Prymas dla misyjne.pl

Udział świeckich w życiu Kościoła powinien być większy, także w wymiarze decyzyjnym. Rada duszpasterska nie może być fikcją, a rada ekonomiczna nie może być zwoływana tylko kiedy biskup przyjeżdża do parafii, a proboszcz na co dzień i tak podejmuje decyzje jednoosobowo. 

Michał Jóźwiak: Mówi się, że księża nie znają codzienności osób świeckich. Wielu formułuje to wprost jako zarzut. Czy nowe zasady formacji w seminariach duchownych jakoś temu zaradzą? Czy głos osób świeckich był brany pod uwagę przez Episkopat podczas ustalania nowych wytycznych?

Nowe zasady formacji kapłańskiej w Polsce nie powstały za biurkiem ani na bazie zespołu eksperckiego, który dostosował watykański dokument do tego, co mamy w Polsce. Odbywały się spotkania różnych grup: duchownych, świeckich, psychologów i innych specjalistów z dziedziny pedagogiki czy pracy duszpasterskiej oraz powołaniowej. Głos zabierali również ci, którzy pracują nad stałą formacją księży. Refleksja tych zespołów dała w efekcie dojrzałą myśl, która z pewnością nie proponuje modelu kapłaństwa odseparowanego od życia. Jest to model mocno zanurzony w rzeczywistości, odpowiadający na wszystkie wskaźniki współczesnych czasów. Jest takie nieprzychylne dla nas powiedzenie „księża na księżyc”. Można je odwrócić i powiedzieć, że księża z księżyca nie spadają. Oni rodzą się w konkretnych rodzinach i środowiskach. To tam odkrywają swoje powołanie i stamtąd idą do seminarium. Warto podkreślić, że formacja nie jest czymś, co kończy się wraz ze święceniami. Ona musi trwać przez całe życie i wtedy jest szansa, że kapłaństwo będzie ciągłym nawracaniem się, a przez to będzie owocne i wiarygodne w oczach wiernych.

Zdaję sobie sprawę z tego, że można mieć zastrzeżenia do stałej formacji kapłańskiej, ale księża będący w normalnym toku pracy katechetycznej nieustannie się doszkalają. Kapłani w mojej diecezji, podobnie jak świeccy w życiu zawodowym, często uczestniczą w różnych kursach, warsztatach. Nie spotkałem nigdy księdza, który powiedziałby mi, że on przez ostatnie dziesięć lat się nie dokształcał. To nie oznacza jednak, że ten dokument nie daje żadnego nowego powiewu. On pokazuje punkty formacji, na których trzeba się skupić.

Justyna Nowicka: Mamy też kwestię relacji. Osoby świeckie bardzo często odczuwają dystans ze strony księży. Wynika to pewnie z różnych powodów. Czasem to osoby świeckie nie chcą postrzegać księży w ludzki sposób. Nawiązując do książki Księdza Prymasa, można byłoby powiedzieć: „katoludzki”. A czasem to księża się wycofują z bliższych relacji ze świeckimi.

Ksiądz nie może pełnić swojej posługi w jakiejś bliżej nieokreślonej, abstrakcyjnej rzeczywistości. Relacje są bardzo istotne. Kapłan jest posyłany do wspólnoty przede wszystkim po to, żeby ją znał. Nawet jeśli wspólnota jest duża. Nie musi poznać jej od razu, w jednej chwili. Chodzi bardziej o ciągłe dążenie do tego, aby poznawać ją coraz bardziej. Ksiądz musi spotykać się z ludźmi, rozmawiać z nimi, zapraszać do współpracy i kształtować dojrzałe relacje.

Justyna Nowicka: Ale ludzie często są na to zamknięci.

Tak, i to jest problem obu stron. Wspominałem już, że księża nie są oderwani od świata. Na to, że niektórzy z nich się izolują, mają trudności w nawiązaniu relacji ze świeckimi, albo są w tych relacjach zdystansowani, składa się wiele rzeczy. Ma tu znaczenie także czynnik osobowościowy. Nie bez znaczenia jest zapewne również to, co dotyczy nas wszystkich, a więc wpływ nowych technologii i mediów społecznościowych, które, zwłaszcza wśród osób młodych, zdominowały naszą komunikację. To oczywiście dość ogólna i pobieżna diagnoza, nie można jednak tych czynników lekceważyć. Z drugiej strony ludzie, mając coraz większe trudności w nawiązaniu bezpośrednich relacji, są coraz bardziej ich spragnieni. Nie trzeba być specjalistą, by dostrzec, że mamy dziś w tej kwestii spory deficyt, także jeśli chodzi o życie wspólnotowe. Kiedy w naszej diecezji pracowaliśmy nad nowym programem dla młodzieży przygotowującej się do bierzmowania, to uznaliśmy, że potrzebne są dwa filary: wspólnota i modlitwa. Wspólnota ma być odpowiedzią właśnie na to zamknięcie, mimo pragnienia relacji, a drugi punkt to relacja z Jezusem. I chociaż młodzież czasem odchodzi i nie chce mieć nic wspólnego z Kościołem, to pragnienie Pana Boga jednak zostaje. Te dwa filary bardzo wyraźnie jawią się jako podstawa tego, w jaki sposób należy dzisiaj przygotowywać młodzież do bierzmowania. Świadomie zrezygnowaliśmy z mówienia, że jest to sakrament dojrzałości chrześcijańskiej, bo nie jest. Dojrzałość chrześcijańska nie jest mierzalna ani osiągana w jednym momencie. Całe życie dorasta się do wiary. Celowo więc pozbyliśmy się tego określenia, żeby młody człowiek nie miał wrażenia, że osiągnął metę, a reszta nie musi go już interesować.

Justyna Nowicka: Bierzmowanie to nie jest najwyższy level i nie oznacza, że później można już tylko cieszyć się osiągnięciem.

(śmiech) Tak, to nie najwyższy level. Chcieliśmy pokazać, że dojrzałość to proces, to pewna ciągłość. Miałem takie przykre doświadczenie, że bierzmowałem grupę młodzieży w środę, a w niedzielę na Mszy świętej było z tej grupy zaledwie kilka osób. To pokazuje, że świadomość tego procesu jest wśród młodych mała, że faktycznie wielu postrzega bierzmowanie jako kolejny obowiązek do odhaczenia, a nie etap w drodze rozwoju wiary.

Michał Jóźwiak: Czasem mówi się, że bierzmowanie to sakrament „oficjalnego pożegnania z Kościołem”.

Złośliwi dodają, że w obecności biskupa (śmiech).

Michał Jóźwiak: Wielu rzeczywiście odchodzi z Kościoła, ale spora część w nim zostaje. Wśród tych drugich słychać jednak głosy rozczarowania. 10 października w Krakowie, Poznaniu i Szczecinie odbył się milczący protest katolików, którzy nie czują się w Kościele jak w domu. Sprzeciwiają się retoryce części hierarchów i twierdzą, że nie dostrzegają w polskim Kościele nauczania papieża Franciszka. Czy taka akcja to dobra forma komunikacji? Bo przecież właśnie o dobrą komunikację w Kościele chyba powinno nam chodzić.

Nie znam dokładnie tej idei, ale na ulicy na pewno ciężko się dyskutuje. Zawsze, kiedy słyszę sformułowanie, że Kościół w Polsce nie głosi na przykład nauczania Franciszka, to staram się to odnieść do siebie. Trzy czwarte moich homilii jest opartych o nauczanie Franciszka i o to, co mówi. Jedna czwarta to moje refleksje. Wszyscy w Kościele jesteśmy wezwani do duszpasterskiego nawrócenia. Wszyscy bez różnicy – duchowni i świeccy. Jeśli będziemy potrafili uchwycić, co jest istotą tego nawrócenia, to Kościół będzie się zmieniał.

Michał Jóźwiak: Inicjatorzy w swoim liście otwartym piszą o części hierarchów. Jeśli dobrze rozumiem, to uważa ksiądz prymas, że lepiej wyjść z czymś pozytywnym niż z wyrazem sprzeciwu?

Wszyscy ochrzczeni są posłani, żeby się włączać w dzieło Kościoła. Każdy na swój sposób. Papież Franciszek mówi o jedności w różnorodności i to jest sedno sprawy. Trzeba szukać harmonii. Kościół nie może być jednej lub drugiej grupy. Jesteśmy wspólnotą.

Justyna Nowicka: Ale w związku z tym, że są różne grupy to w Kościele od czasu do czasu pojawiają się konfrontacje. Jak mądrze wyprowadzać z tego dobro?

Musimy wciąż odkrywać, co to znaczy być człowiekiem wierzącym. Jeśli żyjemy w lęku, jeśli postrzegamy Kościół jako zamkniętą twierdzę – cytuję tu papieża Franciszka – to wówczas rzeczywiście skłaniać  się będziemy nie ku dialogowi, ale ku konfrontacji . A to myślenie fałszywe i szkodliwe. Dialog nie oznacza przecież rezygnacji ze swojej tożsamości, z własnych przekonań. Nikt nam ich nie odbierze, nie umniejszy naszej wiary, jeśli sami z niej nie zrezygnujemy. Przeciwnie, człowiek mocny wiarą, pewny swoich przekonań i wierny tożsamości będzie bez lęku i ze spokojem wchodził w dialog. Popatrzmy na Jezusa. On nie był konfrontacyjny wobec ludzi, a spotykał różnych. Był konfrontacyjny tylko wobec złego ducha. Znowu odwołam się do Ojca Świętego, który mówił, że naszym zadaniem jest budowanie mostów, a nie murów z nienawiści. Po pierwsze więc, trzeba wychowywać w wierze, ukazywać czym jest chrześcijaństwo, a potem przekładać to na styl życia Kościoła, który nie może być i nie jest – jak już mówiłem – zamkniętą twierdzą. Kościół musi żyć w świecie i do tego świata z miłością wychodzić, nawet jeśli zostanie odrzucony.

Michał Jóźwiak: Wróćmy jeszcze na chwilę do roli świeckich. Kościół w Niemczech wszedł na tzw. „drogę synodalną” i jednym z ważnych tematów jest to, aby osoby świeckie miały więcej do powiedzenia, nawet w kwestiach związanych z administrowaniem diecezją. Czy jest to dobra droga i czy w Polsce taki scenariusz również byłby możliwy?

Pytaniem otwartym pozostaje to, na jakich szczeblach i w jakiej mierze udział świeckich miałby zostać poszerzony. Papież Franciszek mówi wprost, że mamy się bronić przed klerykalizmem. Niedobrze byłoby, gdybyśmy próbowali sklerykalizować osoby świeckie, dając im władzę sakralną. To byłaby droga utrwalania klerykalizmu i zamykania się w tej rzeczywistości. Zgadzam się, że udział świeckich w życiu Kościoła powinien być większy, także w wymiarze decyzyjnym. Trzeba szukać i stwarzać osobom świeckim taką możliwość. Obecnie na poziomie diecezjalnym, czy parafialnym świeccy mają możliwość zabierania głosu, ale trzeba to ciągle animować i ożywiać. Rada duszpasterska nie może być fikcją, a rada ekonomiczna nie może być zwoływana tylko wtedy, kiedy biskup przyjeżdża do parafii, a proboszcz na co dzień i tak podejmuje decyzje jednoosobowo. Kolejną sprawą jest to, że w ramach tych struktur trzeba dyskutować na tematy, które dotyczą rzeczywistych problemów wspólnoty, a nie tylko nad tym, kto ma przygotować odpust. Kiedy podczas wizytacji spotykam się z radami duszpasterskimi, pytam o ważne wydarzenia, na przykład o to, jak dzieci zostały przygotowane do Pierwszej Komunii świętej. Nie pytam jednak, jak zrobił to ksiądz proboszcz, tylko jaki pomysł mieli na to świeccy i czy w ogóle podjęta została jakakolwiek dyskusja na ten temat. Niesamowicie ważne jest, żeby angażować świeckich w wydarzenia kościelne, nie tylko od strony przygotowania, ale także przesłania. Osoba świecka biskupem nie zostanie, bo jest to związane ze święceniami, ale tam, gdzie jest to możliwe świeccy powinni mieć głos. W mojej diecezji szefem Wydziału Katechetycznego jest świecka kobieta. Teoretycznie ma tytuł wikariusza biskupiego ds. katechezy, więc uczestniczy we władzy. Oczywiście trzeba pamiętać, że w Kościele nie chodzi o władzę, tylko o posługę. Tak trzeba to rozumieć. Ostatecznie ważniejsze od tego, czy dana osoba jest stanu duchownego czy świeckiego jest to, jakie ma kompetencje, doświadczenie i umiejętności.

Michał Jóźwiak: Świeccy muszą też chcieć się zaangażować i wziąć na siebie odpowiedzialność.

Ale z drugiej strony księża muszą dostrzegać świeckich. Zdarza się, że kapłani zamykają się na nich, chcą wszystko zrobić sami, i wtedy rzeczywiście świeckim trudno się z czymkolwiek i gdziekolwiek przebić. Bywa też, że księża zachęcają, ale z drugiej strony odzew jest nikły albo żaden.  To nie są nigdy sytuacje czarno-białe. W jednym i drugim przypadku na pewno potrzebny jest dialog. Oczywiście to nie jest łatwe, zwłaszcza dla parafian mających takiego „zamkniętego” proboszcza, ale warto i trzeba próbować, bo będąc w Kościele bierzemy odpowiedzialność nie tylko za „ja”, ale także za „my”.

Justyna Nowicka: Czyli trzeba słuchać siebie nawzajem.

To jest podstawa do szukania wszelkich rozwiązań.

Michał Jóźwiak: Czym pachnie dobry pasterz?

Uczestniczyłem w posiedzeniu Konferencji Episkopatu Włoch. Był na nim obecny również Franciszek. Nie brakowało też świeckich z różnych grup i wspólnot, bo we Włoszech zebrania biskupów odbywają się w poszerzonym składzie. Papież mówił wtedy, że pasterz powinien pachnieć owcami. To metafora, która mówi, że ksiądz nie powinien być wyizolowany, ale ma być blisko ludzi. Jeden ze świeckich powiedział wówczas, że zgadza się z tym stwierdzeniem w odniesieniu do życia codziennego kapłanów. Zwrócił jednak uwagę, że pasterz musi przede wszystkim pachnieć Chrystusem. Mówił, że jako świecki, oczekuje od pasterza, że będzie on rozumiał swoje owce i będzie blisko nich. Ale najważniejsza jest widoczna i odczuwalna przynależność do Chrystusa. Pasterz ma roznosić zapach Jezusa pośród owiec. Dało mi to do myślenia. Trzeba uważać, żeby postulatu o pachnieniu owcami nie spłaszczyć do swoistego bycia w świecie. Jako przykład podam francuski model księży robotników z lat 50-tych, którzy odeszli od wspólnot parafialnych, a pracowali razem z wiernymi w warsztatach. Pasterz pachnący owcami to nie tylko ten, który jest z ludźmi, wychodzi ze swojego zamknięcia. To przede wszystkim ten, który swoją tożsamość buduje na Jezusie. Przyznam, że głos tego człowieka – nie biskupa, ani kapłana, ale właśnie człowieka świeckiego – wciąż mam w głowie, wciąż go pamiętam i myślę, że trafił w sedno mówiąc, że zapach dobrego pasterza ma być mieszaniną zapachu Jezusa i owiec. Tak. Taki pasterz najbardziej przyciąga, bo jest blisko Jezusa i jest blisko swoich owiec, roznosząc wśród nich Jego zapach. To bardzo prosta teologia kapłaństwa, ale jedyna skuteczna.

Justyna Nowicka, Michał Jóźwiak „misyjne.pl”
Fot. M. Mazur KEP
Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter