Uroczystość Wszystkich Świętych, 1.11.2025

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka
Uroczystość Wszystkich Świętych
1 listopada 2025
cmentarz św. Piotra w Gnieźnie

On bowiem (…) przez swoją mękę na krzyżu, wybawił nas od śmierci wiecznej, a zmartwychwstając dał nam wiekuiste życie (Prefacja mszalna)

 Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia!

W to listopadowe popołudnie idziemy na cmentarz. Przychodzimy tutaj – tak sądzę – właśnie z potrzeby serca, z miłością i wdzięcznością dla tych, którzy – jak wierzymy – poprzedzili nas już w drodze do Domu Ojca. I choć jeszcze przeżywamy dzień wszystkich świętych, choć nadal słuchamy i wpatrujemy się – jak słyszeliśmy przed chwilą w czytaniu z Księgi Apokalipsy świętego Jana Apostoła – w ten wielki tłum (…) z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed Bogiem, w tłum ludzi świętych, choć modlimy się dziś prosząc dla nas o wstawiennictwo wszystkich świętych, to jednak już teraz, o tej właśnie porze, tutaj na naszym cmentarzu, polecamy przed Bogiem wiernych zmarłych, naszych zmarłych, wspominamy ich i za nich się modlimy. Wierzymy bowiem – jak przypominał nam o tym w encyklice o chrześcijańskiej nadziei papież Benedykt XVI – że duszom zmarłych można dać pokrzepienie i ochłodę poprzez Eucharystię i modlitwę (…) że miłość może dotrzeć aż na tamten świat, że jest możliwe wzajemne obdarowanie (…) poza granice śmierci. Dlatego idziemy dziś na cmentarz nie tylko po to, by zapalić znicz na grobie i położyć na nim kwiaty, ale aby modlić się za zmarłych. Modlitwa za naszych bliskich przypomina nam z kolei – jak mówił w minioną środę do Polaków zgromadzonych w Rzymie na audiencji generalnej papież Leon XIV – że nasza ojczyzna jest w niebie. Idziemy więc przez tę ziemię do nieba. Idziemy, ufając, że rzeczywiście – jak nam mówił przed chwilą w Ewangelii Jezus – wielka jest nasza nagroda w niebie. Idziemy z nadzieją, bo to właśnie Jezus Chrystus przez swoją mękę na krzyżu, wybawił nas od śmierci wiecznej, a zmartwychwstając dał nam wiekuiste życie. On jest Żyjącym – jak niejednokrotnie mówi nam o Jezusie papież Leon – miłośnikiem życia, zwycięzcą nad każdą śmiercią. On też tak naprawdę odpowiada na najgłębsze pytania naszego serca: czy naprawdę istnieje dla nas miejsce przeznaczenia? Czy nasze istnienie ma sens?

Umiłowani Siostry i Bracia!

Nasza obecność i nasza modlitwa tutaj, na cmentarzu, przy grobach naszych bliskich, pozwala nam nie tylko stawiać dziś takie właśnie pytania, ale także tutaj, teraz szukać na nie naszej własnej odpowiedzi. Może skłania nas do tego właśnie to szczególne miejsce. Może pomaga nam w tym ten wyjątkowy dzień wszystkich świętych i nasza popołudniowa modlitwa za naszych zmarłych. Może też pobudzi nas do takich poszukiwań Słowo Boże, którego przed chwilą wspólnie wysłuchaliśmy. Ono bowiem, przez szereg – jak widzimy – tak plastycznych obrazów, nie tylko przecież pobudza naszą wyobraźnię, ale pozwala nam zobaczyć, że istotą ludzkiego życia na tej ziemi jest miłość i dar z siebie. Jezus przecież – jak usłyszeliśmy – nazywa błogosławionymi, a więc szczęśliwymi nie tych, którzy prześladują i uciskają innych, nie tych, którzy wygrywają w życiu sprytem i podstępem, nie tych, którzy nie liczą się ze sprawiedliwością i w imię własnych interesów depczą drugich, ale właśnie tych, którzy mają czyste serca, są miłosierni i sprawiedliwi, którzy żyją w pokoju, pracują i cierpią, mają w życiu odwagę pokonywać przeszkody i trudności, żyją nadzieją, która ma swe źródło w Bogu. Sens życia nie leży bowiem w tym, co człowiek z niego uzyska tylko dla siebie, ale właśnie w tym, co gotów będzie dać drugim i dla nich poświęcić. Może właśnie dlatego papież Leon wskazując nam, że modlitwa za naszych zmarłych jest dla nas przypomnieniem nam o naszym przeznaczeniu do wieczności, podkreślał, że starania o dobra przemijające, niezbędne w życiu doczesnym, muszą jednak wypływać z miłości i wierności prawdzie Ewangelii, które nie przemijają, bo mają swe źródło w samym Bogu. Tak, idziemy przez ziemię do nieba. Tu przecież – jak zauważył kiedyś papież Benedykt XVI – tworzymy dobro na rozległych polach codziennego bytowania, w sferze materialnej, ale także i duchowej: we wzajemnych relacjach, w budowaniu wspólnoty ludzkiej, w kulturze. Tu doznajemy trudu wędrowców, zmierzających do celu krętymi drogami, pośród wahań, napięć, niepewności, ale z głęboką świadomością, że wcześniej czy później ta wędrówka osiągnie kres. I wtedy rodzi się refleksja, wtedy rodzi się pytanie: czy to już wszystko? Czy ziemia, na której stoimy, na której jesteśmy, jest naszym ostatecznym przeznaczeniem? Czy to naprawdę już wszystko? Czy to wszystko? Czy to już wszystko?

Drodzy Moi!

Nie, to nie jest już wszystko! Nie, to nie może być naprawdę już wszystko! To tak nie jest. To tak nie może być. Tak naprawdę nie może być! Popatrzcie – woła dziś i do nas przecież słowami swojego listu święty Jan – jaką miłości obdarzył nas Bóg: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Być rzeczywiście dzieckiem Boga, to znaczy żyć pełnią tego życia, które Bóg dał nam w swoim Synu Jezusie Chrystusie. Dał nam to życie, darował nam je na chrzcie świętym. Wszyscy zostaliśmy odrodzeni z wody i Ducha świętego na życie wieczne. Nie mamy więc przed sobą pustki i nicości. Nie mamy przed nami jedynie śmierci i grobu. Nie mamy tragicznego końca. Na ścieżkach naszego życia, On Zmartwychwstały, wciąż przecież idzie z nami – jak z mocą głosi nam i powtarza papież Leon – idzie dla nas. On daje świadectwo o klęsce śmierci, potwierdza zwycięstwo życia. Nie zmartwychwstał przecież w słowach, lecz w czynach, swoim ciałem. Zwycięstwo życia nie jest więc nigdy jakimś pustym słowem, ale rzeczywistym faktem, konkretem. Tak, naprawdę jesteśmy więc jak dzieci w ramionach Ojca. Jesteśmy synami i córkami Boga w Jego Jednorodzonym Synu Jezusie Chrystusie. On bowiem wybawił nas od śmierci wiecznej i dał nam wiekuiste życie. I to On jest – jak wskaże nam jeszcze papież Leon – punktem przeznaczenia naszego działania. Bez Jego miłości podróż całego życia stałaby się błądzeniem bez celu, tragicznym błędem prowadzącym donikąd. Jesteśmy kruchymi stworzeniami. Błąd jest częścią naszego człowieczeństwa, jest raną grzechu, która sprawia, że upadamy, rezygnujemy, rozpaczamy. Zmartwychwstanie oznacza natomiast podniesienie się i stanięcie na nogach. Zmartwychwstały zapewnia nam dotarcie do przystani, prowadzi nas do domu, gdzie jesteśmy oczekiwani, miłowani, zbawieni. Odbycie tej podróży z Nim u boku oznacza doświadczenie bycia wspieranymi pomimo wszystko, orzeźwionymi i pokrzepionymi w trudach i przeciwnościach, które jak ciężkie głazy grożą zablokowaniem lub wypaczeniem naszej historii. Ze Zmartwychwstania Chrystusa wypływa nadzieja. I to właśnie ona nas przecież tutaj, dziś, ostatecznie sprowadziła. Ona nas tu przywiodła. Pozwoliła przyjść i stanąć przy grobach tych, co przed nami odeszli ze znakiem wiary i śpią w pokoju. Ona nam pozwala tu przyjść i z odwagą stanąć naprzeciw przemijaniu i śmierci. Każdy zaś – pisał jeszcze święty Jan – kto pokłada w Nim nadzieję, żyje, uświęca się, bo On jest święty, jest życiem i Panem życia.