Archidiecezjalny Dzień Katechetyczny, 31.08.2024 Gniezno
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji Archidiecezjalnego Dnia Katechetycznego, 31 sierpnia 2024, katedra gnieźnieńska.
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia,
Wiemy, że strach jest naprawdę złym doradcą. Strach – jak wskazywał kiedyś papież Franciszek – zawsze paraliżuje i często sprawia, że podejmujemy błędne decyzje. Strach zniechęca do podejmowania inicjatyw, skłania do uciekania się do rozwiązań bezpiecznych i gwarantowanych. W ten sposób – podsumowuje papież – dochodzi do tego, że nie czynimy nic dobrego, [bo] aby iść naprzód i rozwijać się na drodze życia, nie należy się lękać, trzeba mieć ufność. Nie chodzi jednak przy tym o tzw. ślepą ufność czy też jakiś łatwowierny optymizm. Nie chodzi o przezwyciężanie w życiu strachu czy lęku nonszalancją lub arogancją. Nie chodzi o to – jak ktoś trafnie wskazał – by uciekać, by chować się w prywatnym kącie własnego szczęścia. Nie chodzi więc o zamykanie oczu wobec zła czy dziejącej się niesprawiedliwości. Chodzi o to, by dostrzec, owszem, źródła i przyczyny strachu i lęku, by jasno rozpoznać i zobaczyć, by nazwać powody naszych lęków, ale także widzieć szerzej i przyjąć korektę, która pozwala i w nas ożywić nadzieję. Ewangelia, której wysłuchaliśmy, przypomina nam, że każdy z przywołanych przez pana sług otrzymał od niego część majątku. Każdemu z tych trzech rozdzielił on to, co miał według jego zdolności. Nie był więc niesprawiedliwym rządcą, ale człowiekiem uważnym i wrażliwym, a jak się okazuje również mającym wiedzę, co do możliwości i zdolności każdego z nich. Potrafił ocenić ich zdolności. Czy ten, który otrzymał jeden talent mógł więc czuć się przez niego pokrzywdzonym? A może zazdrościł tym dwom, których gospodarz hojniej obdarował? Wydaje się jednak, że nie to stanowiło przeszkodę w działaniu. W jednej ze swych homilii papież Franciszek zauważył, że kiedyś nawet obliczono, że jeden talent odpowiadał wynagrodzeniu za około dwadzieścia lat pracy. Był to więc naprawdę niezwykle obfity majątek, który wystarczał wówczas na całe życie. Problem więc nie leżał w tym, ile każdy z nich otrzymał. Nie dotyczył też tego, że jeden dostał pięć, drugi dwa, a trzeci z nich tylko jeden. Każdy z nich otrzymał przecież obiektywnie naprawdę bardzo dużo. Wydaje się więc, że to nie sama wielkość, sama suma tego, ile każdy dostał, stanowiła tutaj problem i powód, najpierw lęku i strachu, a potem napiętnowanej przez właściciela błędnej i złej postawy jednego z obdarowanych. Klucz znajdziemy w słowach samego zainteresowanego, który tłumaczy się swemu panu. Chyba można je streścić w ten sposób: bałem się ciebie, poszedłem więc i ukryłem twój talent w ziemi. I choć ostatecznie nie zrobił przecież nic złego, nie stracił tego, co wówczas dostał, nie zdefraudował, ale zwrócił panu nie swoją własność, to jednak w tym, jak to wszystko przeżywał mając w ręku powierzony mu talent, ujawniło się tak naprawdę to, kim był, co sądził, czym się w życiu kierował. Żył w strachu i lęku. Nie dostrzegał ani hojności tego, który go obdarował, ani też możliwości działania, które związane było z tym, co dostał. Pada więc słuszne oskarżenie, że był zły i gnuśny. Był zalękniony i nie miał zaufania do swego pana. Papież Franciszek powie, że bronił się więc ze swego lenistwa, oskarżając innych. Nie wykorzystał szansy, która według jego zdolności, została mu dana.
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu!
Apostoł Paweł zachęcał nas przed chwilą, abyśmy i my przypatrzyli się powołaniu naszemu. Minęły już wakacje i dziś jesteśmy tutaj razem, aby prosić Pana Boga o błogosławieństwo na nowy rok naszej pracy i posługi w nauczaniu religii i katechizowaniu w parafii i w szkole. Jeśli więc pod wpływem rożnych sytuacji, także tych sprokurowanych nam przez obecne Ministerstwo Edukacji i w nas mogą się rodzić obawy i lęk, może nami próbować zawładnąć niepokój i strach, to wszyscy przypomnijmy sobie najpierw o tych darach, którymi każdego dnia Bóg nas tak hojnie obdarowuje. Nie jest On przecież jakimś bezdusznym rządcą naszego życia. Nie jest On jakimś niedobrym, bezwzględnym i surowym panem, który chce nas ukarać. I nie jesteśmy tu przecież za karę. On nam dał już w życiu tak wiele. Wszystko – jak to kiedyś pięknie powiedział papież Franciszek – zaczęło się od łaski Boga, wszystko, zawsze rozpoczyna się od łaski, a nie od naszych wysiłków, od łaski Boga, będącego Ojcem, który oddał w nasze ręce wiele dobra, powierzając każdej i każdemu z nas różne talenty. Jesteśmy posiadaczami wielkiego bogactwa, które nie zależy od tego, ile rzeczy mamy, ale od tego, kim jesteśmy: od życia, które otrzymaliśmy, od dobra, które jest w nas, od nieprzepartego piękna, którym Bóg nas obdarzył, ponieważ jesteśmy na Jego obraz, każdy z nas jest cenny w Jego oczach, każdy z nas jest wyjątkowy i niezastąpiony w dziejach! Tak nas postrzega Bóg, tak odczuwa nas Bóg. Czy nie jest to jednak może jakiś wypaczony obraz? Czy nie jest może to tylko jakaś wyidealizowana projekcja? Czy nie są to nasze własne pragnienia i złudzenia, które pojawiają się w zderzeniu z trudną rzeczywistością? Wydaje się, że może właśnie po to, aby ustrzec nas przed takimi obawami i takim właśnie myśleniem, Apostoł Paweł tak jasno nam dziś jeszcze raz przypomina, że wszystko, zawsze rozpoczyna się od łaski, a nie od naszych wysiłków, od łaski Boga. To On nas wybrał i to On nas powołał. On nas też usprawiedliwił. On za nas umarł i dla nas zmartwychwstał. Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem, aby jak to jest napisane w Panu się chlubił ten, kto się chlubi. On nas powołał i powierzył nam, i to nie ponad miarę i ponad siły nasze, ale według naszych zdolności, ten talent, który nazywamy naszym życiem i naszym życiowym powołaniem. Bóg nam je powierzył, ponieważ zna każdą i każdego z nas i wie, do czego jesteśmy zdolni; ufa nam, pomimo naszych ludzkich słabości (…) Krótko mówiąc – powtórzę wam jeszcze raz za papieżem Franciszkiem – Pan prosi nas, abyśmy wykorzystywali czas teraźniejszy, nie tęskniąc za przeszłością, ale czynnie oczekując na Jego powrót. Ta okropna nostalgia, która jest jak zły humor, który zatruwa duszę i sprawia, że zawsze spogląda się w przeszłość, zawsze na innych, ale nigdy na własne ręce, na możliwości pracy, które nam dał Pan, na nasze uwarunkowania, także i na nasze biedy.
Moi Kochani!
Przyjmijmy więc to Słowo Boże i to Boże zapewnienie, w które przed chwilą wsłuchiwaliśmy się razem. Piękne jest przecież nasze powołanie, piękne jest wasze powołanie i wasze posłanie do głoszenia Jezusa innym, do spotkania w Jego imię z dziećmi i młodzieżą, do towarzyszenia im w drodze. I do nas więc – jak kiedyś do Jeremiasza – mówi dziś Bóg: nie lękaj się ich, by cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi (…) Ja jestem z tobą – mówi Pan – by cię ochraniać. Pomnóż więc odważnie to, co Bóg dał tobie i dziel się tym z innymi. Mimo trudności i tego wszystkiego, co dziś, także w szkole przeżywamy, co może i w nas budzić lęk i smutek, nie wolno nam przestraszyć się, uciec czy zdezerterować. W moim słowie do was na początek roku przypomniałem wam, dziękując Bogu za wasze powołanie, które przecież w szczególny sposób zakorzenia każdą i każdego was w ewangelizacyjnej misji całego Kościoła, abyście trzymali się nadziei jako bezpiecznej i silnej kotwicy. Patrząc dziś na świat i przeżywając różne burze, także te nam bliskie, związane i z samym sposobem i z treścią dokonywanych w szkole zmian, możemy mieć często wrażenie, że i my dziś jesteśmy, że znaleźliśmy się z religią w szkole jakby na jakimś rozszalałym morzu, w oku cyklonu, w burzy, która, pomimo, że mamy rację, nie daj Boże może nas po prostu zatopić. Miotają nami te wzburzone przez decyzje ministerstwa wysokie fale, a przeciwny wiatr tych absurdalnych i antywychowawczych rozwiązań budzi w nas rozgoryczenie, strach i pytanie o przyszłość. Słyszałem, Moi Drodzy, że w żargonie żeglarskim dryfkotwie, używanej przez łodzie w celu ustabilizowania statku podczas sztormu, niekiedy nadaje się wprost nazwę kotwica nadziei. Na wzburzonym morzu rzeczywiście potrzeba kotwicy nadziei. Papież Franciszek powiada nam jednak, że o ile kotwica jest tym, co daje łodzi bezpieczeństwo i sprawia, że jest „zakotwiczona” pośród falowania morza, to żagiel jest raczej tym, co sprawia, że przemieszcza się ona i płynie po wodach naprzód. Nadzieja jest naprawdę jak żagiel – woła dziś i do nas papież – zbiera ona wiatr Ducha Świętego i przekształca go w siłę napędową, która popycha łódź, czy to na głębię, czy też do brzegu. Dziś więc nie jest przecież czas ani w szkole, ani w katechezie w parafii, by pod wpływem takich czy innych zdarzeń, zarządzeń czy ogólnie przeżywanej przez nas sytuacji w Kościele i w świecie, zwinąć żagle. Nie, żagle trzeba nam dziś podnieść, rozwinąć żagle, by łapać, by chwytać w nie wiatr Ducha Świętego, by został on i w nas przekształcony w siłę napędową, której tak nam dziś potrzeba. To nie jest czas, by żagle zwinąć, ale by z nadzieją i ufnością rozwijać je wciąż na nowo. A zatem dobrych wiatrów, Ducha Świętego, nadziei, która jest naprawdę jak żagiel, na cały rok! Amen.