Uroczystość Narodzenie św. Jana Chrzciciela, 24.06.2018 Janikowo

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej w uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela, z okazji 35-lecie działalności Ruchu Światło-Życie i 30-lecia święceń kapłańskich moderatora diecezjalnego oazy i miejscowego proboszcza, 24 czerwca 2018, parafia pw. św. Jana Chrzciciela w Janikowie. 

Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!

W swej homilii wygłoszonej w uroczystość narodzenia świętego Jana Chrzciciela papież Franciszek zachęcał swych słuchaczy, aby zastanowili się nad powołaniem największego z proroków, bo jest ono – jak wtedy mówił – wzorem dla każdego chrześcijanina. Owszem, powołanie świętego Jana Chrzciciela ma swój własny, niepowtarzalny rys. Niewątpliwie jest na swój własny sposób wyjątkowe. Przyglądając się dokładnie postaci Patrona tutejszego kościoła i my bowiem moglibyśmy usłyszeć z ust samego Jezusa, że między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana. Największy więc i wyjątkowy człowiek. Wiemy, że Kościół zaznacza tę wyjątkowość świętego Jan Chrzciciela także przez to, iż uroczyście świętuje właśnie dzień Jego urodzenia tak, jak wspomina jeszcze tylko dzień narodzenia Jezusa Chrystusa i Jego Matki Maryi. Święty Jan Chrzciciel był bowiem poprzednikiem Jezusa. Zapowiadał – jak wiemy – Jego przyjście. Gdy pojawił się – jak zapisał nam w swej Ewangelii święty Mateusz – na Pustyni Judzkiej, wołał do ciągnących do Niego z Jerozolimy tłumów: nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo Boże. Jednocześnie tłumaczył im: ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie (…) On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Jan Chrzciciel nie tylko jednak zapowiadał Chrystusa, ale też, zaraz po Jego chrzcie w Jordanie, wprost wskazał na Niego swoim uczniom. Ewangelista Jan przekazuje nam w początkach swej Ewangelii, że gdy Jan Chrzciciel stojąc razem ze swymi uczniami zobaczył podchodzącego ku Niemu Jezusa, powiedział do nich: Oto Baranek Boży. Dwaj zaś uczniowie Jana, którzy to usłyszeli, poszli za Jezusem. Rzeczywiście wyjątkowy to człowiek. Wyjątkowa i niepowtarzalna też Jego misja. Wyjątkowe – jak słyszeliśmy przed chwilą w czytanym nam fragmencie Łukaszowej Ewangelii – już Jego narodzenie. A wszyscy, którzy o tym słyszeli – jak podsumował sam święty Łukasz – brali to sobie do serca i pytali: kimże będzie to dziecię? Bo istotnie ręka Pańska była z nim. I tak było w Jego życiu do końca, aż do okrutnej śmierci z ręki Heroda: dosłownie przecież i tam ręka Pańska była z nim. Bóg był z Nim w Jego życiu i w Jego śmierci. Największy wśród ludzi. Największy jednak nie przez dokonywane cuda czy posiadaną władzę, ale przez swe powołanie, przez Boży wybór, przez przyjęcie tego, co Bóg w Jego życiu zamierzył, do czego Go wezwał i przeznaczył, w czym właśnie Nim się posłużył. Wierny do końca swemu powołaniu.

Umiłowani Siostry i Bracia!

Wracając do papieża Franciszka zatrzymajmy się jednak na tym, co z życia i postępowania świętego Jana Chrzciciela może być – jak zapowiadał nam wspomniany papież – wzorem dla każdego chrześcijanina, także dla nas, dziś świętujących tutaj, w tym kościele, tak uroczyście janowe narodzenie. W swej homilii papież Franciszek ujął to w trzy słowa, trzy zadania – jak mówił wtedy – dla jednego człowieka: przygotować, rozpoznać, pozwolić, by Pan wzrastał, i umniejszyć siebie samego. Trzy zadania dla jednego człowieka, to trzy zadania dla każdego człowieka, dla każdej i każdego z nas, dla Ciebie i dla mnie, teraz w naszym życiu i powołaniu. Przygotować nadejście Pana, rozpoznać Go, umniejszyć siebie, aby Pan wzrastał. Niewątpliwie w tych właśnie i w takich trzech konkretnych postawach odnajdziemy, jak znamy Go przecież dobrze z kart wszystkich Ewangelii, samego świętego Jana Chrzciciela. To jest swoisty autoportret tego świętego: przygotować nadejście Pana, rozpoznać Go i umniejszyć siebie, by On wzrastał. Był przecież posłany przez Boga, aby przygotować ludzi, przygotować ich serca, ich wnętrza, przez nawrócenie i pokutę. Mówił sam o sobie, że jest głosem wołającym na pustyni. Cytując zaś proroka Izajasza wołał do otaczających Go ludzi: przygotujcie drogę Panu, dla Niego prostujcie ścieżki. Trzeba bowiem odrzucić to, co uniemożliwia w nas spotkanie, co nas zatrzymuje na sobie, co zamyka nas w sobie, co nie pozwala, abyśmy przyjęli Tego, który przychodzi. Przygotujcie Bogu drogę do waszych serc! Jego przyjście jest łaską. Jego przyjście jest darem. Ale łaskę i dar możemy przyjąć lub odrzucić, otworzyć się na nie lub przed nimi szczelnie zamknąć. W tym tkwi przecież nasza ludzka wolność, a w niej wpisana możliwość powiedzenia Bogu nie, którą On sam dał człowiekowi. Bóg bowiem – jak to ujął trafnie i krótko ks. Tomasz Halik – ceni ludzką wolność, jak nic innego na świecie (…) ceni ją sobie tak bardzo, że nie odmawia nam nawet możliwości jej nadużycia. Potrzeba zatem, by wśród zgiełku tego świata, pośród różnych sytuacji naużywania ludzkiej wolności, tak jak wtedy, tak i dziś wciąż brzmiał janowy głos: wydajcie więc godny owoc nawrócenia (…) bo każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte i wrzucone w ogień. Przygotować lud, przygotować serce ludu na spotkanie w Panem. Ale kim jest Pan?

Moi Drodzy!

Drugim zadaniem Jana Chrzciciela było – jak wskazywał papież Franciszek – rozpoznać Pana wśród ludzkiego tłumu. Człowiek nie nawraca się bowiem i nie otwiera swego serca przed jakąś ideą, nawet najwznioślejszą. Musi spotkać Tego, który przychodzi. Musi, jak miało to potem miejsce wiele razy w życiu samych uczniów Jezusa, i to zarówno przed i po Jego zmartwychwstaniu, z prawdziwym błyskiem w oczach zawołać: to jest Pan. Rozpoznać i uwierzyć. Wydaje się, że Jan Chrzciciel rozpoznał Go już wtedy, gdy wraz z innymi On, Bóg, schodził w wody Jordanu. Przecież to na Jego widok bronił się mówiąc Mu: to ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie? A potem, być może i On przecież widział, jak zaświadczają Ewangeliści, że otworzyły się nad Nim niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębica i przychodzącego na Niego. A być może też i On usłyszał Boży głos: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie. Wszystko to przecież w końcu doprowadziło nie tylko do ich spotkania, ale i do tego szczególnego rozpoznania w Jezusie Baranka Bożego: Oto Baranek Boży. Chrzciciel ujrzał w Jezusie Zbawiciela świata. Ujrzał w Nim odkupiciela człowieka. Ujrzał Pana i Zbawcę. I pozostaje nam jeszcze to jedno: umniejszyć siebie, aby Pan wzrastał. Wydaje się, że to, co na pierwszy rzut oka wydawało się tak proste, okazało się również w życiu Jana Chrzciciela okupione cierpieniem. Jeszcze tam nad brzegiem Jordanu przecież wiedział, że idzie mocniejszy od Niego. Upokorzony przez Heroda w więzieniu, przeżywał – jak podpowie nam papież Franciszek – mrok we własnej duszy. Czy to na pewno On? Czy się nie pomyliłem? Bo Mesjasz zachowuje się jak wszyscy (…) Trudno odgadnąć. Czy uspokoiły Go choć trochę słowa Jezusa, z którymi odesłał wtedy do uwięzionego Jan jego wysłanników? Czy też odszedł widząc – jak rozważał ten trudny janowy etap życia papież Franciszek – że Jezus jest daleko od jego własnych wyobrażeń, że obietnica się oddala, że kończy życie w ciemnościach, w samotności, w upokorzeniu? A może tylko jeszcze raz okazało się, co przecież sam mówił kiedyś ludziom, że właśnie tak trzeba, trzeba bowiem, abym ja się umniejszał, a On na swój własny sposób wzrastał? Trzeba Mu pozwolić!

Kochani Moi!

Przyszliśmy dziś, aby w ten janowy dzień, świętować Jego narodzenie. Jeśli więc jest prawdą – jak nam wskazywał papież Franciszek – że wszystko to, co przed chwilą zobaczyliśmy w życiu i misji świętego Jana Chrzciciela jest również powołaniem każdego chrześcijanina, a więc każdej i każdego z nas, to może warto teraz odnieść to również i do tych rocznic, które dziś razem wspominamy. 35 lat temu miała tutaj, w Janikowie – Ostrowie, nad pobliskim jeziorem, miejsce pierwsza oaza. Trzy słowa: przygotować, rozpoznać i pozwolić, by Pan wzrastał. A może też tak właśnie można spróbować opowiedzieć dziś o istocie tego, czym jest Ruch Światło – Życie? Pozwala przecież otworzyć swe serce, nawrócić się i rozpoznać, zwłaszcza w Słowie Bożym i w liturgii Kościoła, że to jest Pan i wciąż wzywa, byśmy pozwolili Mu w nas wzrastać, byśmy dali Mu w nas miejsce, aby Chrystus – Lumen – Vita – był wciąż i w nas samych, a przez nas dla innych światłem i życiem. Ja jestem światłem świata i wy jesteście światłem świata. Nie zapala się światła i nie stawia pod łóżkiem, ale na świeczniku. Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Wy zaś jesteście solą ziemi. Sól nie jest jednak dla samej siebie. Gdy tak się staje, wietrzeje i traci swój smak, i nadje się już tylko na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Mieć więc życie w sobie, to znaczy być w relacji z Tym, który jest Życiem. Życia bowiem we właściwym znaczeniu – tłumaczył nam kiedyś papież Benedykt XVI – nie mamy sami w sobie, ani wyłącznie z samych siebie: jest ono relacją. Życie w jego pełni jest relacją z Tym, który jest źródłem życia. Jeśli więc pozostajemy w relacji z Tym, który nie umiera, który sam jest Życiem i Miłością, wówczas tkwimy w życiu. Wówczas żyjemy!

Przygotować, rozpoznać i dać Mu we wszystkim i do końca miejsce w swoim własnym życiu i w życiu innych. To także istota naszego kapłańskiego powołania. W 30. rocznicę święceń kapłańskich dziękujemy więc za życie i posługę kapłańską, w tym miejscu także od dwudziestu już lat pełnioną, księdza proboszcza i naszego moderatora diecezjalnego Marka Siwki. Lubię z takich okazji powtarzać, że każdy z nas, kapłanów, nosi w sobie samym istnienie głęboko „wdzięczne”. Dlatego każdy kapłan  – jak przypominał nam święty Jan Paweł II – wie, a przynajmniej powinien wiedzieć, że ma pogłębiać ducha nieustannej wdzięczności za liczne dary otrzymane w życiu: w szczególności za dar wiary, której stał się głosicielem, i kapłaństwa, które całkowicie konsekruje go do służby Królestwu Bożemu. Dziękując zaś powinniśmy pamiętać – jak to pięknie opisał kiedyś i wskazał ks. Jan Twardowski – że w dzisiejszych czasach najważniejszym zadaniem księdza jest nieść miłość i nadzieję. Dlatego nie tylko w swoim życiu i kapłańskiej posłudze, ale także w swoich wierszach starał się – jak sam mówił – pogodnie patrzeć na świat. Chwalić Pana Boga, mówić o miłości, nadziei. Wyrażać uczucia ludzkie. Tak też czynił jednocześnie sam prosząc Pana Boga, żebym nie zasłaniał sobą Ciebie (…) nie spacerował po Biblii jak paw z zieloną szyją (…) nie palił grzesznika dla jego dobra, albowiem zrozumiał i z delikatnością i wrażliwością właściwą sercu poety przypominał i nam, że nawet największego świętego niesie jak lichą słomkę mrówka wiary. Dlatego On, kapłan, mógł kiedyś wyznać, że trzeba nam przed Chrystusowym kapłaństwem z pokorą przyklęknąć.  Pochylić się nad tą tajemnicą i również dziś, po tych trzydziestu latach w Chrystusowym kapłaństwie, Drogi Księże Marku, prawdziwie i jeszcze raz się nią zadziwić. Trzeba bowiem – jak mówił ks. Twardowski – żeby ksiądz nie tylko w czasie Mszy świętej, ale zawsze był pokorny, bo więcej od innych otrzymał i w swoim kapłaństwie prawdziwie uświęcał wszystko, co w życiu spotyka: ludzi, przyjaźnie, książki, które czyta; wiersze, jeśli je pisze. Tak, abyśmy ciągle pamiętali, że z Boga jest owa przeogromna moc, a nie z nas i byśmy starali się być nadal, jak święty Jan Chrzciciel, odważnymi szafarzami Bożych tajemnic, swą posługą uświęcając wszystko. Prosimy więc dziś wszyscy tutaj zgromadzeni przez wstawiennictwo świętego Jana Chrzciciela, abyśmy, jak On, potrafili przygotować drogę Panu, rozpoznać Go, gdy przychodzi i pozwolić Mu, by wzrastał w naszym sercu, a przez nas w sercach i w duszach wszystkich, do których jesteśmy przez Niego posłani. Amen.  

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter