Msza św. w kościele franciszkanów, 10.11.2019 Gniezno

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej 10 listopada w kościele franciszkańskim pw. Wniebowzięcia NMP. 

Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia!

Dni mijającego tygodnia, a zwłaszcza uroczystość Wszystkich Świętych i Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych, stały się z pewnością dla wielu z nas okazją do modlitwy na cmentarzu. Szliśmy na cmentarz, by przy grobach naszych bliskich i znajomych, a może także innych, nieznanych nam osobiście zmarłych, zatrzymać się na chwilę w zadumie, odmówić modlitwę, położyć kwiaty czy zapalić na nich światło. Szliśmy w przekonaniu, że Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją. Jaki bowiem sens miałyby te listopadowe wędrówki na cmentarz i nasza modlitwa przy grobach, gdybyśmy nie wierzyli, że umarli zmartwychwstaną? Co innego mogłoby nas zatrzymać przy ich grobach? Wdzięczność, tradycja czy ludzkie oko, które w tych dniach, pragnie nas tam ujrzeć? Co innego mogłoby nas sprowadzić na cmentarz? Czy nie idziemy tam także dlatego, że choć jesteśmy jeszcze wciąż po tej stronie życia, i my możemy – jak mówił jeden z siedmiu braci machabejskich w pierwszym czytaniu – pokładać nadzieję w Bogu, że po śmierci znów przez Niego zostaniemy wskrzeszeni? W sakramencie chrztu świętego zostaliśmy przecież odrodzeni z wody i Ducha Świętego na życie wieczne. Zostaliśmy raz na zawsze złączeni z Tym, który umarł i zmartwychwstał, nad którym śmierć już nie ma żadnej władzy, który swoją męką, śmiercią i zmartwychwstaniem zadał jej ostateczny cios, zwyciężył śmierć, a na życie rzucił światło przez nieśmiertelność. My już w tym świetle żyjemy. My już w tym świetle chodzimy. My już w tym świetle jesteśmy. I dlatego – jak przypominał nam kiedyś papież Franciszek – wiara w zmartwychwstanie jest istotna, aby każdy nasz czyn miłości chrześcijańskiej nie był przelotny ani celem samym w sobie, ale stał się ziarnem, które ma rozkwitnąć w ogrodzie Boga i wydać owoce życie wiecznego.

Moi Drodzy!

Liturgia Słowa dzisiejszej niedzieli, w tych właśnie pierwszych dniach listopada, jeszcze raz mówi nam, że naprawdę wiara w zmartwychwstanie jest istotna. Stanowi ona motywację naszego ludzkiego życia. Nadaje mu jego ostateczny sens. Odkrywa w nim pełny wymiar. Pozwala zrozumieć po co tak naprawdę żyjemy. Odsłania przed nami prawdziwy cel naszych zmagań, naszych trosk i zabiegów. I choć teraz, dla tak wielu, wydaje się wciąż jeszcze jakąś abstrakcją podobną do tej prześmiewczej łamigłówki, którą w Ewangelii saduceusze przedstawili Jezusowi, by pokazać Mu absurdalność zmartwychwstania, to jednak poza nią będziemy mogli spotkać tylko bezsens i nicość. Myślę, że ktoś słusznie powiedział, że odpowiadając na tę zaczepkę saduceuszów, Jezus stawia przed nimi radykalną alternatywę: albo wiara w zmartwychwstanie, albo ateizm! Jest to słuszna alternatywa – tłumaczy Autor tej wypowiedzi – bowiem nie można wierzyć w Boga – Stworzyciela wszystkiego, który stworzył niebo i ziemię dla człowieka i wyznaczył mu wspaniałą historię zbawienia – skoro po śmierci fizycznej pozostaje z życia człowieka grób i nicość. Jaki to byłby Bóg, który królowałby nad cmentarzem umarłych i nic więcej. Byłby to Bóg umarłych, a nie żyjących. On nie jest jednak – powtórzymy jeszcze raz za dzisiejszą Ewangelią – Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją. Żyją już dziś nowym rodzajem życia. A On, sam Pan nasz Jezus Chrystus – jak pisał Tesaloniczanom Apostoł Paweł – i Bóg, Ojciec nasz, który nas umiłował i przez łaskę udzielił nam wiecznego pocieszenia i dobrej nadziei, niech pociesza serca wasze i niech utwierdza je w każdym działaniu i dobrej mowie.

Siostry i Bracia w Chrystusie Panu!

Papież Franciszek tłumaczył nam – pamiętamy – że wiara w zmartwychwstanie jest istotna, bo prawdziwie ma moc ocalać istotę naszego działania, bo sprawia, że nasze wybory i decyzje nie są tylko jakimiś przelotnymi i nic nie znaczącymi epizodami, ale mają swoją wagę dziś i po śmierci. Takie właśnie przekonanie i taka wiara, była w sercach wspomnianych nam w pierwszym czytaniu żydowskich męczennikach, którzy jasno wyznawali, że Król świata jednak nas, którzy umieramy za Jego prawa, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego. Takie przekonanie i taka wiara były w sercach pierwszych uczniów Pana, którym Apostoł Paweł przypominał, że wierny jest Pan, który umocni was i ustrzeże od złego. Takie przekonanie i taka wiara były również w sercach tych naszych sióstr i braci, którzy po przeszło stu dwudziestu trzech latach zaborów, wykorzystali dziejową szansę i na nowo powstała Polska. Dziś niejako u progu kolejnego Święta Niepodległości w tej wspólnej modlitwie tutaj, u stóp Pani Gniezna, pragniemy dziękować za odzyskaną wolność. Zebrane przez was wota stulecia mają być zewnętrznym znakiem tego właśnie dziękczynienia za niepodległość. Często, choć w dość obrazowy i jedynie analogiczny sposób, mówi się, że wówczas, po latach niewoli, Polska zmartwychwstała. Czy jednak by zmartwychwstała, gdyby pokolenia naszych przodków nie wierzyły, że jest to możliwe? Czy Polska by zmartwychwstała, gdyby nasi przodkowie nie wierzyli, że ich czyn i ich działanie, i to zbrojne, dosłownie z bronią w ręku, w czasie powstań i insurekcji, ale też i to będące – jak tutaj u nas w Wielkopolsce – owocem pracy organicznej, podejmowane dla jej dobra i dla wskrzeszenia Ojczyzny, są niczym ziarno wrzucane w ziemię, które rozkwitnie i wyda owoc? Nie było to przekonanie i nie była to wiara łatwa ani prosta. Były one często – podobnie jak w historii machabejskich braci – dosłownie wypróbowane i wykuwane pośród cierpień i przeciwności. W mrocznych czasach zaborów były przecież tak często wprost naznaczone ofiarą wygnańców i doświadczanymi prześladowaniami. Nie na próżno powtarzano sobie, że wolność krzyżami się mierzy. Ale świadomość zmagania o wolność, troski o nią i o jej mądre zagospodarowanie dziś, o życie w wolności, o życie w wolnym i niepodległym kraju, wciąż musi budzić w naszych sercach – jak nam przypominał święty Jan Paweł II – wezwanie do życia w wolności. Do czynienia – jak mówił Święty Papież – dobrego użytku z wolności. Do budowania, a nie do niszczenia. Bo przecież wolność jest dana człowiekowi od Boga jako miara jego godności. Jednakże jest mu ona równocześnie zadana (…) Wolności bowiem może człowiek używać dobrze lub źle. Może przez nią budować lub niszczyć.  Może też – jak powtarzał papież – nawrócić się, przechodząc od złego do dobrego użycia swojej wolności. Może więc żyć prawdziwie w wolności. A jako naród może zachować swą niepodległość tylko wtedy – jak mówił święty Jan Paweł II – gdy nauczy się tej podstawowej prawdy o wolności narodu: naród ginie, gdy znieprawia swego ducha – naród rośnie, gdy duch jego coraz bardziej się oczyszcza; tego żadne siły zewnętrzne czy wewnętrzne nie zdołają nigdy zniszczyć.

Umiłowani Siostry i Bracia!

Za chwilę wspólnie wyznamy naszą wiarę w ciała zmartwychwstanie i w życie wieczne. Jeszcze raz tym wyznaniem naszej wiary powtórzymy Chrystusowe słowa o Bogu, który nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją. I my żyjemy dla Niego. Żyjemy w wolnej i niepodległej Ojczyźnie. Żyjemy we wspólnocie pielgrzymującego Kościoła. Żyjemy więc w nadziei zmartwychwstania. Wiara w Chrystusa – jak uczył nas papież Benedykt XVI – nigdy nie patrzyła bowiem tylko wstecz, ani też tylko wzwyż, ale zawsze również wprzód, ku godzinie sprawiedliwości, którą Pan zapowiadał wielokrotnie. To spojrzenie ku przyszłości było dla chrześcijaństwa ważne w odniesieniu do doczesności. Bo to dziś, Moi Drodzy Siostry i Bracia, decyduje się nasza przyszłość. Dziś – powtórzę na koniec jeszcze raz – każdy nasz czyn miłości chrześcijańskiej staje się ziarnem, które ma rozkwitnąć w ogrodzie Boga i wydać owoce życia wiecznego, nasze owoce na wieczność. Amen.

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter