Msza św. krzyżma, 17.04.2025 Gniezno
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. krzyżma, 17 kwietnia 2025, Wielki Czwartek, bazylika prymasowska w Gnieźnie.
Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie (Łk 4,18)
Drodzy Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Osoby Życia Konsekrowanego,
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!
Jesteśmy świadkami tego, co święty Łukasz w swojej Ewangelii wskazuje nam jako początek publicznej działalności Jezusa. W mocy Ducha Świętego Jezus powraca bowiem do Galilei i przychodzi do Nazaretu, gdzie – jak podkreśla święty Łukasz – się wychował. Jezus wraca więc do miejsca swego ziemskiego pochodzenia. Bo i tak miało – jak zapowiadał kiedyś w swej Ewangelii Święty Mateusz – spełnić się słowo Proroków: Nazwany będzie Nazarejczykiem. Na początku więc swojej publicznej działalności Jezus z Nazaretu powraca do swoich początków. Wraca do tego miejsca, z którego wcześniej wyszedł. Wraca tam, skąd pochodzi. Wraca tam, gdzie kształtowało się i dojrzewało Jego ludzkie życie. Początek publicznej działalności Jezusa, początek Jego misji, początek Jego publicznej działalności, ma swe miejsce w rodzinnym Nazarecie. Początek Jego misji ma więc swe miejsce tam, gdzie się wychował, gdzie wzrastał, gdzie pod okiem Maryi i Józefa kształtowała się Jego ludzka osobowość. Wraca tam, gdzie – jak pisał już wcześniej o Nim święty Łukasz – rósł, nabierał mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim. Wraca więc tam, gdzie – jak czytamy jeszcze u świętego Łukasza – jako prawdziwy człowiek czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi. Ale dziś Jego rodzinny Nazaret staje się miejscem szczególnego objawienia. Duch Pański spoczywa na Mnie (…) Dziś – jak sam mówi – spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli. Po pierwszym namaszczeniu, które dokonało się już w łonie Maryi – jak wskazywał nam kiedyś papież Franciszek – Duch Święty zstąpił na Jezusa nad Jordanem. Od tego momentu – mówił papież przywołując wyjaśnienie świętego Bazylego – cała działalność Jezusa toczy się przy współobecności Ducha. Głosił bowiem i czynił znaki mocą tego namszczenia, dzięki któremu – jak zaświadcza nam w innym miejscu swej Ewangelii święty Łukasz – moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich. Nazaret, miejsce początków, miejsce ludzkiego dojrzewania i dorastania Jezusa, staje się u początków Jego publicznej działalności miejscem Jego objawienia. Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie.
Drodzy Bracia!
W Wielki Czwartek jesteśmy tutaj, razem, a więc w tym miejscu, w którym i my mamy przecież swój kapłański początek. Dla większości z nas to wieczernik naszych święceń. Gnieźnieńska katedra to miejsce naszych nowych początków, początków naszego kapłańskiego pochodzenia. My stąd jako księża po prostu jesteśmy! To jest miejsce, u stóp którego najpierw prowadzeni, jak ufamy, Bożą łaską i pomocą towarzyszących nam w tym ludzi, przez seminaryjne lata napełniając się mądrością i czyniąc w niej postępy, rozeznawaliśmy nasze powołanie i dorastaliśmy do tego daru i tej łaski, która została nam tutaj udzielona przez włożenie rąk. I to jest to miejsce, w którym, w sakramencie święceń nasze ręce zostały dosłownie namaszczone Duchem Chrystusa. Pan bowiem nie tylko nas kiedyś sobie wybrał i powołał – jak przypominał kapłanom papież Franciszek – ale wylał On na nas namaszczenie swego Ducha, tego samego, który zstąpił na Apostołów. I jak dobrze wiemy, nie zrobił tego z powodu jakiś naszych zasług, ale tylko z czystej łaski otrzymaliśmy to namaszczenie. I nie otrzymaliśmy go dla jakiegoś naszego osobistego zadowolenia czy komfortu, dla naszej osobistej satysfakcji, ale dla posługi, dla służby Bogu i ludziom. Namaszczeni tutaj Duchem Chrystusa, wyszliśmy przecież stąd. Poszliśmy, aby służyć i dać życie. Poszliśmy, aby to namszczenie – jak podkreślał kiedyś papież Franciszek – pachniało, roznosiło swą woń: z Niego, nie z nas. Duch Pański spoczywa na mnie, bo Pan mnie namaścił. Wszystko bowiem, co mamy i wszystko, kim jesteśmy, z Niego jest, a nie z nas. Nosimy ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Dlatego jeszcze raz przypomnę, że jesteśmy księżmi naprawdę nie z powodu naszych zasług, ale z czystej łaski, która uczyniła nas ojcami i pasterzami pośród świętego Ludu Bożego. A zatem wszystko, czym ostatecznie jako kapłani żyjemy, co sprawujemy i jak to czynimy, wszystko, czym i jak posługujemy ludziom, ma swe ostateczne źródło w naszej wierności i jedności z Duchem Chrystusa, którym zostaliśmy namaszczeni. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy! Trzeba więc, Drodzy Bracia, abym dziś, tutaj, jako wasz biskup, w ten właśnie wielkoczwartkowy dzień naszych kapłańskich początków, w dzień naszego namaszczenia Duchem Chrystusa, tak jak to każdego roku czynimy, jeszcze raz postawił wam i sobie to pytanie: czy chcesz coraz ściślej jednoczyć się z Jezusem Chrystusem, Najwyższym Kapłanem i razem z Nim samego siebie poświęcać Bogu za zbawienie ludzi? Czy chcesz? W ten sposób – jak uczył nas papież Benedykt XVI – i dziś, w tej naszej odpowiedzi, którą za chwilę wypowiemy wyrażają się przede wszystkim dwie rzeczy: potrzebna jest wewnętrzna więź, więcej, upodobnienie się do Chrystusa, a w tym przejście samych siebie, rezygnacja z tego, co jest tylko nasze, z owej samorealizacji, o której tak często się mówi. Trzeba – jak jeszcze tłumaczył w swej ostatniej wielkoczwartkowej homilii do kapłanów papież Benedykt XVI – byśmy, bym ja nie rościł sobie prawa do mojego życia, ale oddał je do dyspozycji kogoś innego – Chrystusa. Abym nie pytał: co będę z tego miał, lecz: co mogę dać Jemu, a tym samym innym? Lub jeszcze bardziej konkretnie: jak powinno dokonywać się to upodobnienie do Chrystusa, który nie panuje, lecz służy, nie bierze, lecz daje – jak powinno się to dokonywać również dziś w często tak przecież dramatycznej sytuacji współczesnego Kościoła?
Umiłowani Bracia!
Nie chcę pozostawić was jedynie z samym pytaniem. W liście do was na Wielki Czwartek, który dziś, zgodnie ze zwyczajem, otrzymujecie m.in. będziecie mogli przeczytać, że kluczowe jest to, by mimo trudności we wszystkich okolicznościach trwać w więzi z Jezusem, słuchać i głosić Boże słowo oraz budować wspólnotę na fundamentach wzajemnego słuchania, prawdy i miłosierdzia. Może się z pewnością niektórym wydawać – jak to ktoś już w mediach skomentował – że i tym razem są to tak naprawdę jedynie znów wzniosłe słowa, a sytuacja wielu księży w naszej Ojczyźnie – jak zauważa Autor tej wypowiedzi – podobna jest do tej, którą opisał poeta: tak by się nam serce śmiało do ogromnych, wielkich rzeczy, a tu pospolitość skrzeczy, a tu pospolitość tłoczy, włazi w usta, uszy, oczy. Jak nie ulec jednak takiej pokusie pospolitości, która objawia się w rozczarowaniu, w znużeniu, w naszej słabości? Jak nie popaść przy tym w przysłowiową przeciętność, w pewną – jak to wskazuje nam papież Franciszek i jak to sobie nieraz mówimy – jakąś taką normalność, w której zadawalamy się tylko tym, co trzeba zrobić, w której chcemy podładować się czymś innym niż nasze namaszczenie, w której będąc wciąż sfrustrowani i rozczarowani, poruszamy się już tylko jakąś siłą bezwładu. I choć pozornie wszystko jest może jeszcze i bez wielkich zmian, to już zamykamy się w sobie i apatyczni, staramy się jedynie jakoś to wszystko przetrwać, bo i nam ta pospolitość skrzeczy! Może ma jednak rację papież Franciszek, który na jednym ze swym ostatnich spotkań z kapłanami podpowiadał w takiej sytuacji, że trzeba pewnie najpierw spróbować zobaczyć, że to nie ja jestem w centrum, lecz Bóg. Być może każdego ranka – jak mówił wówczas księżom papież – powinieneś powtórzyć sobie w modlitwie: także dzisiaj, w moim kapłańskim życiu i posłudze, nie ja jestem w centrum, lecz Bóg. I może trzeba też, by tak zacząć po prostu od tego, co naprawdę konkretne, co tak codzienne, co proste i trudne zarazem, co tak zwykłe. Zacząć choćby więc od takiej ludzkiej przyzwoitości i uczciwości, od prawdy o sobie i od szczerości, od chęci słuchania i szacunku dla każdego, od tego, że mam na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich, że przecież wiem i rozumiem, że dla nich jestem, i dla tych, którzy z nadzieją czekają na Słowo Jezusa i dla tych, którzy odeszli już od Niego, dla tych, którzy wciąż jeszcze szukają ukierunkowania czy pocieszenia w cierpieniu i dla tych, którym coraz bardziej wydaje się to wszystko już nawet obojętne, którzy są po ludzku trudni.
Drodzy Bracia! Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia! Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie.
Zalęknionym i przestraszonym męką i śmiercią apostołom, zmartwychwstały Pan zesłał swego Ducha. To On sprawił – jak powiedział kiedyś o nich papież – że stali się odważnymi pasterzami Bożej owczarni, a nie samych siebie. Po przyjęciu Ducha znikają ich lęki, a oni wychodzą z wieczernika i idą w świat. I przed nami znów święte dni, dni męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, dni, w których On, Zmartwychwstały da i nam swego Ducha. W dniu naszych święceń, otrzymując namszczenie krzyżmem świętym, usłyszeliśmy słowa: nasz Pan Jezus Chrystus, którego Ojciec namaścił Duchem Świętym i mocą niech cię strzeże. On wówczas wziął nas w swoje Boskie dłonie. Prowadzi nas więc i strzeże, by ręka Jego zawsze przy nas była i umacniało nas Jego ramię, byśmy i my mogli wyznać, że z nami Jego wierność i łaska.