40. rocznica śmierci bł. Jerzego Popiełuszki, 20.10.2024 Bydgoszcz

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji 40. rocznicy męczeńskiej śmierci bł. Jerzego Popiełuszki, 20 października 2024, Sanktuarium Nowych Męczenników w Bydgoszczy. 

Siostry i Bracia w Chrystusie Panu,

Jakże aktualne jest słowo Boże dzisiejszej niedzieli w kontekście życia i męczeńskiej śmierć bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Jezus Chrystus mówiąc do synów Zebedeusza –Kielich, który ja mam pić, pić będziecie i chrzest, który ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie – podkreśla ścisłą więź życia uczniów z Jego własnym życiem. Kto idzie więc za Jezusem, uczestniczy w Jego losie: wyrzeka się ziemskiego panowania, staje się sługą i niewolnikiem wszystkich, uczy się dawania życia za braci. To picie kielicha Chrystusa oznacza niekiedy męczeństwo. Arcybiskup Angelo Amato w swej homilii podczas beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki 6 czerwca 2010 roku powiedział, że kilkakrotnie miał już okazję odwiedzić w Warszawie muzeum poświęcone naszemu błogosławionemu męczennikowi. Za każdym razem – jak wtedy mówił – wzruszenie było tak wielkie, że prowadziło do łez. Potwornie zeszpecona twarz tego łagodnego kapłana była podobna do ubiczowanego i upokorzonego oblicza ukrzyżowanego Chrystusa, które utraciło piękno i godność. Zakrwawione usta tej umęczonej twarzy zdawały się powtarzać słowa Sługi Pańskiego: «Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem» (Iz 50, 6). Tak! Nasz Błogosławiony Kapłan Męczennik radykalnie upodobnił się do Chrystusa. Czy nie porusza nas, że także dzisiaj, wspominając 40. rocznicę jego męczeńskiej śmierci, słyszymy o Słudze Pańskim zmiażdżonym cierpieniem?

Moi Drodzy!

Spotykamy się dziś, w czterdziestą rocznicę męczeństwa Księdza Jerzego na modlitwie w niezwykłym miejscu – w parafii Świętych Polskich Braci Męczenników. Błogosławiony Stefan Kardynał Wyszyński, powołując tę parafię prawie pięćdziesiąt lat temu, 15 sierpnia 1976 roku, z pewnością nie przewidywał, że w jej bogate półwiecze istnienia wpiszą się także te wydarzenia, które dziś wspominamy. Wydarzenia, które jeszcze raz wszystkim dobitnie przypomną, że świadectwo męczenników jest wciąż żywe, co więcej – nadal obecne w historii i dziejach Kościoła w Polsce. Uzasadniając wówczas nadany tytuł kościoła na bydgoskich Wyżynach, błogosławiony Prymas Tysiąclecia podkreślał hołd, jaki należy się bohaterskim bydgoskim męczennikom czasów II wojny światowej i wszystkim ofiarom męczeństwa naszego narodu. W swej jakże proroczej wizji przestrzegał wtedy przed nienawiścią, która pociągnęła tyle ofiar w przeszłości i która, niestety, w świecie się odradza i również dziś przybiera różne formy. Nie trzeba było długo czekać. Słowa te wypełniły się z całą mocą. Nie minęła bowiem nawet dekada, gdy właśnie ta bydgoska świątynia stała się dosłownie początkiem męczeńskiej drogi ks. Jerzego Popiełuszki. Jak wszyscy dobrze wiemy i wciąż pamiętamy, wieczorem 19 października 1984 roku, po modlitwie w tym kościele, duszpasterz ludzi pracy i kapelan „Solidarności” w drodze powrotnej z Bydgoszczy do Warszawy został bestialsko zamordowany przez Służbę Bezpieczeństwa komunistycznej Polski. Został zabity z nienawiści, bo żył Ewangelią, bo głosił prawdę, bo upominał się o sprawiedliwość i prawdę, o godność i wolność każdego człowieka. Po udrękach – jak wskazywał dziś prorok Izajasz – i On ujrzał światło i nim się nasycił. Jego świadectwo jest przecież prawdziwym zwycięstwem.

Siostry i Bracia!

Co dzisiaj może nam powiedzieć ks. Jerzy? Jakie przesłanie wynika dla nas z jego życia? Czy możemy go ograniczyć jedynie – jak chcą niektórzy – do roli bohatera antykomunistycznej walki o wolność naszej Ojczyzny? Czy jednak jesteśmy w stanie w jego posłudze dostrzec znacznie więcej? Błogosławiony ksiądz Jerzy to przede wszystkim święty kapłan, święty ksiądz, w którego kapłańskim życiu jakże dosłownie wypełniły się słowa z dzisiejszej Ewangelii osłużbie i dawaniu życia. Bezinteresownie służył i dawał swe życie. Na swoim obrazku prymicyjnym powtórzył słowa z Ewangelii wg św. Łukasza: Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc. Jego zaangażowanie w posługę na rzecz ludzi pracy wynikało nie tylko i nie jedynie z patriotycznego obowiązku, ale przede wszystkim z tego głębokiego przekonania, że potrzebują oni jego pasterskiej opieki. Że właśnie w tym środowisku najwięcej jest zbolałych serc, których rany trzeba uleczyć. Ta sama miłość do Chrystus dawała mu siły do upominania się o sprawiedliwość i uczciwość w życiu publicznym i do tego, by zdecydowanie i odważne stawać w obronie prześladowanych. Dlatego często sam się modlił: daj nam Chryste, większą wrażliwość na działanie miłości niż siły i nienawiści. Ta jego pasterska miłość przemieniła i nawróciła wiele ludzkich serc! W jednym ze swoich kazań jasno przypominał, że chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewolenia, nienawiści, przemocy. Ale chrześcijanin musi być prawdziwym świadkiem, rzecznikiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości. O te wartości musi odważnie się upominać dla siebie i dla innych.

Kochani!

Papież Franciszek komentując dzisiejszą Ewangelię kiedyś i nas zapytał:w jaki sposób możemy pójść w tym samym kierunku, co Jezus, jak możemy przejść od wynoszenia się do zanurzania się, od tej światowej mentalności prestiżu do chrześcijańskiej mentalności służby? – po czym sam na to pytanie odpowiedział: Trudno jest iść przez to samemu, żeby nie rzec, że jest to niemożliwe, ale mamy w sobie siłę, która nam pomaga. Chodzi o chrzest, o zanurzenie w Jezusie, które już otrzymaliśmy przez łaskę i które kieruje nami, popycha nas do naśladowania Go, nie szukania własnej korzyści, lecz oddania się na Jego służbę. Apostołowie Jan i Jakub byli przy Jezusie od samego początku, należeli do grona najbliższych przyjaciół. Trudno byłoby odmówić im gorliwości, jednak w tamtym momencie nie rozumieli Jezusa. Przenikał ich bowiem – jak słusznie zauważył papież Franciszek – duch światowości, który bardziej skupiał się na sprawach tego świata, niż na Królestwie Bożym. Zresztą od podobnego myślenia nie byli wolni pozostali uczniowie. Księdzu Jerzemu, o czym jestem głęboko przekonany, nie zależało na budowaniu królestwa na ziemi, nie zależało mu na byciu liderem ruchu politycznego, ale na byciu blisko tych utrudzonych i strapionych, na promowaniu prawdziwej wizji człowieka. Jego głęboka miłość do Polski wynikała właśnie z takiego przekonania, że jedynie wolna Ojczyzna może zagwarantować właściwe poszanowanie godności każdego człowieka. W czasie pamiętnego różańca, tutaj, przed czterdziestu laty sam mówił, że musimy zachować godność człowieka, aby dobro mogło wzrastać i w ten sposób pokonać zło. Musimy pozostać wewnętrznie wolni także wtedy, gdy okoliczności zewnętrzne są pozbawione wolności. W każdej sytuacji historycznej musimy być sobą. Szczególnie więc tutaj, w tej bydgoskiej świątyni, błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko uczy nas jeszcze jednego, pokazując zarazem, co jest prawdziwą siłą człowieka. Dziś mówi do nas słowami swoistego bydgoskiego testamentu: Módlmy się, abyśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy. Jak bardzo przejmujące stało się to wezwanie w kontekście tego wszystkiego, co wydarzyło się kilka godzin później. Ten testament wpisany jest niejako w mury tej świątyni, która – jak wskazywał wcześniej błogosławiony Stefan Kardynał Wyszyński powołując tę parafię do istnienia – ma być najwspanialszą uczelnią miłości Boga i bliźnich. Wypełniając zatem ten testament prośmy, by nienawiść nigdy nie zaślepiła naszych serc i umysłów. Byśmy także dziś, po czterdziestu latach od tej męczeńskiej śmierci, uczyli się żyć w miłości i przebaczeniu. Byśmy i my nie dali się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężali. Ten, kto nie otrzymał mocy przekonywania sercem i głową – mówił ksiądz Jerzy – próbuje wygrać siłą. Każda przemoc mówi o moralnym upodleniu.

Drodzy moi!

Sługa Pański miał doświadczyć cierpienia – jednak zgodnie z proroctwem Izajasza – po udrękach swej duszy ujrzy światło i nim się nasyci. Błogosławiony Jerzy, choć doświadczył nieludzkiego cierpienia i trudnej do opisania brutalności, po udrękach ujrzał światło, którym Bóg go nasycił. Cieszmy się, że dziś jako błogosławiony towarzyszy nam w drodze. Jak powiedział o nim kiedyś Benedykt XVI,to miłość do Serca Chrystusa przywiodła go do oddania życia, a jego świadectwo było zasiewem nowej wiosny w Kościele i społeczeństwie. Dziękujmy więc Bogu, że dał nam tak odważnego świadka i patrona! Dziękujmy za to wszystko, co z tej męczeńskiej krwi wyrosło. Prośmy o wiarę i odwagę dla nas, szczególnie dziś, w kolejną niedzielę misyjną. Przybliżamy się z ufnością do tronu łaski, byśmy doznali miłosierdzia i znaleźli łaskę pomocy w stosownej chwili.  Błogosławiony Księże Jerzy, wspieraj nas i módl się za nami! Amen.

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter