Zjazd Ojców Duchownych, 29 sierpnia 2022 Gniezno

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej w drugim dniu obrad Zjazdu Ojców Duchownych Seminarium Diecezjalnych i Zakonnych, 29 sierpnia 2022, Wspomnienie męczeństwa świętego Jana Chrzciciela, kaplica Centrum Edukacyjno-Formacyjnego w Gnieźnie.

Drodzy Współbracia w Kapłaństwie

Dziś – jak zachęcaliśmy się w modlitwie już od rana – uwielbiamy Baranka Bożego, którego Jan Chrzciciel poprzedził w męczeństwie. Liturgiczne wspomnienie męczeństwa świętego Jana Chrzciciela, poprzednika Jezusa w narodzeniu i śmierci, przypomina nam bowiem postać tego, o którym sam Jezus Chrystus powiadał, że między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od niego. Wielkość Jana znad Jordanu, tak jak wcześniej wielkość wspomnianego nam w pierwszym czytaniu starotestamentalnego proroka Jeremiasza, nie wiązała się jednak z jakimiś spektakularnymi dokonaniami. Była ona we wszystkim dziełem Boga, który właśnie słabego człowieka uczynił twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym przeciw całej ziemi. W swoim świadectwie zapisanym w Ewangelii według świętego Mateusza i świętego Łukasza, sam Jezus Chrystus mówiąc do tłumów o Janie Chrzcicielu, dość prowokacyjnie zapytał: coście wyszli zobaczyć na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Po co więc wyszliście? Ale coście wyszli zobaczyć? Zobaczyć proroka? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest bowiem tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby przygotował Ci drogę. Właśnie wtedy pewien bowiem Jan, syn Zachariasza – jak informują nas Ewangeliści – obchodził całą okolicę nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia dla odpuszczenia grzechów i nawoływał: przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! Tak zrozumiał swą misję. Gdy bowiem – jak zaświadcza nam jeszcze w swej Ewangelii święty Łukasz – lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w swych sercach co do niego samego, On mówił: Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem. W tym kontekście warto może tylko przywołać bardzo piękny komentarz świętego Augustyna, który Kościół co roku przypomina nam w Godzinie Czytań w adwentową niedzielę Gaudete: Jan jest głosem, ale „na początku było Słowo”, czyli Pan. Jan był głosem tylko do czasu, Chrystus jest Słowem odwiecznym. Czym jest głos bez słowa? Jest tylko pustym dźwiękiem, który niczego nie oznacza. Głos bez słowa dźwięczy w uchu, ale sercu nie przynosi pożytku. Rozważmy więc, w jakim porządku dochodzi do wzbogacenia serca. Gdy myślę o tym, co mam powiedzieć, wtedy słowo rodzi się w moim sercu; a jeśli chcę ci coś powiedzieć, staram się wzbudzić w twoim sercu to, co już istnieje w moim. W tym celu posługuję się głosem i mówię do ciebie, aby słowo, które jest we mnie, mogło dotrzeć do ciebie i przeniknąć do twojego serca. Dźwięk głosu pozwala ci zrozumieć słowo. Ten dźwięk mija, ale słowo przezeń niesione dotarło do twojego serca, a równocześnie pozostaje i w moim (…) Głos więc wołającego na pustyni, głos przerywający milczenie, by prostować drogę Panu. To znaczy: mój głos rozlega się po to, aby wprowadzić Pana do waszych serc; lecz jeśli nie naprostujecie drogi do Niego, to nie przyjdzie On tam, dokąd chcę Go wprowadzić.

Drodzy Bracia!

Głos Jana rzeczywiście – jak zauważył święty Augustyn – brzmiał do czasu. I ten dźwięk minął, gdy – jak wspomina święty Łukasz – tetrarcha Herod, karcony przez niego z powodu Herodiady, żony swego brata, i z powodu wszystkich złych czynów, które popełnił, dodał do tego wszystkiego i to, że zamknął Jana w więzieniu. Dzisiejsze wspomnienie męczeństwa świętego Jana Chrzciciela, a dosłownie ścięcie Jana w więzieniu, kończy ziemską drogę poprzednika Mesjasza. Papież Franciszek powiedział kiedyś, że światło Jana powoli gasło, aż do momentu całkowitej ciemności w więziennej celi, gdzie w samotności został ścięty. Ewangelista Marek wydobywa jednak nam na światło z tej janowej samotności konkretne postaci, które są uwikłane w jego śmierć. Herod, Herodiada i jej córka oraz ten, który na rozkaz Heroda poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł jego głowę na misie. Uwikłanie w morderstwo Jana jest okazją do poznania postaw tych ludzi. W jednej ze swych porannych homilii papież Franciszek spróbował wskazać na pewne cechy, które charakteryzowały ich sposób życia i postępowania. Królowi Herodowi przypisuje zepsucie i wskazuje, że tam, gdzie jest zepsucie, wyjście pozostaje trudne. Są węzły, których nie chce i nie jest w stanie, z lęku, strachu czy życiowego komfortu, przeciąć czy rozwiązać. Objawia to – jak podkreśla Ewangelista Marek – swoistą wewnętrzną, duchową schizofrenię tego człowieka. Herod bowiem czuł lęk przed Janem (…) odczuwał duży niepokój. Na tym tle Herodiada ukazana zostaje jako osoba mściwa. Papież Franciszek nazwie ją wprost kobietą opanowaną przez nienawiść. To prawdziwie niszcząca siła. Jest ona oddechem szatana – doda papież. Pragnie zemsty i szuka okazji, by pojawiła się chwila sposobna. Wykorzystuje słabość innych, ich lęk czy strach. Idzie dosłownie po trupach do celu. I jest jeszcze próżność młodej tancerki, córki Herodiady, niewątpliwie zależnej od nienawistnej matki, łasym uchem wychwytującej szatańską obietnicę Heroda, jakże podobną do tej, którą Jezus usłyszał z ust szatana na Górze Kuszenia: dam ci wszystko. Za tymi osobami – mówi nam papież Franciszek – stoi szatan, siewca nienawiści u kobiety, siewca próżności u dziewczyny oraz siewca zepsucia u króla. Natomiast „największy człowiek zrodzony z niewiasty” kończy w samotności, w ciemnej celi więziennej, cierpi z powodu kaprysu pełnej próżności tancerki, z powodu nienawiści owładniętej przez szatana kobiety oraz z powodu zepsucia chwiejnego króla. To męczennik, który pozwala, aby jego życie stopniowo coraz bardziej się umniejszało, aby pozostawić miejsca Mesjaszowi. W paradoksalny sposób – zauważy w swej konkluzji papież – jednak tylko to ścięte przez zepsucie, nienawiść czy próżność innych, życie ma ostatecznie sens. Tamte nasycone nienawiścią, zepsuciem czy próżnością umierają, stopniowo usychają, nie służą już niczemu czy nikomu. Pozostają jedynie jednym z okrutnych epizodów odnotowanych na kartach Ewangelii. Nic nie wzbudzą ani do niczego nie poprowadzą. Jedynie ta janowa śmierć ma sens, bo objawia nam, że był człowiek, który poprzedził Jezusa w jego narodzeniu i śmierci. Radzę wam jedynie, nie myślcie o tym zbyt dużo – powie jeszcze dość prowokacyjnie papież Franciszek – ale przypomnijcie sobie ten obraz, cztery postacie; spójrzcie na to i nich każdy otworzy serce, aby Pan przemówił do niego za pośrednictwem tego obrazu.

Drodzy Bracia!

Dziś, we wspomnienie męczeństwa świętego Jana Chrzciciela, Bóg przemawia i do nas za pośrednictwem tego obrazu. Przemawia do nas za pośrednictwem tej rzeczywistości, którą w nim odkrywamy. Przemawia przez Jana znad Jordanu i przez tych, którzy zadali mu okrutną śmierć. Przemawia do was, Drodzy Bracia, gdy podczas dorocznego zjazdu ojców duchownych, stawiacie sobie pytanie o tożsamość waszej posługi w świetle nowego Ratio pro Polonia. Nosi ona, bo musi wprost nosić, ów posmak prorockiego zwiastowania młodym ludziom nowości tej drogi, którą zapowiadał i przygotowywał Jan Chrzciciel. Są na niej wyzwania, które mogą przejmować lękiem, ale przecież podejmowane z prorocką ufnością w zapewnienie Pana: Ja jestem z Tobą – mówi Pan – by cię ochraniać. Ochraniająca nas dłoń Boga nie uwalnia od trudu, od cierpienia i pokonywania w nas lęków czy słabości. Ona jest wciąż gwarancją tej siły, która jest z Boga a nie z nas. Jest podporą i naszą nadzieją. Wciąż zachęca więc, by jej się uchwycić. Wiecie, że Ratio wspominając o waszych zadaniach wskazuje na dwie płaszczyzny: wspólnotową i indywidualną. Na każdej z nich można spotkać się, oczywiście, z różnymi postawami naszych wychowanków. Wasza posługa, zwłaszcza pomoc w rozeznawaniu i towarzyszenie, ma prowadzić jednak do takiego kształtowania sumień i osobistego poznania, które prowadzić będzie do podjęcia przez nich dojrzałej i wolnej decyzji o wyborze prezbiteratu. Dlatego kierownik duchowy – czytamy w Ratio pro Polonia – ma obowiązek przekazać seminarzyście osąd o jego zdatności do posług i święceń. Potrzeba więc zarówno wrażliwości, jak i – po dobrym rozeznaniu – jasnego zakomunikowania klerykowi takiej czy innej decyzji. Wśród postaci, które znajdujemy w opowiedzianej nam dziś w Ewangelii historii męczeństwa Jana Chrzciciela jest jeszcze, nie wymieniona przez nas do tej pory, czwarta osoba, a mianowicie ten, który go zabił. W konkatedrze w La Valletta na Malcie znajduje się największy (520 cm x 360 cm) obraz Michelangela Merisi, zwanego Caravaggiem: Ścięcie Jana Chrzciciela. Pochylony nad leżącym na posadzce, przepasanym czerwonym płótnem Janem Chrzcicielem, oprawca ma wyraźnie twarz Autora obrazu, Caravaggia. Na posadzce widniej też struga krwi, którą – jest to jedyny przypadek w twórczości Caravaggia – podpisał on swoim własnym nazwiskiem. Ktoś pytał, czy to strach przed własną śmiercią, a może wyrzuty sumienia po czynach, jakich dokonał, a może po prostu przeczucie, że sam skończy podobnie. Bo w tym dziele historia święta, osobista i ludzka doskonale się ze sobą przeplatają. A my, Drodzy Bracia, jesteśmy wezwani, by tej niejednej świętej, osobistej i ludzkiej historii odważnie towarzyszyć. Ty bowiem mnie uczyłeś od mojej młodości i do tej chwili głoszę Twoje cuda.    

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter