Msza św. z okazji 50. i 60. rocznicy kapłaństwa, 10.06.2020 Gniezno

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka wygłoszona podczas Mszy św. sprawowanej z okazji 50. i 60. rocznicy święceń kapłańskich kapłanów należących do archidiecezji gnieźnieńskiej oraz diecezji bydgoskiej, kaliskiej i włocławskiej, 10 czerwca 2020 katedra gnieźnieńska. 

 

Kochani Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie,

Drodzy Jubilaci, którzy obchodzicie 60 i 50-lecie Kapłaństwa,

Siostry i Bracia w Chrystusie Panu!

Sześćdziesiąt lat temu, w sobotę 11 czerwca 1960 roku, Stefan Kardynał Wyszyński, metropolita gnieźnieński i warszawski, prymas Polski udzielił święceń prezbiteratu 34 diakonom. Jak sam wtedy wspomniał – biskup Czerniak będzie święcił jeszcze trzech – we Wrześni, w niedzielę. Z kolei dziesięć lat później, 6 czerwca 1970 roku, biskup Lucjan Bernacki, biskup pomocniczy archidiecezji gnieźnieńskiej, w obecności Prymasa Tysiąclecia wyświęcił na kapłanów 8 diakonów. I znów jesienią, a dokładnie 29 listopada 1970 roku, przez posługę wspomnianego już biskupa Jana Czerniaka, do grona wyświęconych pięćdziesiąt lat temu kapłanów, dołączyli jeszcze czterej następni. Jestem ogromnie wdzięczny, że dziś, a więc dla niektórych z Was, Drodzy Współbracia w Chrystusowym Kapłaństwie, po sześćdziesięciu latach, a dla innych dokładnie w roku Złotego Jubileuszu Kapłaństwa, zgromadziliście się na dziękczynnej modlitwie, właśnie tutaj, w Bazylice Prymasowskiej, przecież dla większości z Was w wieczerniku waszych święceń kapłańskich. Właśnie stąd wyszliście do pracy w Winnicy Pańskiej. Może jeszcze pamiętacie, że przed sześćdziesięciu laty, w dniu Waszych święceń, Wasz konsekrator, Prymas Tysiąclecia, postawił Wam wówczas dość intrygujące pytanie: czego Wam najbardziej potrzeba, gdy za chwilę opuścicie brązowe bramy Bazyliki Prymasowskiej i pójdziecie w świat? Wydaje się, że dziś, po sześćdziesięciu latach, a dla Waszych młodszych współbraci, po pięćdziesięciu latach od wyjścia stąd, przez te świętowojciechowe drzwi i pójścia w świat, warto sobie to pytanie powtórzyć i przypomnieć. Warto też przywołać odpowiedź, którą podał wówczas Prymas Tysiąclecia. Z całym realizmem powiedział, że nie obiecuje Wam łatwego życia. Ono nie będzie łatwe. Ale w tym niełatwym życiu, o czym z pewnością każdy z Was, w taki czy inny sposób się w ciągu tych minionych lat dobrze już przekonał i może nam dziś zaświadczyć, jedno nie tylko było czy pozostało, ale wciąż nadal jest przecież najważniejsze i nam wszystkim najbardziej potrzebne: największa jest miłość. Jeżeli Kościół – mówił wówczas do Was Prymas Tysiąclecia – ma na sobie znamię, że bramy piekielne nie zwyciężą go, to dlatego, że jego posłannictwem jest miłość, że miłość Boża rozlana jest w sercach waszych przez Ducha Świętego; że Bóg jest Miłością, a On nie umiera; że ludzi zawsze będą łaknąć ubożuchnej – jak kromka zeschłego chleba – miłości. Dlatego odpowiadając na postawione Wam, Kochani Bracia, przez siebie pytanie: czego Wam najbardziej potrzeba, wskazywał, że właśnie miłości. Jesteście – mówił – wysłannikami Miłości i musicie tak ostrożnie chodzić po tej ziemi, żeby przed Wami była zawsze miłość i za Wami – owoc waszego posłannictwa – miłość. I żebyście właśnie w Waszym kapłańskim życiu i posługiwaniu, zwyciężali przez miłość, jak Bóg zwycięża ludzkość przez miłość, jak przez miłość dał nam Syna swego, aby żaden z nas nie zginął – jak Kościół jest Miłością.

Umiłowani w Panu, Siostry i Bracia! Kochani Dostojni Jubilaci!

Tak iść przez życie, by przed nami i za nami była zawsze miłość. Tak iść przez życie, by zwyciężać przez miłość. Tak iść przez życie, by ukazywać, by potwierdzać, by głosić, że Bóg jest Miłością, i – ośmielę się jeszcze raz za Prymasem Tysiąclecia powtórzyć – i Kościół jest Miłością. Dziś w dniu patrona naszej archidiecezji, błogosławionego Bogumiła, biskupa, Kościół słowami Apostoła Narodów, jeszcze raz nam wszystkim przypomniał – słyszeliśmy w pierwszym czytaniu – że największa jest miłość. Bóg nas przecież umiłował swą miłością aż do końca. Umiłował mnie – jak napisze w innym miejscu święty Paweł – i samego siebie wydał za mnie. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że dał swojego Jednorodzonego Syna. Umiłował więc mnie aż po wydanie swego Syna za nas, aż po krzyż, aż po swą śmierć na krzyżu, aż po przebite z miłości dla nas swe serce. I nie masz większej miłości nad tę – jak zapewniał Was wówczas w dniu waszych święceń Prymas Tysiąclecia – i jeszcze dodał, że to właśnie jest to najważniejsze, że to jest to najcenniejsze zwycięstwo. Zwycięstwo Jego tak wielkie, że krzyż, na którym jakoby przegrał, jest do tej pory znakiem zwycięstwa i największej miłości. Miłości, która nigdy nie ustaje, która się nie kończy, która nie zniknie, której nigdy nie zabraknie. W taką bowiem miłość Was, Kochani, sam Bóg wprowadził. W taką miłość, przez święcenia prezbiteratu, On Was wszczepił. Do takiej miłości Was wybrał i wezwał. W takiej miłości sam umocnił. Taką miłością obdarzył. I w imię takiej miłości również posłał. Rozesłał do świata, który – jak mówił wtedy Prymas Tysiąclecia – zaczyna rozumieć, że Kościół Boży to nie pokarm i napój, nie srebro i złoto. Kościół Boży to – przede wszystkim – moc Boga i miłość Boga. Ona rośnie na dnie duszy. Wasze kapłańskie życie i posługiwanie było i jest nadal w samej swej istocie zwycięstwem miłości. Tak bowiem zwycięża Bóg. Tak zwycięża Bóg w nas i przez nas. Tak działa, o ile w całej naszej ludzkiej wolności, pozwolimy Bogu działać przez miłość. Skoro więc dziś, po trudach przebytej drogi, razem dziękujecie Bogu, Umiłowani Bracia Jubilaci, za Wasze kapłańskie życie i posługiwanie, za miłość, którą Bóg Was umiłował, i za to wszystko, co w imię tej miłości, przez Was stało się udziałem innych, to znak, że oddaliście swe życie Bogu, który jest Miłością. To prawda, że cena, jaką płaci się w ciągu życia za to oddanie, nie jest wcale mała. Nie może być mała i nieznacząca. Musi być wielka, jak wielka jest miłość. Dobrze wyrażają ją słowa Jezusa, które kieruje do swych uczniów w dzisiejszej Ewangelii: jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Tak, Prymas Tysiąclecia święcąc Was na kapłanów podkreślał, że Wasze życie i posługiwanie nie będzie łatwe. Nie obiecuję Wam łatwego życia. Ono nie będzie łatwe – powtórzył. To prawda, że wsłuchując się w dalsze słowa Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii o tym, co tak naprawdę przynosi korzyść a co szkodę człowiekowi, przestrzegał Was, że łatwe życie wynika ze sprzeniewierzenia się kapłańskiemu posłannictwu. Wtedy – tłumaczył Prymas – na jakiś krótki moment życie może się wydawać łatwiejsze. Ale zaraz potem – dodał – staje się tragicznie trudne. Wiemy, że Prymas Tysiąclecia dobrze rozumiał trud i niebezpieczeństwa kapłańskiego życia. Radowała Go wierność kapłanów i zasmucała ich niewierność, zwłaszcza porzucenie stanu kapłańskiego. Gdy więc w swoich zapiskach Pro memoria uzasadniał dlaczego w przypadku święceń dzisiejszych złotych jubilatów sam asystuje z prymasowskiego tronu, a święceń udziela biskup Lucjan, napisał, że chciał przede wszystkim ucieszyć biskupa Lucjana zlecając mu udzielanie święceń kapłańskich. Nadto, myślę – dodał jednak wówczas z pewnym smutkiem – że może te liczne odstępstwa młodych księży, których ja święciłem, wymagają mocniejszej ręki niż moja i godniejszej osoby, do udzielania święceń niż ja. Istotnie – szczerze zapisał i przypomniał – w archidiecezji gnieźnieńskiej było wówczas sporo odstępstw młodych księży. Nie czas dziś ani nie miejsce na analizę tych słów, ale na powtórzenie Chrystusowego pytania: cóż za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?

Kochani Jubilaci!

Radujemy się wraz z Wami, że Bóg w swym miłosierdziu pozwala dziś cieszyć się Wam, i nam wszystkim wraz z Wami owocami Waszego kapłańskiego życia i pasterskiej posługi. Wiem, że niejednokrotnie w ciągu tak bogatego i tak długiego kapłańskiego życia i Wy, Umiłowani Bracia, doświadczyliście – jak śpiewaliśmy przed Ewangelię – że kto porzuci wszystko dla Ewangelii, stokroć tyle otrzyma. Bóg był i jest przecież po Waszej stronie. On jest z Wami. On – jak mówił Wam wasz szafarz święceń – nie chce, by się Go bać, tylko – by Go miłować, bo bojaźń – dodawał Prymas Tysiąclecia – nie odpowiada istotowej miłości. Miłość ogarnia się przez miłość, a nie przez bojaźń. Miłość zwycięża się przez miłość. A miłość to dar z siebie. Miłość pasterska to dar z samego siebie dla Boga i dla innych. Miłość to wybór drogi miłości i wierność wyborowi. Nie chciałeś ofiary krwawej ani z płodów ziemi, lecz otwarłeś mi uszy [i serce]; nie żądałeś całopalenia i ofiary za grzechy, [ale miłości]. Wtedy powiedziałem: oto przychodzę. W zwoju księgi jest o mnie napisane: Radością jest dla mnie pełnić Twoją wolę, mój Boże. Teraz i na wieki. Amen.    

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter