Msza św. z przekazaniem Betlejemskiego Światła Pokoju, 17.12.2017, Gniezno
Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. z przekazaniem Betlejemskiego Światła Pokoju, 17 grudnia 2017, bazylika prymasowska w Gnieźnie.
Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia!
Dzisiejsza Ewangelia przedstawia nam postać świętego Jana Chrzciciela. Mówi nam o nim, że przyszedł on na świadectwo, to znaczy, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Ale mówi też, że Jan był głosem wołającym na pustyni: prostujcie drogę Pańską. Świadek więc i głos, który rozbrzmiewa w tę kolejną, już trzecią, adwentową niedzielę. W jednym i drugim wypadku nade wszystko jednak pokora tego, który wie, że przecież po nim idzie mocniejszy od niego, a któremu on nie jest godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała. Dlatego jest tylko tym, który głosi i zapowiada. I jest też tym właśnie, który daje świadectwo. Jest tym, który przygotowuje drogę. On przygotowuje drogę Jezusowi. Wie przy tym i rozumie bardzo dobrze, że przecież głos musi łączyć się ze słowem, a świadectwo z tym, o którym świadczymy i opowiadamy. Czym jest bowiem głos bez słowa – pytał w jednym ze swych kazań święty Augustyn – i sam zaraz nam wyjaśniał, że tylko pustym dźwiękiem, który niczego nie oznacza. Wprawdzie dźwięczy jeszcze w uchu, ale sercu nie przynosi pożytku. Czym jest natomiast świadectwo bez tego, o którym mówi i do którego się odnosi – zapytajmy podobnie i zaraz sami odpowiedzmy, że przecież coś takiego po prostu nie istnieje. Nie może bowiem istnieć. Albowiem – jak to pięknie wskazał kiedyś papież Franciszek – świadectwo ma zawsze zapach bycia uczniem i jest wiernością wobec stylu Jezusa – stylu nadziei – aż po śmierć. Wyraża więc przywiązanie do Niego i zobowiązanie. Wyraża miłość i nadzieję. Wyraża przekonanie, że Jezus jest z nami, że stoi przed nami i nieustannie towarzyszy swoim uczniom. Dlatego Jan Chrzciciel – zauważy jeszcze święty Augustyn – wie, skąd płynie dla niego zbawienie; rozumie, że jest tylko lampą, która płonie i świeci, i lęka się, aby nie zgasił jej podmuch pychy. Nie on przecież jest światłem. Nie on sam jest światłością, lecz tym, który został posłany – jak przypomina nam dziś Ewangelia – aby zaświadczyć o światłości. Został więc posłany, by nieść innym światło. A więc jest jednak tym, w którym musi być światło. W Tobie jest światło, by mogło teraz świecić przed ludźmi. Lampa bowiem, która pokazuje, gdzie jest światło – powie w jednej ze swych porannych homilii papież Franciszek – daje świadectwo światłu (…) I jest to świadectwo prowizoryczne ale pewne, mocne, ten płomyk, który nie dał się zgasić wiatrowi próżności, ten głos, który nie pozwolił się zdominować sile pychy, staje się zawsze tym, który wskazuje kogoś innego i otwiera drzwi dla innego świadectwa, dla świadectwa Ojca: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!
Drodzy Siostry i Bracia!
Jeśli jest prawdą, że jednym z najważniejszych znaków Adwentu jest właśnie światło, to dziś, w tę trzecią niedzielę Adwentu, spróbujmy razem jeszcze raz dobrze odczytać ten adwentowy znak. Światło towarzyszy nam bowiem w ciągu tych dni. Wraz z początkiem Adwentu w kościołach pojawiły się adwentowe wieńce – z czterema świecami zapalanymi kolejno w kolejnych tygodniach, by osiągnąć pełnię światła na progu Bożego Narodzenia. Przy ołtarzach płonie też świeca roratnia – znak Maryi, która już w sobie, w swoim łonie, nosi wcielone Słowo, dla innych jeszcze nie widoczne. Idziemy też ze światłem na roraty, rozświetlając ostatnie nocne godziny. Adwent woła do nas: więcej światła! A dziś to adwentowe wołania splata się jeszcze z zachętą Apostoła Narodów do radości, do dziękczynienia, do życia mocą otrzymanego przez nas Ducha Świętego. Światło przecież budzi radość i nadzieję. Zawsze się radujcie (…) w każdym położeniu dziękujcie (…) Ducha nie gaście (…) co szlachetne zachowujcie i unikajcie wszelkiego rodzaju zła. Taka jest bowiem moc światła: przynosi radość w sercu, pobudza do dziękczynienia i sprawia, że jesteśmy, że idziemy w świetle. I słyszymy już, jak w ten właśnie sposób spełnia się i dla nas zapowiedź proroka: naród kroczący w ciemnościach, ujrzał światłość wielką, nad mieszkańcami cienistej krainy śmierci, wzeszło światło. Wschodzi więc i dla nas światło. Wzeszło bowiem kiedyś w Betlejem. A stamtąd rozlało się na cały świat, dosłownie rozeszło się po świecie. Dziś potrzebuje jednak tak, jak wtedy tych, którzy je poniosą dalej, którzy zostaną posłani jak Jan Chrzciciel, by także jak on świadczyć o światłości. Potrzebuje tych, którzy zaniosą światło innym. I są dziś oni tutaj, wśród nas. Już po raz dwudziesty siódmy płonie bowiem Betlejemskie Światło Pokoju. Z dalekiego Betlejem, w swoistej sztafecie światła, poprzez harcerską Głodówkę, dotarło dziś do nas, tutaj, do Gniezna, do tej prastarej archikatedry, do Bazyliki Prymasowskiej, abyśmy teraz my wszyscy, za chwilę, po zakończonej Eucharystii, ponieśli je dalej i dalej, do naszych mieszkań i domów, do naszych miejsc pracy i cierpienia, do urzędów i szpitali, do tych, którzy, jak my sami, tego światła tak bardzo dziś potrzebują. Co mówi nam dziś to światło? Co mówi nam Betlejemskie Światło Pokoju? Przyniesione do nas z Betlejem wciąż nam przypomina, że i tutaj, pośród nas, stoi Ten, który jest światłością świata. Jan Chrzciciel, zapowiadając Go tym, którzy przychodzili do niego oczekując, by ich chrzcił wodą, mówił im, że Go nie znają, że jest większym i potężniejszym od niego, że On chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Światło z Betlejem mówi więc o Bogu, o narodzonym w Betlejem Jezusie Chrystusie, o Zbawicielu świata i człowieka, o Słowie, które stało się Ciałem i zamieszkało między nami. Światło z Betlejem mówi, że w Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światło w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła, że w Nim jest światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Światło z Betlejem głosi więc obecność Boga w Jezusie Chrystusie. Mówi – jak przypomniał nam o tym w Częstochowie papież Franciszek – że On nie ukazuje się jako oślepiające słońce, ale przychodzi na świat w sposób najprostszy – jako dziecko zrodzone przez matkę, w tym stylu, o jakim mówi nam Pismo Święte: jak deszcze spadający na ziemię, jako najmniejsze z nasion, które kiełkują i rosną. Przychodzi więc jak światło, co wszystko przenika, co wszystko oświeca, co rozjaśnia i odsłania, co ukazuje i ogrania, co buduje i tworzy w nas i wokół nas przedziwną przestrzeń światła. W Tobie jest światło, co mrok rozjaśni. W Tobie jest światło, co wszystko zwycięża. Przychodzi bowiem, by nas – jak głosił dziś prorok Izajasz – dosłownie przyoblec w siebie, przyoblec w światło, przyodziać zbawieniem, okryć sprawiedliwością i chwałą, uświęcić i tak wciąż podtrzymywać w nas swoje Boskie światło, aby – jak życzył nam święty Paweł – nietknięty duch nasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na Jego powtórne przyjście. Wierny jest bowiem Ten, który nas wzywa: On też tego dokona. On będzie nas prowadził w świetle!
Umiłowani Siostry i Bracia!
Rozpoznając, jak kiedyś Jan Chrzciciel, w Jezusie Chrystusie Tego, który jest światłem i przyjmując w sobie Boże światło, wszyscy jesteśmy wezwani, aby w naszym życiu, jak Jan Chrzciciel, zaświadczyć o światłości, aby dać świadectwo o światłości. Czy po to bowiem wnosi się światło, aby je umieścić pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je umieścić na świeczniku? Nie można światła schować. Nie ma to po prostu sensu. Nie można ukryć, bo przecież jest właśnie po to, by świecić wszystkim, którzy są w domu. Można, owszem, je zgasić, ale wtedy wkrada się niepewność, lęk i podejrzliwość. Rodzi się strach i panują ciemności, a ludzie – jak ktoś powiedział – wyglądają dosłownie jak upiory. Jak ważne jest więc, byśmy nieśli światło, byśmy dawali o nim świadectwo, by było ono w Tobie i we mnie, i – jak prosił Jezus swych uczniów – jaśniało przed ludźmi. Potrzeba bowiem tego światła w Kościele. Potrzeba go w naszym Świętowojciechowym Kościele, aby rozpraszało w nim ciemności zła i błędu, aby budziło radość i nadzieję, aby uczyło nas postawy miłości i służby, wyzwalania się z naszych egoizmów i ograniczeń, aby dodawało nam odwagi i ufności w podążaniu za Chrystusem. Potrzeba tego światła w mieście Świętego Wojciecha. Na naszych ulicach świecą już świąteczne dekoracje. Trzeba jednak, aby to światło weszło do naszych domów, sklepów, miejsc pracy, instytucji i urzędów, aby obudziło w nas wrażliwość na siebie nawzajem, aby otwierało nasze serca, aby uczyniło nas jeszcze bardziej zdolnymi do współpracy, do przebaczenia i pojednania, do odważnej i wielkodusznej troski o ubogich, o tych, którzy nie mają dachu nad głową, o tych, którzy cierpią i o tych, którzy z daleka czy bliska przybyli tutaj za pracą, i o tych, którzy, choć fizycznie niejednokrotnie nam tak bliscy, po ludzku są tak od nas odlegli. I potrzeba też Betlejemskiego Światła Pokoju w naszej Ojczyźnie. Przychodzi ono do nas z Ojczyzny Jezusa, również dziś, jak wiemy, tak doświadczanej wstrząsami i nienawiścią. Przychodzi może wiec nawet trochę ku przestrodze. Przychodzi i zadaje nam pytania: czy to światło – jeśli je przyjmiemy – może sprawić, byśmy na nowo stali się zdolni razem pracować? Działać? Modlić się? Wyzbyć się podejrzliwości i pogardy? Nauczyć się szacunku dla drugiego? Nabrać do siebie zaufania? Odnaleźć się we wspólnocie? Budować razem i cieszyć się ze wspólnego dobra? Szanować ład i prawa, które nas wszystkich wiążą, a nie je nadwyrężać? Harcerze i harcerki przekazując nam dziś Betlejemskie Światło Pokoju mówią nam, że nie jest to tylko piękna chwila spotkania, ale właśnie posłania, wezwania, aby iść i nieść światło. Dając nam do rąk to Betlejemskie Światło Pokoju, zgodnie z tegorocznym hasłem, pragną jeszcze raz powtórzyć: w Tobie jest światło, każdy mrok rozjaśni, w Tobie jest życie, ono zwycięża. Panie Jezus Chryste, daj nam swoje światło, napełni nas nim i poślij.