Uroczystości pogrzebowe śp. ks. prałata Bronisława Kaczmarka, 2.10.2023 Bydgoszcz

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. pogrzebowej za duszę śp. ks. prałata Bronisława Kaczmarka, wikariusza generalnego diecezji bydgoskiej, proboszcza parafii pw. Świętej Trójcy w Bydgoszczy, 2 października 2023, kościół pw. Chrystusa Króla w Bydgoszczy.

Biskupie Krzysztofie, Pasterzu Kościoła Bydgoskiego,
Drodzy Bracia w Chrystusowym Kapłaństwie,
Księże Prałacie Leszku i wszyscy krewni zmarłego,
Osoby Życia Konsekrowanego,
Przedstawiciele Życia Publicznego,
Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia!

Święty Łukasz, w odczytanym przed chwilą fragmencie Ewangelii, przypomniał nam ostatnie godziny Jezusa na ziemi: krzyżowa męka, umieranie i śmierć, a po śmierci ciało złożone w grobie wykutym w skale i niedzielny poranek, kamień odsunięty od grobu i jeszcze wcale nieoczywiste pytanie: dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? I wtedy zaskakująca wszystkich odpowiedź, że nie ma Go tutaj; bo zmartwychwstał! Wszystko tak ludzkie i tak Boskie zarazem. Na krzyżu umierał przecież – jak wierzymy – prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek. Umierał – jak dokładnie zapisał święty Łukasz – wołając wówczas donośnym głosem: Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mego. Nie umierał więc sam, choć przez wszystkich porzucony i samotny, choć wyklęty i odrzucony przez ludzi. Umierał w ramionach Ojca. Umierał, bo przecież przez całe swe życie konsekwentnie i nieustannie powierzał się w ręce swego Ojca. Umierał więc, ucząc może jeszcze raz i nas wszystkich właśnie tego jednego, że bycie w rękach Ojca prowadzi przez śmierć do życia. Bycie w rękach Ojca pozwala przejść ze śmierci do życia, wiedzie do zmartwychwstania. I nie chodzi tutaj o żadne radosne zakończenie. Nie chodzi bowiem tylko o to, że po nocy przychodzi dzień, a po burzy wstaje słońce, że po ciężkim i trudnym doświadczeniu nastaje wreszcie ukojenie. Chodzi o coś radykalnie nowego i odmiennego, o coś rzeczywiście innego. Święty Jan Apostoł powie, że chodzi o nowe niebo i nową ziemię, gdzie nie będzie już śmierci, ani żałoby, ni krzyku, ni trudu. Nie będzie cierpienia i bólu. Nie będzie śmierci, lecz życie, które zawsze i we wszystkim jest życiem. Ale – jak przypomniał nam w encyklice o chrześcijańskiej nadziei papież Benedykt XVI – dobrze przecież wiemy, i potwierdza nam to nasze codzienne doświadczenie, że tego i takiego właśnie życia nie mamy nigdy sami w sobie, ani wyłącznie z samych siebie. Nie my przecież jesteśmy jego źródłem i nie my sami jesteśmy w stanie je ocalić czy zachować. Potwierdza nam tę prawdę również to dzisiejsze spotkanie, cierpienie i śmierć księdza Bronisława, i nasza modlitwa za Niego, i jego pogrzeb. Bo życie w jego pełni – jak napisał papież Benedykt XVI – jest zawsze relacją z Tym, który jest źródłem życia, który, powstawszy z martwych, już więcej nie umiera, nad którym śmierć nie ma już władzy, który jest Życiem i Miłością, w którym żyjemy. On jest naszym życiem i zmartwychwstaniem. Dlatego umieramy więc – jak mówi Apostoł Paweł – i nasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu.

Moi Drodzy!

Nasze życie zmienia się, ale się nie kończy. Słyszymy tę prawdę powtarzaną nam w pogrzebowej prefacji. I wtedy przeczuwamy, że to coś – jak usiłował tłumaczyć kiedyś papież Benedykt XVI – na kształt ostatecznego zaspokojenia, w którym pełnia obejmuje nas i my obejmujemy pełnię. Moment zanurzenia się w oceanie nieskończonej miłości. I powód do wyrażenia przez nas wdzięczność! Dziękujemy więc dziś tutaj, we wspólnocie Kościoła, za życie i za świadectwo życia śp. ks. prałata Bronisława Kaczmarka. Kościół Bydgoski dziękuje za jego życie i posługę wikariusza generalnego diecezji i proboszcza parafii Świętej Trójcy, z którą związany był przez ostatnie dwadzieścia siedem lat. W czerwcowym numerze parafialnej gazety Miesięcznik Kościelny, bydgoscy parafianie z okazji złotego jubileuszu kapłaństwa swojego proboszcza jeszcze raz dziękowali za jego dobroć, miłość, cierpliwość, za życzliwy uśmiech. Świadomi zmagań księdza proboszcza z nieuleczalną chorobą, wciąż z nadzieją pisali: bardzo czekamy, kiedy znowu zabłyśnie światełko w Twoim konfesjonale, by usłyszeć, że Bóg mnie kocha i przebacza; kiedy znowu z Twoich kapłańskich rąk otrzymamy Jezusa, któremu tak bardzo zaufałeś. Z pogodnego oblicza tego dobrego i uśmiechającego się często do nich szafarza Bożego miłosierdzia, potrafili wyczytać miłosierne oblicze Boga, który – jak mówi nam dziś Księga Apokalipsy – pragnącemu daje darmo pić ze źródeł wody życia. Był więc dla nich ojcem i troskliwym gospodarzem parafialnej wspólnoty. Ktoś, jeden czy jedna z wielu, wspominał, że był to człowiek wytrwały i cierpliwy w posłudze kapłańskiej, życzliwy, uśmiechnięty, z sercem na dłoni, służący dobrą radą, gdy brakuje nadziei i sił. On sam zaś nadzieję i siły czerpał z posługi Bogu i ludziom. Nawet w chorobie nie zapominał o swej parafii, za którą się modlił i z którą czuł się do końca związany. Dziękują dziś za jego posługę również katecheci i katechetki, których zastępy formował i którym przez lata pracy i posługi jako wykładowca i odpowiedzialny za katechezę, najpierw w Gnieźnie a potem w Bydgoszczy, służył. Kiedyś w kazaniu powiedział, że sam jest wśród tych, którzy są wdzięczni Bogu za to, że mili w życiu dobrego katechetę. Ja pamiętam wszystkich – dodawał z nieukrywaną dumą i wdzięcznością – ludzi, którzy prowadzili mnie do Chrystusa. On sam jako wykładowca i prefekt, a potem wicerektor Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Gnieźnie, a także wykładowca tutejszego Prymasowskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej, swoją katechetyczną wiedzą i dydaktyczną mądrością, prowadził nas do Chrystusa. Ucieszyłem się, że pomimo cierpienia i postępującej choroby, sam dzień złotego jubileuszu swoich święceń kapłańskich, mógł jeszcze, wraz ze swymi kolegami z rocznika przeżyć w Gnieźnie, w katedrze, w miejscu swych święceń. Wspominając jego posługę w naszym seminarium za błogosławionym Stefanem Wyszyńskim powtórzyłem, że jest wciąż dla nas, dla jego wychowanków, jednym z tych, którzy trzymając w ręku Ewangelię, sami są żywą otwartą księgą. Zanim bowiem człowiek otworzy usta – mówił błogosławiony Stefan Kardynał Wyszyński – już całym życiem swoim rzuca światło na to, czego zechce nauczać. Życiem, a nie słowem mówi. Mówi też, gdy czas przyjdzie, cierpieniem, umieraniem i śmiercią. Mówi wtedy bez słów. Za Chrystusem zdaje się tylko powtarzać: Ojcze w twe ręce składam ducha mego. Za ulubionym poetą wyznaje: serce zapadnie się głębiej – stanie się ciche jak pacierz – we własny cień się otulę i wszystkich sobą zasmucę – wieczorem na mnie spojrzycie i duszę moją poznacie – wtedy, gdy nic wam nie powiem – wtedy, gdy do was nie wrócę.

Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia!

Na jedynym z pogrzebów śp. ksiądz Bronisław za wspomnianym poetą powtórzył, że śmierć to Chrystus, który przychodzi nas ocalić już na dobre, już na zawsze. Wierzymy więc, że to ocalenie – jak sam wówczas mówił – już się w jego życiu dokonało. Nam zaś, którzy dziś się za niego modlimy, pozostaje pamięć i wdzięczność. Z nich zaś niech zrodzi się w nas również i to jeszcze wołanie: Panie, poślij nowych robotników na żniwo swoje. Pogrzeb księdza to przecież zawsze okazja do takiej właśnie modlitwy, do modlitwy o nowe i święte powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego. Śp. Ksiądz Bronisław sam kiedyś zauważył, że kapłaństwo, do którego zostaliśmy wezwani, jest służbą Panu Bogu i ludziom. Wierni natomiast mają sobie uświadomić, że brak księdza jest wielką luką, której nie da się zapełnić. Patrząc dziś na jego trumnę widzimy i odczuwamy ten brak. Wiemy jednak, że w naszej wędrówce wiary Pan nas nigdy nie zostawi i nie opuści. Sam nas przecież o tym zapewnia: dam wam pasterzy według mego serca. Widząc jednak, że po ludzku nie jest to dziś dla nas ani proste, ani łatwe, nie wolno nam jednak nigdy w to Boże zapewnienie zwątpić. Wiara – jak tłumaczył nam święty Jan Paweł II – daje nam bowiem pewność, że obietnica Pana nie może pozostać nie spełniona. Ona jest przyczyną i źródłem mocy. Ona też – jak wskazywał wówczas proroczo papież – stanowi i musi stanowić fundament jeszcze mocniejszej wiary i żywszej nadziei, zwłaszcza w obliczu braku kapłanów. Odpowiedzią więc nie jest i nie może być rezygnacja, ale właśnie duchowa mobilizacja. Niewątpliwie różne są ścieżki naszego życia tak, jak przecież różni jesteśmy. Różne są nasze życiowe powołania, różne zadania, różna też w naszym życiu odpowiedzialność. Chyba ma jednak rację papież Franciszek, gdy nam przypomina, że tajemnicą udanego życia jest żyć, aby służyć. Tłumaczy, że jedynie spalając się, świecimy, bo tak właśnie – jak mówi papież – jest po prostu w ludzkim życiu: światło rozchodzi się, kiedy się zużywamy, wydajemy się w służbie. To jest nasz bilet wstępu do nieba. To, co zostaje z życia na progu wieczności – przekonuje papież – to z pewnością nie to, ile zarobiliśmy, ale ile żeśmy ofiarowali. Sensem życia jest więc miłość prawdziwa, dar z siebie, służba. To właśnie ta droga, którą przed nami poszli błogosławieni i święci. Szedł nią także ks. Bronisław, w którego życiu była przecież i miłość prawdziwa, i dar z siebie, i służba. Był też krzyż. Była choroba i cierpienie. I było zawierzenie Chrystusowi. A dziś wieczność – to miłość od razu, już na zawsze nie na chwilę.

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter