zaś do wielkopolskiego powstania, odżywał w nich nadzieja na ich wolną Polskę. I to nie ich usta o niej wtedy mówiły – jak wspominał po latach jeden z powstańców – tak krzyczało ich serce. A w sercu powstańców była miłość do Niepodległej i nadzieja na życie w wolnej już Polsce. Było też poczucie braterstwa i odwaga, by zwyciężyć w sobie samych obojętność, egoizm czy nienawiść. Papież Franciszek powiedział kiedyś, że zawsze w takich i tym podobnych okolicznościach nieomal spontanicznie rodzi się pytanie: czy ludzie żyjący na tym świecie mogą kiedykolwiek odpowiedzieć w pełni na pragnienie braterstwa, wpisane w nich przez Boga Ojca? Czy potrafią więc jedynie o własnych siłach przezwyciężyć w sobie obojętność, egoizm i nienawiść, zaakceptować dzielące ich różnice? Być prawdziwie braćmi?
Drodzy Siostry i Bracia!
Wydaje się, że najlepszym i jedynym kluczem do uzyskania poważnej odpowiedzi jest usłyszana przez nas przed chwilą janowa Ewangelia. Sceptycznemu Natanelowi Jezus ukazuje się nie tylko jako Ten, który posiada jakąś głębszą: widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod figowcem, ale i również jako Ten, który ma moc wybawiać człowieka z jego niedostatków. Przezwyciężenie bowiem w nas samych obojętności, egoizmu czy nienawiści nie jest tylko kwestią wiedzy o istniejących mechanizmach i czynnikach ryzyka. Ludzkie braterstwo – jak przypomina nam papież Franciszek – może się odradzać i odradza się w Jezusie Chrystusie i z Niego, z Jego śmierci i zmartwychwstania. Dlatego to krzyż jest ostatecznym miejscem zapoczątkowania braterstwa, którego ludzie nie są w stanie sami stworzyć. Jezus Chrystus, który przyjął ludzką naturę, aby ją odkupić, umiłowawszy Ojca aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej, przez swoje zmartwychwstanie tworzy z nas nową ludzkość, w pełnej komunii z wolą Bożą, z Jego planem obejmującym pełną realizację powołania do braterstwa.
Siostry i Bracia!
Pójdziemy za chwilę pod miejsca, jak to na Okręgliku, upamiętniające także tutaj powstańcze zmagania. Staniemy również przy mogiłach poległych powstańców. Doświadczymy jeszcze raz dobrze znanej nam prawdy, że wolność krzyżami się mierzy. Powstańcze krzyże przypominać nam będą ofiarę ich życia i cenę naszej wolności. Niech jednak zawsze mówią nam i przypominają nam o tej śmierci, o śmierci Jezusa na krzyżu, w której dokonało się raz na zawsze przezwyciężenie rozdzielenia między ludźmi. W Chrystusowym Krzyżu bije bowiem wciąż i dla nas, dla każdej i każdego z nas, ostateczne źródło naszej wolności, źródło pokoju, przebaczenia i pojednania nas wszystkich. Amen.