Poświęcenie Centrum Siloe, 14.09.2024 Mistów

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji otwarcia i poświęcenia Centrum Siloe wspólnoty Chemin Neuf, 14 września 2024, Święto Podwyższenia Krzyża Świętego, Mistów. 

Siostry i Bracia w Chrystusie Panu,

Być w drodze – jak mówił papież Franciszek – to znaczy iść, iść do przodu; nie można kręcić się w kółko. Nie jesteśmy przecież turystami ani szukającymi wyjścia w jakimś labiryncie. Chemin Neuf – Nowa Droga niech więc was prowadzi, niech was prowadzi naprzód. Owszem, istnieje pewne ryzyko, bo ryzyko istnieje zawsze, ale życie bez ryzyka nie jest chrześcijańskie. Zachęcam więc was, byście wyruszyli w drogę w rozeznawaniu z Panem i w posłuszeństwie Kościołowi. I niech Duch Święty wyznacza wam drogę i uczy was wierności Chrystusowi i Kościołowi. I dziękuję wam za to, kim jesteście, za wasze świadectwo. Trzeba więc iść naprzód. Trzeba iść z rozwagą, ale też dobrze rozeznając i podejmując nowe wyzwania, nie bojąc się przy tym – jak mówił papież Franciszek – ryzyka, które przecież wpisane jest w nasze ludzkie życie. A zatem Centrum Siloe, które jako wspólnota Chemin Neuf dziś uroczyście tutaj otwieracie i które za chwilę poświęcimy, to przecież tak naprawdę nie tylko nowo wybudowany dom, to nie tylko kolejne miejsce na rekolekcyjnej mapie, to nie tylko jakaś nowa i piękna, i pewnie lepsza, bo wygodniejsza przestrzeń, która, wysiłkiem tak wielu dobrych ludzi, pojawiła się w waszej drodze, ale to przede wszystkim i nade wszystko metoda waszej pracy, oparta na chrześcijańskiej wizji człowieka i uzdrowienia wewnętrznego, a zatem konkretna droga, prawdziwie  nowa droga, która – jak ją sami przecież niejednokrotnie przedstawiacie – służy odzyskaniu wewnętrznej jedności przez osoby, które doświadczyły traumatycznych wydarzeń oraz kryzysu życia duchowego. Nowa droga, która służy pomocą, która ma służyć pomocą osobom w kryzysie, aby prawdziwie otworzyły się na Bożą miłość. Dlatego – jak mówicie – osoby pragnące wewnętrznego uzdrowienia, chcemy na tej drodze doprowadzić do spotkania z uzdrawiającą miłością Chrystusa. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (…) nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.

Moi Drodzy!

Myślę, że trzeba nam dziś dostrzec, że to nowe miejsce dla waszej pracy i posługi człowiekowi, otwieramy i poświęcamy właśnie w ten dzień, w którym po raz kolejny wszyscy doświadczamy tej prawdy, że przecież ta uzdrawiająca miłość Boga najpełniej objawiła się właśnie na krzyżu. Święto podwyższenia Krzyża Świętego, które dziś przeżywamy, przypomina nam bowiem – jak to pięknie nazwał kiedyś papież Benedykt XVI – o prawdziwej rewolucji miłości (…) Po tym bowiem poznajemy jak „miłość (…) łaskawa jest. Po tym poznajemy, do czego naprawdę zdolna jest miłość Boga do człowieka, miłość – jak to opisuje nam encyklika Deus caritas est – w imię której Bóg zdolny jest dosłownie zwrócić się przeciwko samemu sobie, ofiarując samego siebie, aby podnieść człowieka i go zbawić. Czy jednak naprawdę konieczny był krzyż? A może lepiej już nawet zapytać: dlaczego konieczny był krzyż – jak właśnie w ten sposób postawił kiedyś to pytanie papież Franciszek. I sam wtedy zaraz na nie odpowiedział, że krzyż był konieczny ze względu na powagę zła, które trzymało nas w niewoli, że krzyż był konieczny, bo krzyż Jezusa – jak wówczas tłumaczył jeszcze papież – wyraża przecież zawsze obie te rzeczywistości: całą negatywną moc zła i całą łagodną wszechmoc Bożego miłosierdzia. Jest objawieniem Bożej miłości, potężniejszej niż grzech, potężniejszej niż śmierć. Gdybyśmy bowiem zatrzymali się tylko na tej pierwszej, gdybyśmy ją oderwali od miłości Boga, która na krzyżu objawiła się w Jezusie Chrystusie, w tym właśnie – jak nam przypomniał dziś święty Jan – że Bóg tak nas umiłował, bo Syna swego Jednorodzonego dał i dosłownie wydał Go na krzyżu za nas, za każdą i każdego z nas, bylibyśmy jedynie świadkami jakiejś tajemniczej tragedii, ludzkiego dramatu, oczywistego dla wszystkich ludzkiego okrucieństwa. Krzyż bez Chrystusa bowiem – jak wskazywał nam kiedyś papież Franciszek – to przecież dosłownie smutek trwania w przygnębieniu, w strapieniu, z ciężarem grzechu, bez nadziei. Czemu więc wywyższać taki krzyż? Czemu patrzeć na człowieka wiszącego na krzyżu? Czy nie lepiej zasłonić przed tym oczy, odwrócić swój wzrok, spróbować uciec przed jakże oczywistą ludzką tragedią? Ale my przecież nie wywyższamy jakiegoś krzyża czy wszystkich krzyży: wywyższamy krzyż Jezusa, ponieważ na nim i tylko na nim najpełniej objawiła się miłość Boga wobec człowieka, wobec nas, wobec świata, wobec całej ludzkości. Tylko w Nim jest nasza nadzieja i życie. Szczyt własnej porażki w oczach świata – jak zauważył kiedyś papież Franciszek – staje się znakiem Jego triumfu i źródłem zbawienia, źródłem ocalenia ludzi.

Umiłowani, Siostry i Bracia!

Czy człowiek potrzebuje ocalenia? Czy potrzebuje miłości, która może go ocalić? Opowieść z Księgi Liczb przypomina nam o ludziach w drodze. Mówi o tych, którzy idąc, stracili już w swym życiu cierpliwość. Są wyczerpani i zmęczeni. To, co kiedyś było źródłem ich siły, wydaje się tak szybko oddalać i znikać. Są coraz bardziej zrozpaczeni długą, trudną i niebezpieczną drogą. Jak iść więc dalej, gdy wciąż niesie ona ze sobą lęk i strach. Rodzą się pretensje i wkrada się, chyba nawet coraz bardziej zrozumiałe, rozgoryczenie. Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny. Tęsknią więc za tym, co było. Czemu wyprowadziliście nas na pustynię? Chcecie byśmy tutaj pomarli? Idą więc coraz bardziej smutni, snują się wręcz w drodze, wspominając przeszłość. Tracą siłę. I są coraz bardziej wewnętrznie zmęczeni. Wszystko zdaje się być tak ciężkie i mdłe. I tak łatwo wówczas o nieuwagę. Tak łatwo dać się ukąsić jakimś jadowitym wężom. Łatwo dać się ukąsić pojawiającym się w drodze pokusom – zniechęceniu, niewierności, załamaniu, rozgoryczeniu, rozpaczy, wycofaniu się, porzuceniu drogi. Łatwo poddać się uzależnieniu czy depresji. Łatwo za sobą zatrzasnąć drzwi. Dać się uwięzić w samotności. Słyszymy, że Boża interwencja, że ocalenie nie polega jednak na wyczyszczeniu drogi z węży. Bóg nie usuwa przeszkód pojawiających się przed nami. On udziela im swej uzdrawiającej mocy. Jest nią Jego miłosierdzie, mocniejsze niż śmiercionośna trucizna wszystkich węży. Ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu. W Jezusie Chrystusie, w Ukrzyżowanym, jest nasze życie. Nie chodzi o zwykły optymizm – jak powie nam papież Franciszek – bo chodzi o mocną nadzieję, zakorzenioną w Jezusie Chrystusie, Ukrzyżowanym, który umarł i zmartwychwstał. Chodzi o siłę, która podtrzymuje drogę naszego życia, nawet gdy jest ona kręta i męcząca; otwiera przed nami drogi przyszłości, gdy rezygnacja i pesymizm chciałyby nas uczynić więźniami; sprawia, że widzimy możliwe dobro, gdy zło wydaje się przeważać; napełnia nas pogodą ducha, gdy serce jest obciążone porażką i grzechem; sprawia, że marzymy o nowej ludzkości i czyni nam mężnymi w budowaniu świata braterskiego i pokojowego, gdy wydaje się, że nie jest to warte naszego trudu. Wiemy jednak, że to samo nie przyjdzie. Wiemy, że samo nie przyjdzie, że cudownie się nie zjawi. Trzeba miejsc i ludzi, w których można będzie tego doświadczyć. Trzeba drogi, którą razem można będzie przejść. Trzeba metody opartej na Chrystusowej, na Bożej wizji człowieka i uzdrowienia wewnętrznego. Trzeba ludzi i Centrum Siloe. Dlatego tu dziś jesteśmy i dlatego z wdzięcznością za to dzieło, poświęcając wasz nowy dom Centrum Siloe, jeszcze raz prosić będziemy, by obficie spoczęło na nim Boże błogosławieństwo, aby każdy, kto w Niego wierzy, tu odzyskiwał i w Nim, w Bogu miał życie. Amen.

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter