Dzień Życia Konsekrowanego – Jubileusz Osób Zakonnych, 2.02.2025 Gniezno

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej w Uroczystość Ofiarowania Pańskiego, Dzień Życia Konsekrowanego – Jubileusz Osób Zakonnych w archidiecezji gnieźnieńskiej, 2 lutego 2025, katedra gnieźnieńska. 

Drodzy Bracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Siostry i Bracia Życia Konsekrowanego,
Umiłowani Siostry i Bracia w Chrystusie Panu,

Ofiarowanie Pańskie jest świętem nadziei. W przyniesionym przez rodziców do Jerozolimy Jezusie, Symeon i Anna widzą bowiem spełnienie oczekiwań i pokładanej w Bogu nadziei: światło na oświecenie pogan i chwałę Izraela. Biorąc na progu jerozolimskiej świątyni w swoje objęcia Dzieciątko Jezus, Symeon z wiarą rozpoznaje i dostrzega, że to właśnie w Nim, w tym przyniesionym przez Maryję i Józefa dziecku, Bóg wypełnia swe obietnice. Anna zaś sławiąc i uwielbiając Boga – jak czytamy – mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy, mówiła o Nim tym, którzy mieli więc w sercu nadzieję, którzy pragnęli i oczekiwali wolności. Symeon i Anna byli więc prawdziwie zwiastunami nadziei i byli tymi, którzy swym cierpliwym oczekiwaniem sami już głosili, że nadzieja zawieść nie może. Wsłuchani, jak my dzisiaj, w Boże Słowo, oni jednak ujrzeli to, co zapowiadał już – jak słyszeliśmy w pierwszym czytaniu – prorok Malachiasz, że Pan nadejdzie (…) oto przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie. Symeon i Anna byli więc prawdziwie ludźmi nadziei, byli świadkami nadziei, której spełnienie dane im było oglądać wprost na własne oczy. W ofiarowanym w jerozolimskiej świątyni Jezusie, ujrzeli bowiem i rozpoznali Boże zbawienie. To ono było dla nich źródłem niegasnącej nadziei, tej nadziei, która wypływa z Serca Jezusa przebitego na krzyżu. Doświadczyli nadziei i stali się znakiem nadziei dla innych, bo sami byli – jak pięknie scharakteryzował ich kiedyś papież Franciszek – cierpliwi w oczekiwaniu, czujni duchowo i wytrwali w modlitwie. Cierpliwi, czujni i wytrwali!

Moi Kochani!

Ludzie nadziei są więc cierpliwi w oczekiwaniu, czujni duchowo i wytrwali w modlitwie. Ci, którzy mają nadzieją są bowiem prawdziwie cierpliwi w swym oczekiwaniu. Cierpliwość – jak podkreśla nam w swej bulli ogłaszającej Rok Święty papież Franciszek – jest przecież tak ściśle związana z nadzieją. Nazwana przez papieża wprost córką nadziei, podkreśla znaczenie wytrwałości i zaufania do tego, co Bóg nam obiecał. Symeon i Anna są więc ludźmi, którzy całą swą ufność pokładają w Bogu. Dobrze bowiem wiedzą, że to Bóg jest wierny. I wiedzą też, że taka nadzieja nie zawodzi ani nie rozczarowuje, bo opiera się na pewności, że nic i nikt nigdy nie będzie w stanie oddzielić nas od Bożej miłości. Ludzie nadziei są także czujni duchowo. Wśród wielu wydarzeń, których niewątpliwie świadkiem była wówczas jerozolimska świątynia, Symeon i Anna potrafili dostrzec to jedyne, to najważniejsze przecież wydarzenie, choć tak jeszcze niepozorne i tak normalne, tak wprost oczywiste dla każdej ówczesnej rodziny. Zobaczyli – jak napisał Autor Listu do Hebrajczyków – że Jezus musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, że Bóg w Jezusie Chrystusie przyszedł więc na ten świat jako małe dziecko, które rodzice przynieśli, by je przedstawić w świątyni. Duchowa czujność pozwalała im jednak dostrzec znaczenie więcej. Ujrzeli, że oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. W Jezusie Chrystusie, który umarł i zmartwychwstał, jest źródło prawdziwiej i niezawodnej nadziei, która wypełnia obietnice, wprowadza do chwały i – opierając się na miłości – naprawdę nie zawodzi. Ludzie nadziei są wreszcie także – jak wskazywał papież Franciszek – wytrwali w modlitwie. O Symeonie słyszymy dziś, że był prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Miał więc żywą relację z Bogiem. O Annie zaś mówi nam dziś Ewangelia, że nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. Oboje tak pobożni. Oboje ludzie prawdziwie Boży. Oboje cierpliwi, czujni i pełni Ducha Świętego. Oboje zdolni, by rozpoznać i ujrzeć Zbawiciela. Ludzie tej nadziei, która na zawodzi!

Siostry i Bracia! Konsekrowani!

Od dwudziestu dziewięciu już lat święto Ofiarowania Pańskiego jest dniem życia konsekrowanego. Po raz kolejny jesteśmy dziś więc razem, aby dziękować Boga za instytuty zakonne, kontemplacyjne, prowadzące dzieła apostolskie oraz za stowarzyszenia życia apostolskiego, za instytuty świeckie i również za wszystkie indywidualne formy życia konsekrowanego. Za świętym Janem Pawłem II powtarzamy, że w swej istocie życie konsekrowane jest jak drzewo o wielu gałęziach, które tkwi korzeniami w Ewangelii i przynosi obfite owoce w każdej epoce życia Kościoła. Chcę wam więc, Moi Kochani, najpierw za te codzienne owoce waszego zakonnego życia oddanego Bogu i Kościołowi dziś szczególnie podziękować. Widzę w każdej i w każdym z was wielki dar i wielką łaskę dla naszej świętowojciechowej jubileuszowej archidiecezji. Dziękując wraz z wami w ciągu tego roku za tysiąc dwadzieścia pięć lat istnienia archidiecezji i metropolii gnieźnieńskiej, pragnę dziękować również za waszą obecność, za obecność życia konsekrowanego i to przecież – jak dobrze wiemy – od samych początków istnienia gnieźnieńskiego Kościoła, od benedyktyńskich mnichów Wojciecha i Radzyma, od pierwszych polskich zakonników męczenników, a po nich tych wszystkich, którzy jako konsekrowani przez te wszystkie wieki tworzyli i nadal tworzą jej duchowe oblicze. Byliście i wciąż jesteście dla nas namacalnymi znakami nadziei. A ludzie nadziei – powtórzę dziś jeszcze raz za papieżem Franciszkiem – są cierpliwi w oczekiwaniu, czujni duchowo i wytrwali w modlitwie. Wiele bowiem potrzeba dziś cierpliwości, aby nie dać się ponieść, także w życiu konsekrowanym, temu wszystkiemu, co rodzi w nas i w naszych wspólnotach pośpiech i nerwowość, co podsyca niezadowolenie i niezrozumienie, co nas wciąż gubi i po ludzku zatraca. Papież Franciszek pytał nas kiedyś, czy czasami nie jesteśmy zbyt pochłonięci sobą, sprawami i intensywnym rytmem każdego dnia, tak bardzo, że wprost zapominamy o Bogu, który zawsze przychodzi? Czy nie jesteśmy czasem zbyt pochłonięci naszymi dobrymi uczynkami, co grozi tym, że nawet życie religijne zmienia się w wiele rzeczy do zrobienia i zaniedbywania codziennego poszukiwania Pana? Jak łatwo ulec, zwłaszcza gdy w nas po ludzku niestety nieraz coraz mniej takiej właśnie niecierpliwości i takiemu pośpiechowi, który burzy nas i nuży, który odbiera radość życia i powołania, który staje się rutyną i nudą. Trzeba się zatrzymać. Trzeba przystanąć w drodze. Trzeba zobaczyć, że w istocie nie o to przecież chodzi, ile potrafimy zrobić, tylko kim tak naprawdę jesteśmy. I trzeba nam do tej prawdy cierpliwie powracać. Trzeba nam powracać z nadzieją. Przecież to dla Jezusa porzuciliście rzeczy cenne, takie jak dobra materialne, jak założenie własnej rodziny. Dlaczego? Ponieważ zakochaliście się w Jezusie, widzieliście w Nim wszystko i prawdziwie porwani Jego spojrzeniem, pozostawiliście resztę. Wiele też trzeba dziś w naszym życiu czujności i to nie tylko dlatego, aby nie dać się uwieść przez różne rzeczy tego świata, ale żeby umieć rozróżniać to, co prawdziwie jest z Boga, a nie z nas. Tak łatwo stracić dziś nadzieję. Tak łatwo wpaść w zniechęcenie. Łatwo poddać się lękowi i pokusie przegranej. Ale co my, wspólnota chrześcijańska, zakonnice i zakonnicy, widzimy – pytał kiedyś papież Franciszek – czy wciąż patrzymy wstecz, tęskniąc za tym, co już nie istnieje, czy też jesteśmy zdolni do dalekowzrocznego spojrzenia wiary, skierowanego w głąb i w przyszłość. Mieć mądrość spojrzenia – daje ją Duch Święty – patrzeć dobrze, dobrze mierzyć dystanse, rozumieć rzeczywistość (…) Są to spojrzenia pełne nadziei, otwarte na przyszłość. Aby mieć w życiu konsekrowanym takie właśnie spojrzenie, trzeba nam – jak Symeon i Anna – nie rozstawać się z Panem, który jest źródłem naszej nadziei. Trzeba naszej wytrwałości w modlitwie. Papież Franciszek przypomni nam, że to właśnie karmi się adoracją, pracą kolan i serca, konkretną modlitwą, która walczy i wstawia się, która jest zdolna, aby jeszcze raz rozbudzić w nas pragnienie Boga, miłości, która była kiedyś i nadziei, która nie zawodzi.

Umiłowani, Siostry i Bracia!

Wasza obecność, choć czasami niewidoczna, często cicha i milcząca rodzi na nowo nadzieję. Niekiedy przywraca ją zwłaszcza tym, którzy utracili ją w życiu i doświadczają już takiej czy innej życiowej pustki. Niekiedy stawia pytanie, o to co jest tą prawdziwą, tą ostateczną nadzieją człowieka. I wy, konsekrowani, jesteście przecież wezwani, aby – jak mówi nam i przypomina w tym jubileuszowym roku papież – przekształcać znaki czasu w znaki nadziei. Jesteście wezwani, aby w swym życiu i posłudze nieść nadzieję chorym i cierpiącym, zwłaszcza tym, którzy znajdują się w trudnych warunkach życia. Trzeba ją dziś szczególnie zanieść do osób starszych, którzy boleśnie doświadczają samotności i poczucia opuszczenia, ale i do młodych, którym pod wpływem rożnych życiowych sytuacji, rozpadają się ich własne życiowe marzenia. Nadziei trzeba dziś Kościołowi, naszym parafiom i wspólnotom. Nikt bowiem na tej drodze nie jest sam i nikt nie idzie sam. W nadziei idziemy razem. Idziemy jako Kościół, trzymając się – jak mówi nam jeszcze Autor Listu do Hebrajczyków – niewzruszonej nadziei, którą wyznajmy, bo godny jest zaufania Ten, który dał nam obietnicę. Idziemy wraz z Tą, w której – jak uczy nas jeszcze papież Franciszek – mamy naprawdę najwznioślejsze świadectwo nadziei. W Maryi, Matce Bożej, widzimy bowiem, że nadzieja nie jest nigdy łatwowiernym optymizmem, lecz darem łaski w realizmie życia.    

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter