Zakończenie PPAG, 6.08.2021 Jasna Góra

Drodzy Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Kochane Siostry Zakonne i Bracia,
Umiłowani w Panu Siostry i Bracia,
Drodzy Pielgrzymi,

Przemienienie Pana Jezusa na Górze Tabor nie jest wymyślonym mitem. Święty Piotr w swoim liście, którego fragment dziś odczytaliśmy, wspomina o swojej obecności z Jezusem na górze świętej. Wskazuje na to wydarzenie, którego sam – wraz z innymi: Jakubem i Janem – był naocznym świadkiem. Mówi, że tam Pan Jezus otrzymał od Boga Ojca cześć i chwałę, a oni wraz z Nim usłyszeli, że jest umiłowanym Bożym Synem i że mają Go słuchać. Potrzebne było im to wydarzenie i potrzebne były słowa, które wtedy usłyszeli. Potrzebne było one Piotrowi i innym uczniom. Nieco wcześniej bowiem sam Jezus po raz pierwszy tak otwarcie im zapowiadał, że w Jerozolimie będzie wiele cierpiał, że zostanie odrzucony i wydany na śmierć. Na te słowa ich samych ogarnął strach i lęk. Przeszył ich ból. Przerazili się, czekającą nie tylko Jezusa, ale przecież również ich samych zapowiadaną perspektywą cierpienia i krzyża. Nie spodziewali się takich wydarzeń. Nie tak widzieli swoją obecność u Jego boku. Nie takiej spodziewali się przyszłości. Wydawało się, że nie tylko nic takiego nie będzie miało w ich życiu nigdy miejsca, ale że oni wraz z Nim będą triumfować, że On ich obroni, że ustrzeże ich od tego wszystkiego. Tym, co do nich teraz powiedział, rozwiał ich marzenia. Niektórych może nawet wprost zwiódł, inny przeraził. On, ich Mistrz i Pan, miał umrzeć jak złoczyńca. Gdy więc Jezus wziął ich na górę wysoką i przemienił się wobec nich, weszli wraz z Nim jakby w inny wymiar życia. Owszem, nie zniknęła z ich pamięci zapowiedź męki i śmierci Jezusa, ale otworzyła się przed nimi jakaś nowa rzeczywistość. Papież Franciszek powie, że tam, na górze, Jego jaśniejące oblicze i Jego lśniące szaty, które przecież zapowiadają obraz Zmartwychwstałego, dały tym zalęknionym ludziom światło, światło nadziei, światło pozwalające przejść przez ciemność – śmierć nie będzie końcem wszystkiego, ponieważ także w ich życiu otworzy się na chwałę zmartwychwstania.

Moi Kochani! I my, jak wówczas oni, potrzebujemy dziś światła nadziei. Potrzebujemy tego światła, które i nam pozwoli przejść przez niejedną ciemność. Potrzebujemy Jezusa, który i nas będzie wyprowadzał z naszych lęków i z naszych ograniczeń. Potrzebujemy Go, aby pośrodku tego wszystkiego, co dziś przeżywamy, także jako Jego Kościół, odważnie żyć w tym świecie wiarą i dawać świadectwo nadziei. Przyznajmy, że choć te dni pielgrzymkowej drogi nieco nas oderwały od różnych naszych kłopotów i trudności, to przecież nie zniknie z naszego życia to wszystko, z czym nadal trzeba nam się będzie niejednokrotnie cierpliwie zmagać. Nie znikną choroby, niepewność, strach i lęk o nas czy naszych bliskich, niezawinione cierpienia, a nawet śmierć. Nie zniknie grzech, ludzka podłość czy nasza własna słabość. Nie zniknie także i to, o co wielokrotnie my sami, i wielu wokół nas potyka się na drodze wiary. Dlatego wciąż potrzebujemy w życiu innego spojrzenia – jak mówi nam papież Franciszek – potrzebujemy światła, które by głęboko oświecało tajemnicę naszego życia i pomagało nam w ten właśnie sposób wyjść poza nasze dotychczasowe schematy i poza kryteria tego świata, poza to wszystko, co jest tak naprawdę tylko pozorne, drugorzędne, w istocie tak naprawdę nieistotne, a co sprawia, że jednak tak łatwo się w tym wszystkim gubimy, zatracamy, wikłamy.

Moi Drodzy! Kilkanaście dni temu wyruszyliście, niektórzy z waszych parafii, inni razem z Gniezna, aby dziś stanąć jeszcze raz wspólnie, jako cząstka naszego świętowojciechowego Kościoła, na tym świętym miejscu. Po dniach drogi przyszliście na Jasną Górę. Przyszliście do Domu Matki. Przyszliście właśnie tutaj, bo jak wielokrotnie przekonywał nas, wkrótce już nasz nowy błogosławiony, Stefan Kardynał Wyszyński, Prymas Tysiąclecia, przecież w naszym życiu religijnym i w życiu Bożym naszej Ojczyzny tak wiele otrzymujemy od Jezusa Chrystusa właśnie przez działanie Matki Najświętszej. Mówił, że w ten sposób można zauważyć, że wciąż żyje w nas ta prawda, którą z krzyża ogłosił Chrystus, ukazując Janowi Matkę swoją: „Oto Matka twoja”, a Maryi – swego umiłowanego ucznia: „Oto syn Twój”. I dodawał, że przecież te słowa odnoszą się do każdego z nas, że w szczególny sposób jesteśmy z Nią związani, i że może nawet łatwiej nam przez Nią dojść do Jezusa, że porozumiewamy się łatwiej z Jezusem – przez Maryję, przez Jego i naszą Matkę. Ona tutaj jest dla nas. Ona jest z nami. Ona prowadzi nas do Jezusa. I Ona też dziś powtarza i nam te słowa, które kiedyś na Taborze usłyszeli Piotr, Jakub i Jan: to jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie. Ona też, właśnie przez swą obecność, tutaj, na tym świętym miejscu, nas zapewnia, że to od Niego, od Jej Boskiego Syna, od Jezusa Chrystusa, wciąż bije dla nas światło nadziei, światło życia, potężniejsze niż śmierć, potężniejsze niż nasz grzech, mocniejsze niż wszelka ciemność, bo to jest właśnie to światło – jak to pięknie wskazał kiedyś papież Franciszek – które zapala małe światełka w każdym fragmencie naszego życia i pomaga nam interpretować historię, naszą własną historię, w oparciu o zwycięstwo paschalne, w oparciu o to ostateczne zwycięstwo Jezusa Chrystusa, o Jego w nas zwycięstwo nad grzechem i śmiercią, o to zwycięstwo, o którym i nam wciąż tutaj, w Domu Matki, przypomina tajemnica przemieniania Jezusa na Górze Tabor.

Moi Kochani! Skosztujcie i zobaczcie! Ile już razy w ciągu tych minionych dni pielgrzymowania słyszeliście to wezwanie? Piotr, Jakub i Jan, a także pozostali uczniowie, usłyszeli je w czasie Ostatniej Wieczerzy. W tym szczególnym momencie, gdy tak konkretnie zaczęła się wypełniać zapowiedź Jezusa, że właśnie za chwilę w Jerozolimie będzie wiele cierpiał, że zostanie odrzucony i wydany na śmierć, w łamanym chlebie i podanym kielichu wina, dawał im dosłownie samego siebie. Może wtedy Piotr, Jakub i Jan przypomnieli sobie Jego lśniąco białe szaty z Taboru i słowa, że to jest Syn umiłowany, którego mają słuchać. Słuchali więc, że w tym łamanym chlebie jest przemienione Jego Boskie Ciało, a kielich z winem staje się Jego własną krwią. A potem jeszcze więcej, bo przecież ich wezwał: bierzcie, to jest Ciało moje; pijcie, to jest moja Krew Przymierza. Zobaczcie więc i skosztujcie! W przemienionym w Jego Ciało i Krew chlebie i winie dał nam siebie za pokarm. Karmienie się Eucharystią – wskaże nam za świętym Augustynem papież Franciszek – oznacza dać się przemieniać w to, co przyjmujemy (…) gdy bowiem przyjmujesz Eucharystię, stajesz się Ciałem Chrystusa. To bardzo piękne! I bardzo zobowiązujące. Eucharystia winna owocować w naszym życiu! Nie gromadzimy się przy tym świętym stole, aby kogoś z nas uczcić czy spełnić jakiś nakaz, który nas tutaj razem woła i do obecności zobowiązuje. Jesteśmy tutaj razem, aby uczestniczyć w męce i zmartwychwstaniu Pana, a następnie żyć bardziej jako chrześcijanie. Quoniam sine dominico non possumus! Bez tego się nie da żyć! Nie da się tak właśnie żyć! Nie da się żyć jako chrześcijanie! Nie da się sobie wzajemnie wybaczać! Nie da się prawdziwie i bez wymawiania służyć! Nie da się być razem i być naprawdę jedno! Bez Eucharystii po prostu się nie da! Udział w Eucharystii – podkreśli w swych katechezach papież Franciszek – uczy nas przechodzenia od ciała Chrystusa do ciała sióstr i braci, gdzie teraz oczekuje, że Go rozpoznamy, będziemy Jemu usługiwali, oddawali cześć i miłowali. Dlatego przyjmijmy Jezusa jako chleb życia, i począwszy od naszej z Nim przyjaźni, uczmy się kochać siebie nawzajem. Bezinteresownie i bez zbędnych kalkulacji, wielkodusznie, hojnie i szczodrze. Skosztujcie i zobaczcie jak dobry jest Pan!

Umiłowani Siostry i Bracia! Drodzy Jasnogórscy Pielgrzymi! Zakończenie pielgrzymowania jest w istocie zawsze jakimś nowym początkiem. Wiąże się przecież z powrotem do naszych zajęć i domów. Ewangelia o przemienieniu Jezusa na Górze Tabor za każdym razem ostrzega nas jednak przed duchowym lenistwem. Nie możemy – powie nam jeszcze raz papież Franciszek – pozostać na górze i sami cieszyć się szczęściem tego spotkania. Pan Jezus sprowadza nas więc góry do naszych sióstr i braci, do naszego codziennego życia. On nas dziś stąd posyła. Pragnie, by to światło, które jest w nas, zajaśniało innym. Zapalać choćby małe światełka w sercach osób; być małymi lampami Ewangelii, które wniosą choć trochę miłości i nadziei. Za Prymasem Tysiąclecia wołamy: każda i każdy z nas w tej chwili patrzy ku Tobie, Święta Boża Rodzicielko, Pani Jasnogórska, nasza Matko i Królowo. Wiemy, że dla każdej i każdego z nas masz swoje wielkie łaski, dla każdej i każdego masz otwarte oczy, życzliwe i oddane Serce. Nie ma nikogo, kto by się Tobie oparł, Maryjo! (…) Ty królujesz, Najlepsza Matko, w naszych sercach i naszych rodzinach. Gdy dzieci śpią, chorują, cierpią, Ty czuwasz, Ty dodajesz otuchy, Ty wstawiasz się za nami.  

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter