100. rocznica Powstania Wielkopolskiego, 28.12.2018 Gniezno

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. celebrowanej z okazji 100. rocznicy Powstania Wielkopolskiego, 28 grudnia 2018, Święto Świętych Młodzianków Męczenników, katedra gnieźnieńska. 

Umiłowani Bracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Osoby Życia Konsekrowanego,
Szanowni Przedstawiciele Władz Samorządowych i Miejskich, Gniezna i Powiatu Gnieźnieńskiego,
Poczty Sztandarowe i Wszyscy, którzy te poczty reprezentują,
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia,

Boże Narodzenie, które w tych dniach przeżywaliśmy i nadal jeszcze w liturgii Kościoła wspominamy, mówi nam, że Bóg w Jezusie Chrystusie dosłownie wszedł w nasze ludzkie dzieje. Przyjmując bowiem nasze ludzkie ciało, naszą ludzką naturę, stał się we wszystkim, z wyjątkiem grzechu, uczestnikiem naszego życia. On przecież ludzkimi rękami wykonywał swą pracę, ludzkim umysłem myślał, ludzką wolą działał, ludzkim sercem kochał (…) stał się prawdziwie jednym z nas. Wchodząc w nasze ludzkie życie nie tylko jednak swoją obecnością je uświęcił, ale nade wszystko odkupił, to znaczy – jak usłyszeliśmy dziś w pierwszym czytaniu – przez swoją mękę i śmierć na krzyżu ocalił, wyzwolił z grzechu i śmierci, wyprowadził nas z mroku i ciemności, wywiódł do światła. Albowiem w Nim jest – jak wskazywał nam papież Franciszek – światło, które może oświecić życie i przemienić nasze ciemności w światło; światło dobra, które zwycięża zło; światło miłości, które przewyższa nienawiść; światło życia, które pokonuje śmierć; boskie światło, które przemienia wszystko i wszystkich w światło. Wszystko to jednak nie dokonało się inaczej – jak przypomniał nam dziś święty Jan Apostoł – jak właśnie przez krew Jezusa, dosłownie przez Jego ofiarę z własnego życia wydanego za nas. Niewinny Baranek – wyjaśnia nam i tłumaczy Sobór Watykański II – przelawszy dobrowolnie swoją krew, wysłużył nam życie, w Nim Bóg pojednał nas ze sobą, a także między nami, i wyrwał nas z niewoli diabła i grzechu, tak, że każda i każdy z nas może powiedzieć wraz z Apostołem: Syn Boży umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. A zatem w ten właśnie sposób – jak przypominał nam jeszcze papież Franciszek – Boże Narodzenie daje nam co roku tę pewność, że światło Boga będzie nadal świecić pomimo naszej ludzkiej nędzy, że jest ono mocniejsze od naszej ludzkiej słabości i grzechu, że prawdziwie wyzwala nas i ocala, że daje nam życie.

Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!

Wspominany już wcześniej przeze mnie papież Franciszek mówiąc nam o Bożym Narodzeniu zauważa, że w tych dniach liturgia dosłownie bierze nas jakby za rękę i prowadzi do serca Bożego Narodzenia. Także poprzez ten dzisiejszy dzień liturgicznego wspomnienia świętych młodzianków, męczenników, czyli betlejemskich dzieci zgładzonych z rozkazu okrutnego Heroda, chce i nam przypomnieć, że wpatrywanie się w jezusowy żłóbek w oddzieleniu od otaczającego go życia byłoby czynieniem z Bożego Narodzenia pięknej bajki, która wzbudzałaby w nas dobre uczucia, ale pozbawiałaby twórczej mocy Dobrej Nowiny, jaką pragnie nas obdarzyć Słowo Wcielone. Boże Narodzenie nie jest bowiem piękną bajką, ale rzeczywistością. Nie możemy zatem w tych dniach zatrzymywać się jedynie na tym, co zewnętrzne, na pięknie czy słodyczy betlejemskiej szopki, lub na wyidealizowanym śpiewie anielskich chórów. Przyjściu Jezusa Chrystusa na świat towarzyszą bowiem od początku również ludzkie łzy. Towarzyszy mu lęk i niepewność szukających w Betlejem miejsca dla siebie i ich dziecka rodziców Jezusa. Towarzyszy strach Józefa i Maryi uciekających wraz z Nim do Egiptu. Towarzyszy dosłownie krzyk rozpaczy i płacz matek zabijanych z nakazu Heroda betlejemskich niemowląt. Ewangeliści – jak słusznie zauważy papież Franciszek – nie pozwalali więc sobie na ukrywanie rzeczywistości, aby czynić ją bardziej wiarygodną lub atrakcyjną. Nie pozwolili sobie na mowę piękną, lecz nierealną. Dla nich Boże Narodzenie nie było wymyślonym schronieniem, w którym można by się ukryć w obliczu wyzwań i niesprawiedliwości ich czasu. Wręcz przeciwnie, głoszą nam również – jak widzimy – że narodziny Syna Bożego otoczone są tragedią cierpienia. Mówią więc jeszcze raz w ten właśnie sposób, że przyjście Jezusa na świat domaga się uważnego słuchania tego, co dzieje się wokół oraz posiadania serca wrażliwego i otwartego na cierpienie bliźnich. Czy można bowiem żyć prawdziwie radością chrześcijańską odwracając się plecami do tych realiów – słusznie pytał kiedyś papież Franciszek. Czy można osiągnąć chrześcijańską radość, pomijając jęk brata? Czy można świętować nie widząc i drugich?

Umiłowani Siostry i Bracia! Drodzy Uczestnicy dzisiejszego jubileuszu 100-lecia wybuchu Powstania Wielkopolskiego!

Nie sądzę, aby wtedy, wieczorem 27 grudnia 1918 roku, gdy do Gniezna dotarła z Poznania wieść o wybuchu powstania, ktoś z obchodzących wówczas w tych dniach, tak jak i my Boże Narodzenie, zastanawiał się nad tym, że świętując prawdziwie Boże Narodzenie nie można nigdy odwracać się plecami od realiów otaczającego nas świata i ludzkiego życia. Nie sądzę też, że wobec niezwykłej szybkości toczących się wówczas wydarzeń, ktoś stawiał sobie w ogóle pytanie czy jest to ten właściwy czas, aby podejmować wyzwoleńczą insurekcję. Choć bowiem sam moment wybuchu powstania, także na Ziemi Gnieźnieńskiej, był konsekwencją pojawienia się w Poznaniu Ignacego Padarewskiego, to jednak – jak wiemy – niósł on na sobie to wszystko, co wiązało się zarówno z wielkim pragnieniem niepodległości, jak i z konkretnymi działaniami, które już od dłuższego czasu przecież podejmowano. Był więc jakby naturalną konsekwencją długotrwałej pracy patriotyczno-narodowej. W tym wszystkim ujawniało się z pewnością noszone w sercach przekonanie, że nie można przecież, że nie wolno nam pozostać obojętnym na dziejącą się niesprawiedliwość i krzywdę, że – jak napisał w swej listopadowej odezwie do swych diecezjan nasz ówczesny arcybiskup Edmund Dalbor – aby okazać się godnym lepszej przyszłości, jaką nam Bóg gotuje, muszą się wszystkie warstwy ludności złączyć silnym ogniwem miłości braterskiej, opartej na niezachwianej podstawie religii chrześcijańskiej. Sukces i powodzenie nadciągającej pomału insurekcji widział więc ówczesny Prymas Polski jako owoc wspólnego wysiłku i działania oraz rzeczywistej odpowiedzialności wszystkich warstw ludności. Nasze powstanie na ziemi gnieźnieńskie rzeczywiście angażowało wielu. Nie było działaniem, które podejmowała jedynie jakaś niewielka grupka zapaleńców. Gdy dziś, po stu latach, myślimy o tych dniach, musimy za Autorem najnowszej monografii dotyczącej dziejów powstańczych na terenie ziemi gnieźnieńskiej powtórzyć, że choć samo Gniezno było głównym ośrodkiem powstańczym, i to być może drugim tak znaczącym poza Poznaniem, w kontakcie ze stolicą powiatu były ośrodki narodowowyzwoleńcze w Kłecku, Kiszkowie i w Trzemesznie. Ruch zaś wyzwoleńczy w Witkowie, Czerniejewie i Powidzu – jak zauważył prof. Janusz Karwat – choć rozwijał się w większości samoczynnie, ale jednak zawsze jakoś w ścisłym związku politycznym i militarnym z Gnieznem. W podobny sposób – mówi dalej Autor – w działaniach wyzwoleńczych w Witkowie, Kłecku czy Trzemesznie widać swoisty patronat Gniezna. Nie dziwi więc, że owiani takim wspólnym wysiłkiem, nasi powstańcy nie tylko oswobodzili swoją ojczystą ziemię gnieźnieńską, ale konsekwentnie doprowadzili choćby do wyzwolenia Kujaw Zachodnich czy Pałuk, a po zakończeniu zmagań powstańczych uczestniczyli nadal w walkach na wschodzie Polski czy nawet w Powstaniach Śląskich.

Drodzy Siostry i Bracia!

Oddając dziś wspólnie hołd uczestnikom Powstania Wielkopolskiego na naszej Ziemi Gnieźnieńskiej i modląc się w ich intencji w naszej Bazylice Prymasowskiej, pragniemy dziękować Bogu za ofiarę ich życia i miłości do Ojczyzny. Papież Franciszek przybywając przed dwoma laty do Polski zauważył, że w wielu swoich działaniach w historii szlachetny naród polski – jak mówił wtedy papież – pokazał jak można rozwijać dobrą pamięć. Do tego – tłumaczył nam Ojciec Święty – konieczna jest mocna nadzieja i ufność w Tym, który kieruje losami narodów, otwiera drzwi zamknięte, przekształca trudności w szanse i stwarza nowe scenariusze tam, gdzie wydawało się to niemożliwe. Konieczne jest też wciąż żywe doświadczenie, że przecież po burzach i ciemnościach, po latach rozbiorów i niewoli, odzyskawszy swą suwerenność i niepodległość, mogliśmy za psalmistą zaśpiewać: wydawało nam się, że śnimy. Usta nasze były pełne śmiechu, a język śpiewał z radości. Pamięć o powstańczym wysiłku i nadziejach odzyskanej po latach zaborów wolności i niepodległości, świadomość – jak mówił nam jeszcze papież Franciszek – przebytej więc już drogi i radość z powodu osiągniętych celów, daje niewątpliwie siłę i rodzi poczucie wewnętrznego pokoju. Wciąż jednak musi też i nas niepokoić pytaniem o to, co z tej odwagi i zaangażowania naszych przodków dziś staje przed nami jako wyzwanie. Wraca być może i do nas, jak wtedy, prymasowskie upomnienie, że aby okazać się godnym lepszej przyszłości, i dziś muszą się wszystkie warstwy ludności złączyć silnym ogniwem miłości braterskiej. Wraca wspomnienie wspólnego wysiłku i wzajemnego wsparcia, jakich doświadczyli mieszkańcy różnych miejscowości ziemi gnieźnieńskiej. Wraca zdumienie, że prawdziwiej radości nie buduje się – jak mówił papież Franciszek – na jakimś skraju rzeczywistości, pomijając ją lub udając, że nie istnieje. Boże Narodzenie sprzyja bowiem nie tylko temu, aby się w biegu zatrzymać, ale wciąż nas od nowa przecież motywuje, by z nadzieją ruszyć dalej w drogę. Niech zatem i nam wszystkim, świętującym dziś uroczyście stulecie zwycięskiego na naszej gnieźnieńskiej ziemi powstania, przyświeca nadal takie światło Bożego Narodzenia, które wychodzi ze żłobka w Betlejem, przemierza historię i dociera aż do spotkania z Tym, który jest Panem naszych ludzkich dróg i losów. Amen.              

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter