Rekolekcje „Ogień dla nas i całego świata”, 7.04.2017 Łagiewniki
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej podczas szóstej odsłony rekolekcji dla młodzieży „Ogień dla nas i całego świata”, 7 kwietnia 2017, sanktuarium w Łagiewnikach.
Drodzy Młodzi, Siostry i Bracia w Chrystusie Panu,
Co się więc stało? Co się wydarzyło? Czego jesteśmy świadkami, słysząc – pewnie po raz kolejny w naszym życiu – opis Męki Pana naszego Jezusa Chrystusa? Na zakończenie Drogi Krzyżowej na krakowskich Błoniach papież Franciszek powiedział nam, że w ów Wielki Piątek wielu uczniów powróciło smutnych do swoich domów, inni woleli pójść do domów na wsi, aby trochę zapomnieć o krzyżu. Był w nich smutek i rozczarowanie. Na ich oczach dopiero co rozegrało się wstrząsające widowisko. Rozegrał się ludzki i Boży dramat. Oskarżono i wyszydzono Jezusa. Odprowadzono Syna Bożego na ukrzyżowanie. Ukrzyżowano pomiędzy dwoma złoczyńcami. A On, gdy mrok ogarnął całą ziemię, około godziny dziewiątej zawołał donośnym głosem: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił i oddał ducha. Jezus umarł na krzyżu. Wbrew temu, co Mu podpowiadano, pozostał na nim do końca. Nie skorzystał z usłyszanej zachęty: jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża! Nie odpowiedział, gdy z Niego szydzono: innych wybawiał, siebie nie może wybawić (…) niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Nie uległ namowom, że przecież zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Na krzyżu umierał Syn Boży. Umierał Ten, o którym Apostoł Paweł pisał Filipianom, że ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi (…) stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Umierał, bo Bóg tak umiłował świat, że swojego Syna dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Drodzy Moi!
W męce i śmierci Jezusa, w Jego umieraniu na krzyżu, objawiła się szczególna obecność Trójjedynego Boga. Wbrew temu wszystkiemu, co wykrzykiwali stojący pod krzyżem ludzie, wbrew tym wszystkim podpowiedziom i szyderstwom, Ojciec nie pozostawił i nie opuścił swego Syna. Można powiedzieć, że jeszcze głośniej wypowiedział wtedy: to jest właśnie mój Syn Umiłowany, w którym mam upodobanie. A On sam, doznając udręczenie i śmierci, jak prorokował o Słudze Jahwe Izajasz, z otchłani swojej samotności i ludzkiego oddalenia, mógłby za prorokiem powtórzyć: Pan Bóg mnie wspomaga (…) Ojciec mnie wspomaga i dlatego wiem, że wstydu nie doznam. Wiem, że Ojciec upomni się o mnie, że jest w tym wszystkim i do końca po mojej stronie, po stronie Syna. Umierając na krzyżu – powie nam jeszcze w swoim słowie po Drodze Krzyżowej papież Franciszek – Jezus powierza się w ręce Ojca. Dlatego Krzyż Jezusa jest miejscem szczególnego wywyższenia Syna. Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię. W godzinie swej męki Jezus modlił się słowami psalmu 22, polecając siebie Ojcu, który Go wysłuchał. Jednocześnie – jak zgodnie podają Ewangeliści – właśnie w tej godzinie swej męki i śmierci Jezus oddaje Ducha. Umierając, oddaje nam swego Ducha, swoje własne życie. Miłość mocniejsza od śmierci nie kończy się, ale dopełnia w darze całkowitym z siebie. Jest to – jak ktoś słusznie zauważył – antycypacja Zielonych Świąt, którymi u Jana jest wieczór Paschy, kiedy uczniowie otrzymają Ducha, który tu zostaje oddany (…) na naszą zdradę pełną nienawiści On odpowiada swoją absolutną miłością. On z krzyża daje nam swego Ducha, Tego, który odnawia wszystko, który daje nam nowe serce, który rodzi nas z wysoka, źródło wody tryskającej na życie wieczne, strumień wody wypływającej z Jego wnętrza – jak sam Jezus mówił i zapowiadał. W mocy Ducha, którego On nam dał, zdolni będziemy dawać o Nim świadectwo. Świadectwo Ukrzyżowanemu i z Ukrzyżowanym!
Moi Drodzy!
Papież Franciszek w swoim słowie po Drodze Krzyżowej wskazał nam, że Jezus niesie na sobie i w sobie, z ofiarną miłością, rany fizyczne, moralne i duchowe całej ludzkości. Obejmując drzewo krzyża, Jezus obejmuje nagość i głód, pragnienie i samotność, cierpienie i śmierć mężczyzn i kobiet wszystkich czasów. On więc na krzyżu, a my wraz Nim, jesteśmy wezwani, by ze szczególną miłością objąć wszystkie te sytuacje naszych sióstr i braci, nasze własne i naszych bliźnich, wszystko, wyznając tak jak setnik i jego ludzie spod krzyża, z głębi naszych serc: prawdziwie, Ten jest Synem Bożym. Pod Krzyżem jesteśmy jednak nie tylko wezwani, ale i umocnieni łaską, darem, mocą Ducha, którego nam daje. Umierając, przekazał nam bowiem moc, która przywraca nas Bogu, czyni nas synami w Synu i przez swoją ukrzyżowaną miłość prowadzi do pojednania z Bogiem i między nami. W ten sposób – jak mówił nam święty Jan Paweł II – już w godzinie śmierci Jezusa, Duch Święty zostaje nam objawiony jako źródło zbawczej mocy Chrystusowego Krzyża, jako Dar nowego i wiecznego życia. Duch Święty jest nam więc dany jako siła, dzięki której i my będziemy mogli iść za Jezusem drogą krzyża, do końca, aż po naszą ofiarę z miłości, aż po nasze oddania i zaangażowanie, aż po naszą miłość, którą konkretnie potrafimy służyć innym.
Kochani Moi!
Ukazując nam cały ogrom Chrystusowej ofiary i męki, papież Franciszek powiedział nam, że właśnie w ten sposób Jezus nas wzywa i wskazuje nam drogę naszego osobistego zaangażowania i poświęcenia samych siebie: Drogę Krzyżową. Gdy dziś więc słyszymy w Ewangelii o Jego, o Jezusowej drodze krzyżowej, powraca i do nas wszystkich to właśnie papieskie przypomnienie. Tłumacząc nam wówczas, że Droga Krzyżowa nie jest żadnym sadomasochistycznym zwyczajem, papież Franciszek wskazywał, że jest ona naszym pójściem za Chrystusem do końca, często w wymagających dla nas i dramatycznych okolicznościach naszego życia. Ten, który nią idzie nie boi się jednak niepowodzeń, marginalizacji czy samotności, bo dobrze wie, że idzie nią razem z Jezusem. Nie boi się przeszkód czy trudności, bo pokonywał je będzie nie ludzką, nie swoją własną, ale Bożą mocą. Kiedy Pan nas wzywa – napisze do was, młodzi, w tegorocznym orędziu na jutrzejszy Światowy Dzień Młodzieży papież – nie poprzestaje na tym, kim jesteśmy i co zrobiliśmy. Wręcz przeciwnie, w chwili kiedy nas wzywa, patrzy na to wszystko, co możemy uczynić, na całą miłość, jaką możemy wyzwolić. Dlatego papież Franciszek nazwał tę drogę, drogą życia i Bożego stylu. Nazywał ją drogą, która zwycięża grzech, zło i śmierć. Nazywał ją drogą nadziei i przyszłości. Nazywał ją również – jak powiedział na początku tegorocznego Wielkiego Postu – drogą do bezpiecznego celu: do Paschy zmartwychwstania, do zwycięstwa Jezusa nad śmiercią. Jest więc ona drogą bezpieczną, bo gwarancję bezpieczeństwa na niej daje nam sam Bóg. Do pójścia nią wezwani jesteśmy my wszyscy, obdarowani mocą Ducha Świętego. Tak, Jezus na tej drodze daje nam swego Ducha. I do nas bowiem, jak kiedyś – już po zmartwychwstaniu do swoich uczniów – sam Jezus mówi: weźmijcie Duch świętego. Nie idziemy bowiem nigdy tą drogą sami. Idzie z nami Chrystus. Idzie, ożywiając nas mocą swego Ducha. Idzie z nami podtrzymując nas w tej drodze przez swego Ducha. Towarzyszy nam i jest blisko. On jest naszą mocą i naszym uzdrowieniem. Nie ma bowiem świętego bez przeszłości – napisał w tegorocznym orędziu do młodych papież – ani grzesznika bez przyszłości. Perła rodzi się z rany ostrygi! Jezus, ze swoją miłością, może uzdrowić nasze serca, przekształcić nasze rany w prawdziwe perły (…) Pan może ukazać swoją moc właśnie poprzez nasze słabości.
I to właśnie na tej naszej drodze, Moi Kochani, na tej drodze życia i Bożego stylu, drodze nadziei i naszej przyszłości spotykamy Tę, która stała u stóp krzyża, Najświętszą Maryję Pannę, Matkę Jezusa i naszą Matkę. To w przykład Jej wiary, nadziei i miłości mamy się teraz wpatrywać w naszej wspólnej drodze, która z Krakowa prowadzi nas do kolejnego spotkania młodych w Panamie. Tegoroczna Niedziela Palmowa i Światowy Dzień Młodzieży przeżywany w naszych lokalnych Kościołach, w naszych diecezjach, to jakby pierwszy z etapów na tej drodze. Papież Franciszek powiedział nam, że bardzo mu na tym zależy, abyście wy, ludzie młodzi, mogli pielgrzymować nie tylko wspominając przeszłość, ale również mając odwagę w chwili obecnej oraz nadzieję na przyszłość. Wskazując na Maryję, na Jej życie i Jej pielgrzymowanie, na Jej doświadczenie wiary, na Jej odwagę miłości i odpowiedź pełną nadziei, którą daje swym życiem, Franciszek zaprasza nas, byśmy przemierzali tę drogą właśnie z Maryją, młodą Niewiastą, młodą kobietą z Nazaretu. Papież mówi nam, że w ten sposób nasze życie nie będzie jakimś włóczeniem się bez sensu, ale pielgrzymką, która pomimo wszystkich swoich niepewności i cierpienia, może znaleźć w Bogu swoją pełnię. Tegoroczne orędzie przywołujące nam wiarę Maryi, wśród wielu wskazań – zachęcam Was do całej lektury, do medytacji, do rozważania – przypomina, że Jej życie, Jej odpowiedź wiary, Jej zaangażowanie w życiu, wpisało Jej osobistą historię z Bogiem w historię Izraela, w historię ludu, do którego należała. Nie są to bowiem jakieś wyizolowane dzieje. Także nasze dzieje, nasze historie, nasze życie, wpisuje się w długi ciąg, we wspólnotową pielgrzymkę, tych, którzy nas poprzedzili w ciągu wieków. Bardzo mi się spodobało w tym papieskim orędziu stwierdzenie, że prawdziwe doświadczenie Kościoła nie jest jak flashmob, w którym ludzie wyznaczają sobie spotkanie, przeprowadzają krótkotrwałe zdarzenie, a potem każdy idzie w swoją stronę. Kościół nosi w sobie długą tradycję – przypomina papież Franciszek – która jest przekazywana z pokolenie na pokolenie, jednocześnie ubogacając się doświadczeniem każdej osoby. To jest bogactwo, które nie ma nas jednak czynić bezmyślnymi więźniami przeszłości. Pamiętając jak Maryja o naszej wspólnej historii, o naszym wspólnym doświadczeniu wiary, będziemy mogli wszyscy stawać się bardziej jeszcze uważnymi i otwartymi na historię, którą Bóg pragnie pisać z każdą i każdym z nas. Nie chodzi tu – przestrzega nas papież – o jakieś pielęgnowanie paraliżującej pamięci, która zawsze robi to samo, w ten sam sposób. Chodzi natomiast o takie otwarcie na Ducha Świętego, który pomoże nam zrozumieć i jednocześnie przyjąć moc, by zobaczyć siebie jako Jego narzędzie, jako współpracownika Jego zbawczych planów. Będzie to możliwie – wskazuje nam papież – jeśli wpierw my sami rozpoznamy miłosierne i wszechmocne działanie Boga w naszym życiu.
Moi Drodzy!
To właśnie bojaźń Boża – jak opisał pięknie papież Franciszek – pozwala nam sobie uświadomić, że wszystko jest dziełem łaski i że naszą jedyną prawdziwą siłą jest naśladowanie Pana Jezusa oraz pozwolenie, by Ojciec mógł obdarzyć nas swoją dobrocią i swoim miłosierdziem. Ten dar Ducha Świętego udoskonala naszą wrażliwość i pomaga nam rozpoznać, że jesteśmy dziećmi kochanymi bez miary. Otworzyć serce, aby dobroć i miłosierdzie Boże weszły w nas. To właśnie sprawia Duch Święty: otwiera serca. Serce otwarte, aby przebaczenie, miłosierdzie, dobroć i czułość Ojca weszły w nas, gdyż jesteśmy dziećmi nieskończenie umiłowanymi. A gdy przenika nas bojaźń Boża, jesteśmy porwani, aby iść za Panem z pokorą, uległością i posłuszeństwem. Czynimy to jednak nie w postawie rezygnacji i bierności, nawet użalania się, ale z podziwem i radością dziecka, które dostrzega, że Ojciec mu służy i miłuje je. Tak więc bojaźń Boża nie czyni nas chrześcijanami zalęknionymi i ustępliwymi, lecz rodzi w nas odwagę i moc! Jest darem czyniącym z nas chrześcijan przekonanych, entuzjastycznych, którzy nie są podporządkowani Panu ze strachu, ale dlatego, że są poruszeni i zdobyci Jego miłością!