65-lecie święceń kapłańskich, 29.05.2025 Gniezno

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. z okazji 65-lecia święceń kapłańskich kapłanów wyświęconych w 1960 roku, 29 maja 2025 Archidiecezjalny Dom Księży Seniorów w Gnieźnie.

Kochani Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Drodzy Jubilaci, którzy obchodzicie 65-lecie Kapłaństwa,
Siostry i Bracia w Chrystusie Panu!

Świętując wraz z wami, Drodzy Jubilaci, pięć lat temu sześćdziesięciolecie święceń wspomniałem wówczas, że w sobotę 11 czerwca 1960 roku, Stefan Kardynał Wyszyński, metropolita gnieźnieński i warszawski, prymas Polski udzielił święceń kapłańskich 34 diakonom. I jak sam wtedy jeszcze Ksiądz Prymas dopowiedział, że biskup Czerniak będzie święcił jeszcze trzech – we Wrześni, w niedzielę. Dziś, po kolejnych pięciu latach od waszego diamentowego jubileuszu kapłaństwa, nasza pamięć i wdzięczność za ten dar jest wciąż żywa i biegnie po raz kolejny do was, Drodzy Bracia, którzy stajecie razem z nami przy ołtarzu Pana. Pomnaża ją jeszcze i ten fakt, że od minionej uroczystości waszego sześćdziesięciolecia, szafarz waszych święceń został przez Kościół wyniesiony na ołtarze. W bliskości Jego liturgicznego wspomnienia, które obchodziliśmy dokładnie wczoraj, dziękujemy Bogu za ten dar i prosimy, aby teraz Błogosławiony Szafarz waszych święceń wstawiał się u Pana również za tymi, których tutaj, w naszym Świętowojciechowym Kościele, przez włożenie rąk jako nasz biskup wyświęcił na prawdziwych kapłanów Nowego Przymierza. Bóg bowiem zawsze posługuje się człowiekiem – jak mówił wam w dniu waszych święceń Ksiądz Prymas – Bóg się uśmiecha przez człowieka; Bóg poucza przez człowieka; Bóg upomina przez człowieka; Bóg raduje się przez człowieka. I Bóg udziela też święceń przez człowieka. Bóg więc posłużył się tym człowiekiem dla was, posłużył się błogosławionym Stefanem Kardynałem Wyszyńskim również dla was, abyście przez niego wyświęceni na kapłanów, mogli żyć i działać, ale nie jego mocą, nie mocą żadnego człowieka, ani też – jak wam wówczas przypominał Ksiądz Prymas – nie własną mocą, ale jedynie mocą Boga, mocą Tego, który was posyła – Ojca, mocą więc Tego, który was powołał.

Moi Kochani Dostojni Jubilaci!

Dziękujemy wraz z wami za sakrament waszych święceń i za to posłanie, które z rąk waszego biskupa zostało wam przekazane do kapłańskiej służby ludowi Bożemu. Ewangelia, której wysłuchaliśmy, prowadzi nas w tych dniach z powrotem do Wieczernika. Jezus mówi do swoich uczniów o zbliżającej się męce i cierpieniu. Wydaje się, że mówiąc im właśnie o tym, co ma z Nim nastąpić, pragnie ich jakoś przygotować na to, co niebawem się z Nim stanie. Pragnie ich przeprowadzić przez to doświadczenie, jakim będzie dla nich Jego męka. Mówi im więc o bólu i płaczu. Mówi o samotności. Mówi o tej chwili, w której przeżyją już nie tylko fizyczną z Nim rozłąkę, ale nawet zwątpienie i opuszczenie. Jeden z was Mnie zdradzi, a Wy wszyscy we Mnie zwątpicie tej nocy! W tak wręcz dramatycznej i pełnej bólu zapowiedzi Jezusa pojawiają się jednak – jak słyszymy – słowa nadziei. On sam daje swym uczniom słowa otuchy. Mówi im przecież, że ich smutek przemieni się w radość. I nie chodzi w tych słowach jedynie tylko o to, że lęk i strach uczniów kiedyś przeminą, że ich ból i cierpienie się skończą, że karta się odwróci, że wszystko powróci do tego, co było przedtem, że ich los się odmieni, że ustąpi zwątpienie, a nastanie radość. Nie chodzi też o to, aby w takich sytuacjach, jedynie samemu zacisnąć zęby i jakoś to wszystko przetrzymać, jakoś przetrwać to, co się z nami wydarza. Nie chodzi bowiem o to, aby ból zamknął nas w sobie, aby spowodował, że się wycofamy, że się cofniemy, że porzucimy drogę, że zwątpimy, że – jak kiedyś Jezusowi uczniowie spod krzyża – po prostu pouciekamy. Wtedy bowiem – jak zapisał w swej Ewangelii święty Mateusz – wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli. Ostatecznie radosny okazuje się właśnie ten smutek, ten ból, z którego coś, ktoś się rodzi. Widzimy to dziś jasno na przykładzie ukazanym nam w kolejnym fragmencie Dziejów Apostolskich. Wyrzuceni z Rzymu za czasów cesarza Klaudiusza, Akwila i jego żona Pryscylla, którzy z powodu Jezusa musieli przyjąć wygnanie, będąc teraz w Koryncie, dalej głoszą Słowo Boże. Nie przetrąciło ich więc i nie zniechęciło prześladowanie, bo i z tego zrodziło się coś nowego. Również Paweł, któremu sprzeciwili się i bluźnili Żydzi, gdy odszedł stamtąd – jak przed chwilą czytaliśmy – i zamieszkał koło synagogi, głosił nadal, że Jezus jest Mesjaszem (…) a wielu też słuchaczy korynckich uwierzyło i przyjmowało wiarę i chrzest. Ból i smutek przemieniły się w radość. Odrzucenie zaowocowało nową mocą. Zwątpienie ustąpiło miejsca nadziei. Tak bowiem zwyciężył Chrystus – jak mówił wam sześćdziesiąt pięć lat temu szafarz waszych święceń. I nie ma większej miłości nad tę. Ale właśnie wtedy, gdy według ludzkich ocen przegrywał szansę świata na krzyżu – zwyciężył. Prawdziwie zwyciężył przez miłość.

Moi Drodzy!

Udzielając naszym jubilatom święceń, błogosławiony Stefan Wyszyński nie obiecywał im – jak sam wtedy mówił – łatwego życia. Nie łudził wizją takiego życia, które omijać będą ból i cierpienie. Przestrzegał przed obietnicami, które mogą tak łatwo zwodzić. Wskazywał – jak sam mówił – że taka jest niewątpliwie rzeczywistość Kościoła na świecie, że będą mu się stale sprzeciwiać, że w takiej czy innej formie sprzeciw i nienawiść będą dosięgać również tych, którzy służą w Kościele. Wy będziecie płakać – jak mówił dziś swym uczniom Jezus – świat będzie się weselić. I świat będzie odpowiadał nienawiścią na nienawiść. Świat będzie wskazywał, że nienawiść można zwyciężyć tylko jeszcze większą nienawiścią. Świat będzie pokazywał, że tylko siła zdolna jest tak zwyciężać. W naszych czasach bowiem – jak mówił w swej homilii inauguracyjnej nasz nowy papież Leon XIV – wciąż widzimy tak wiele niezgody, tak wiele ran zadanych przez nienawiść, przemoc i uprzedzenia. Widzimy okrucieństwo wojny i otchłań przemocy. Widzimy cierpienie i ludzkie łzy. Jeżeli Kościół ma na sobie znamię, że bramy piekielne nie zwyciężą go, to dlatego, że jego posłannictwem jest miłość. Dlatego szafarz waszych święceń wzywał was, nowo wyświęconych kapłanów, abyście zwyciężali przez miłość, jak Bóg zwycięża ludzkość przez miłość, jak przez miłość dał nam Syna swego, aby żaden z nas nie zginął – jak Kościół jest Miłością.

Moi Drodzy!

Sześćdziesiąt pięć lat temu, ze Wzgórza Lecha, z naszego gnieźnieńskiego wieczernika święceń, wyruszyli w świat kapłani z prymasowskim przesłaniem skierowanym do nich: zwyciężajcie przez miłość. Jesteście bowiem – jak wam mówił wtedy Prymas Tysiąclecia – wysłannikami Miłości i musicie tak ostrożnie chodzić po tej ziemi, żeby przed Wami była zawsze miłość i za Wami – owoc waszego posłannictwa – miłość. Dziękując dziś jeszcze raz za waszą kapłańską posługę, dziękujemy więc wam, Drodzy Jubilaci, za tę miłość, która przez wasze życie i posługę była przed Wami i za tę, która szła w ślad za Wami. Z miłości, którą człowiek ma przed sobą, z którą idzie do drugich, którą kocha także tych, którzy nie zawsze dobrze nam życzą, wypływa szacunek i troska o innych, miłosierdzie i gotowość do pomocy, otwartość serca i oczu, współczucie i nadzieja. To zaś, co pozostaje po nas, co jest świadectwem naszej miłości, świadectwem tego, co zrodziło się w nas i przez nas dla innych, owocuje nie tylko wdzięcznością i podziwem, ale nade wszystko przykładem cierpliwości i pokory, pociąga i przyciąga swoją wewnętrzną siłą oddziaływania. Nigdy bowiem – jak przypomniał nam w swej homilii inauguracyjnej papież Leon XIV – nie chodzi o zdobywanie innych poprzez dominację, religijną propagandę czy za pomocą narzędzi władzy, lecz chodzi zawsze i wyłącznie o to, by miłować tak, jak czynił to Jezus. W tych wielkanocnych dniach wielokrotnie nas więc Jezus wzywał: trwajcie w miłości mojej i miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem i zawsze pamiętajcie, że nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje, także w Chrystusowym Kapłaństwie, daje za przyjaciół swoich.         

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter