100-lecie obecności Serafitek, Dzień Migranta i Uchodźcy, 26.09.2021 Chodzież

Homilia Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka i wprowadzenie do liturgii Mszy św. sprawowanej z okazji 100. rocznicy obecności Sióstr Serafitek, 107. Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy, 26 września 2021, kościół pw. św. Floriana w Chodzieży. 

Kochane Siostry Serafitki, Umiłowani Siostry i Bracia

Można się pewnie nieco nawet i zgodzić z takim stwierdzeniem, że dzisiejsza Ewangelia, której przed chwilą wspólnie wysłuchaliśmy, składa się jakby z dwóch części. W pierwszej z nich usłyszeliśmy o tym co dopuszczalne, w drugiej natomiast o tym, co – jak słyszymy w powtarzanych nam kilkakrotnie jasnych ostrzeżeniach – będąc powodem grzechu, jest Wydaje się jednak, że ten prosty schemat czy klucz do zrozumienia przesłania, jakie Jezus kieruje dziś do swoich uczniów, nie wyjaśnia nam wszystkiego, jest niewystarczający. Panu Jezusowi nie chodzi przecież tylko o to, abyśmy potrafili w naszym życiu rozróżniać jedno od drugiego, dozwolone od niedozwolonego i tym się kierować. On odsłania przed swymi uczniami przede wszystkim niebezpieczną pokusę, którą muszą zdecydowanie odrzucić, by prawdziwie iść za Nim. Chodzi bowiem ostatecznie – jak wskaże papież Franciszek – o wezwanie i zachętę do zmiany naszych postaw i naszych relacji. Pan Jezus pragnie więc wciąż wyprowadzać swych uczniów z tak niebezpiecznego skupienia się na sobie samych, z zamknięcia w sobie i wokół własnych spraw, aby otwierać ich umysły i serca, by swym życiem dawali innym przekonujące świadectwo Ewangelii. Z jednej strony trzeba więc uwolnić się – jak podkreśla papież Franciszek – z takiego choćby myślenia w kategoriach: przyjaciel/wróg, my/oni, kto jest wewnątrz grona/kto poza nim, moje/twoje, abyśmy – jak mówi dalej papież – naprawdę wychodzili poza to i otwierali nasze umysły i serce, żeby móc dostrzec i rozpoznać prawdziwą obecność i działanie Boga. On nie jest przecież Bogiem niektórych, ale wszystkich. On nie jest żadną wyłączną własnością kogokolwiek. Nie wolno nam Go, dla takich czy innych interesów i własnych potrzeb, zawłaszczać. Nie wolno Bogiem manipulować. Nie wolno Go dla własnych celów używać. Przykładem takiego bowiem manipulowania Bogiem jest również i ta sytuacja, w której stajemy się – jak ostrzega nas dziś z całą mocą i wyrazistością Pan Jezus – powodem grzechu dla innych. Wielu ludzi uważa bowiem – wskazywał w tym tygodniu papież Franciszek na spotkaniu z biskupami Europy – że dziś wiara nie jest czymś dostrzegalnym, że należy już do przeszłości. Dlaczego? Ponieważ nie widzieli Jezusa działającego w ich życiu. I często nie widzieli Go, ponieważ my nie ukazaliśmy Go wystarczająco przez nasze życie. Ponieważ Boga widzi się w twarzach i gestach mężczyzn i kobiet przemienionych Jego obecnością. Bo jeśli chrześcijanietłumaczy dalej papież – zamiast promieniować zarażającą radością Ewangelii, proponują wciąż na nowo jakieś zużyte schematy, to ludzie nie widzą Dobrego Pasterza. Nie rozpoznają Tego, który rozmiłowany w każdej ze swoich owiec, woła je po imieniu i szuka ich, aby wziąć je na swoje ramiona. Nie widzą Tego, którego niewyobrażalną Mękę głosimy, właśnie dlatego, że On ma tylko jedną pasję: człowieka. Boża miłość, miłosierna i wszechogarniająca jest nowością Ewangelii. I wymaga od nas mądrych i odważnych wyborów, dokonywanych w imię szalonej czułości, z jaką Chrystus nas zbawił. Nie żąda od nas udowadniania, ale ukazywania Boga, tak jak czynili to święci: nie słowem, lecz życiem. Żąda modlitwy i ubóstwa, żąda kreatywności i bezinteresowności.

Drodzy Siostry i Bracia!

Czyż więc nie można nam dziś przypuszczać, że gdy sto lat temu proboszcz tutejszej chodzieskiej parafii pod wezwaniem świętego Floriana ks. Ignacy Czechowski zapraszał do Wielkopolski Siostry Serafitki, że w ten sposób nie odkrywał i nie miał na myśli właśnie tego jednego, że potrzeba, aby i tutaj, na Ziemi Chodzieskiej i w tym mieście, w imię tej jedynej pasji Boga, jaką jest człowiek, każdy bez wyjątku człowiek, a zwłaszcza ten, który potrzebuje pomocy i wsparcia, w twarzach i pracy wezwanych tutaj z Galicji konsekrowanych kobiet, mógł rozpoznać konkretne prawdziwie oblicze Boga, Dobrego Pasterza, rozmiłowanego w każdej ze swych owiec, a zwłaszcza w tej najmniejszej i najbardziej bezbronnej?  Do takich bowiem szły i poszły tutaj, zgodnie ze swym zakonnym charyzmatem Siostry Serafitki, prowadząc działalność wychowawczą, zakładając ochronki, pracując w szpitalu i prowadząc własne ośrodki zdrowia, a później placówki parafialne. Tutaj, w Chodzieży, Siostry prowadziły m.in. ochronki, Miejski Dom Starców czy internat dla uczennic gimnazjum św. Barbary. Owocne i błogosławione było to minione stulecie. Ukazywało, że tym najmniejszym z naszych sióstr i braci trzeba bowiem ręki, która ich podtrzyma, oka, które im pomoże dostrzec właściwy kierunek, nóg, które pomagają iść ich wahającym się krokom. Myślę, że właśnie w tej konkretnej służbie miłości i oddania życia dla kobiet i dzieci, dla chorych i bezbronnych, żyjące tutaj, pośród was, od przeszło już stu lat Siostry Serafitki, dały dowód nie tylko gorliwego umiłowania Jezusa Chrystusa, ale także miłości i troski o konkretnego człowieka, oferując mu bliskość, pomoc, nadzieję i przywracając odwagę do życia i do podejmowania codziennych trudów. Posługa miłości, konkretnej troski o potrzebujących duchowego i materialnego wsparcia, przynosi bowiem jednocześnie – jak uczył nas już święty Jan Paweł II – prawdziwie radosną nowinę dla każdego człowieka, ukazuje bowiem miłość Boga, która nikogo nie opuszcza. W sytuacji osamotnienia, lęku i przeżywanych trudności, ukazuje bowiem zagubionemu człowiekowi i dobitnie mu potwierdza rzeczywiste powody, aby w sytuacji, w której się znalazł, nie tracił nadziei. Wiemy bowiem, jak w rzeczywistości cienka jest ta granica, poza którą przeżywający, zwłaszcza intensywne i długotrwałe trudności, staje się wystawiony na pokusę zwątpienia czy nawet rozpaczy. Niejednokrotnie dostrzec ją już możemy w oczach cierpiących czy skrzywdzonych przez innych ludzi, w sercach przygnębionych powtarzającą się i ciągnącą się niekiedy latami czy wciąż trwającą niesprawiedliwością. Jakże nie dostrzec, że potrzeba w takich sytuacjach właśnie tych, którzy odważnie staną przy bliźnim i pomogą mu przetrwać z nadzieją dni nieszczęścia i biedy. Posługa miłosierdzia i troski o człowieka przypomina, że nawet w tak drobnym geście – takim jak podarowanie komuś szklanki wody – obdarowany ludzką dobrocią, będzie mógł rozpoznać oblicze Miłosiernego Jezusa i przyjąć Jego miłość.

Umiłowani w Panu Siostry i Bracia!

Powołane przeszło sto czterdzieści lat temu w Zakroczymiu przez błogosławionego Ojca Honorata Koźmińskiego, kapucyna i błogosławioną Marię Małgorzatę Szewczyk, Zgromadzenie Córek Matki Bożej Bolesnej, popularnie nazywane Siostrami Serafitkami, od stu lat zapisuje piękne karty swej historii na Ziemi Chodzieskiej. Nie była to historia łatwa, zwłaszcza w czasie hitlerowskiej okupacji czy w tych powojennych latach, gdy tak wiele przecież charytatywnych dzieł prowadzonych przez zakonników i zakonnice zostało rozwiązanych czy wręcz zawieszonych. Odbierano Siostrom placówki i wyrzucano je ze szpitali, skazując na szukanie doraźnych, domowych rozwiązań. Ci, którzy odsuwali w ten sposób Siostry Zakonne od posługi cierpiącemu człowiekowi, dobrze rozumieli, że jest to zarazem posługa ewangelizacyjna, to znaczy, że właśnie w ten sposób ludzie będą mogli spotkać Chrystusa i – jak mówił papież Franciszek – ujrzeć Go w twarzach i gestach właśnie tych mężczyzn i kobiet przemienionych Jego obecnością. Gdy po latach przemian społecznych w Polsce działalność Sióstr mogła stać się znowu bardziej widoczna, podjęły one, tak jak tu w Chodzieży, zadanie budowania przyjaznych środowisk dla dzieci i młodzieży, nadając temu miejscu jakże piękną nazwę: Promyk Dobra. Prowadzona tutaj, we współpracy z naszą Archidiecezjalną Caritas świetlica środowiskowa, ma już dwadzieścia pięć lat. Pragnę Drogim Siostrom Serafitkom serdecznie dziś podziękować za tę troskę o dzieci i młodzież, wskazując jeszcze raz, że Jezus Chrystus upominając się w dzisiejszej Ewangelii – jak wszyscy słyszeliśmy – właśnie o tych małych, nie tylko jeszcze raz przypomniał nam o tym, jak potężnie dewastującą i niszczycielską siłę dla ich życia i wzrastania wyzwala w nich doznane przez innych skrzywdzenie czy wykorzystanie, ale także pośrednio nam wskazał, że nasza obecność w trudach dorastania i pośród problemów, które przeżywają, może przyczynić się do ocalenia tych promyków dobra, które kryją się w każdym bez wyjątku ludzkim sercu. Bóg bowiem zawsze widzi całego człowieka – przypominał nam kiedyś nasz błogosławiony Stefan Kardynała Wyszyński, Prymas Tysiąclecia – i mówił nam, że Bóg nas uczy patrzeć na całego człowieka, bo nie ta czy inna wada decyduje o wartości i o winie człowieka, nie ta czy inna zaleta ma być przedmiotem miłości człowieka, ale cały człowiek ma być miłowany. Nie kochamy innych tylko dlatego, że są dla nas mili i dobrzy. Nie kochamy ich dlatego, że i my pragniemy, aby nas otaczali miłością. Od Jezusa uczymy się miłości zdolnej przebaczać, zdolnej zwyciężać nasze i innych słabości, miłości zdolnej ofiarować nie tylko jedynie coś z siebie, ale całe nasze życie, całego siebie. I tak miłość – jak uczył nas Kardynał Stefan Wyszyński – będzie innych pobudzać do wzrostu, do prawdziwego rozwoju. Można bowiem dać bardzo dużo – przestrzegał – i serce zranić, a można bardzo malutko i serce rozradować, jakby skrzydła komuś przypiąć do ramion. Pragnę więc na nowe stulecie Siostrom życzyć, abyście w waszej trosce o człowieka nadal zdolne były w imię Jezusa ludziom skrzydła przypinać do ramion. 

WPROWADZENIE DO LITURGII

 Zgromadzeni dziś, w tę niedzielę, przy stole Słowa Bożego i Eucharystii, wsłuchujemy się w zachętę Pana Jezusa, z jaką zwraca się w Ewangelii do swych uczniów. Odpowiadając na uwagę Jana Apostoła, że jest ktoś, kto wyrzuca złe duchy w Jego imię, a nie chodzi z nimi, wzywa swych uczniów i dziś także nas, abyśmy nie myśleli w kategoriach: przyjaciel/wróg, my/oni, kto jest wewnątrz grona/kto poza, moje/twoje, ale wychodzili poza to i otwierali nasze serca, żeby móc rozpoznać prawdziwą obecność i działanie Pana Boga. Nie ogranicza się ona przecież tylko do nas, do tego, co nasze, co swoje, co nam jest bliskie i znane. Ogrania wszystkich i każdego bez wyjątku. Dziś, tutaj, w tej Eucharystii dziękujemy więc Bogu za taką właśnie obecność i takie rozpoznanie ogarniające wszystkich, zwłaszcza potrzebujących pomocy i wsparcia, z jaką od stu lat na Ziemi Chodzieskiej, Siostry Serafitki wychodzą do sióstr i braci. Ukazują one – jak w tę niedzielę, w którą Kościół obchodzi 107. Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy przypomina nam papież Franciszek – że nie ma już innych, ale tylko „my”.  Wszyscy przecież stanowimy rodzinę Bożą. Wszyscy złączeni więzami człowieczeństwa. Wszyscy za siebie nawzajem odpowiedzialni. Odpowiedzialni również za tych wszystkich, którzy wypędzeni przez wojnę czy nienawiść, klimatyczne zmiany czy głód, szukają miejsca do przeżycia. W tym dniu, w którym Kościół po raz sto siódmy modli się za migrantów i uchodźców i nam, tutaj modlącym się, nie może być obojętny los tych, którzy cierpią, również tam, za naszą wschodnią granicą. Musimy zrozumieć, że są to – jak nam wskazuje papież Franciszek w orędziu na dzisiejszy dzień – nasze sprawy, nasze dzieje, dzieje „nas”. Cierpienie tych ludzi jest naszym cierpieniem, i choć są oni wciąż tak brutalnie wykorzystywani w walce politycznej, to przecież nie zwalnia nas to i nie może nigdy zwolnić z myślenia o nich jako o naszych barciach. Nam nie wolno o nich zapomnieć! Nie wolno przyzwyczaić się do tej sytuacji! Nie wolno mówić sobie, że przecież nas to wprost nie dotyczy! To są dzieje „nas”! Módlmy się więc w tej Eucharystii również za nich i prośmy też za nas, by Pan uwalniał i nas od tego zwodniczego myślenia: my/oni, aby – jak wzywa dziś papież cały Kościół – przekształcać granice w uprzywilejowane miejsce spotkania, gdzie może rozkwitnąć cud coraz większego „my”.

 

Udostępnij naShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter